Anna jechała swoim małym samochodem, bardzo się spieszyła. Obok siedział duży pies, bardzo dziwny ciemnobrązowy kolor. Parę lat temu, mały szczeniak przyczepił się w nogi męża i nie mógł przejść obok. Pies okazał się niezwykle posłuszny i spokojny oraz nadzwyczaj bystry.
W ogóle nie szczekał, nie piszczał i nie wył, był całkowicie cichy.
Ania i Adami, zabierali go wiele razy do weterynarza, ale on cały czas twierdził, że psu nic nie dolega, mówiąc:
— Nie czuję się komfortowo, pobierając od Was więcej pieniędzy. Zrozumcie w końcu, że Wasz pies jest zdrowy. Po prostu nie chce szczekać, widocznie nie ma takiej potrzeby. Nie zabierajcie go nigdzie indziej do lekarza, bo powiem Wam to samo. Zaakceptujcie go takim, jakim jest.
Ten psiak był wyjątkowy, rozumiał wszystko od pierwszego słowa, a nawet spojrzenia. Wystarczyło mu tylko raz pokazać, a on na zawsze pamiętał. Trzeba było jednak powiedzieć:
– Aro, przynieś pilota do telewizora, tylko delikatnie! Pies był bardzo ostrożny, aby go nie zmiażdżyć. Niósł go bardzo powoli, wszystko rozumiał.
Słowo „proszę”, było obowiązkowe. Bez niego Aro nic nie zrobił. Wszyscy się z tego śmiali, jaki psiak jest inteligentny.
Był szóstym członkiem rodziny. Właściciele go uwielbiali, a szczególnie ich dzieci. Z wyglądu był taki sam jak wszystkie, inne psiaki, tylko milczący. Nikt nigdy nie słyszał od niego żadnego dźwięku. Nie gryzł butów, nie ogryzał mebli i nie robił psich interesów w domu, tylko na ulicy.
Patrzył oczami w twarz i wydawało się, że chce coś powiedzieć. Nie zachowywał się jak pies, tylko jakiś zwierzak z innej planety. Był w nim umysł i wiedza o czymś, co nie jest dostępne dla naszego zrozumienia.
Potem mąż Anny miał zawał serca, konieczna była pilna operacja. Adam miał jednak uczulenie na wszystkie leki znane anestezjologowi. Natychmiast zadzwonili do wszystkich sąsiednich szpitali i jeden, dwadzieścia kilometrów dalej, posiadał bezpieczny dla niego lek. Wybór był niewielki, albo to, albo śmierć.
Kobieta nie mogła czekać ze złożonymi rękami. Poprosiła sąsiadkę, żeby została z dziećmi. Wsadzając Aro do samochodu, popędziła do tego szpitala. Sama nie potrafiła sobie wytłumaczyć, skąd brała tyle siły, ale musiała zrobić wszystko.
Szpital musiał wysłać lek karetką pogotowia, a Anna chciała jej towarzyszyć. Kiedy poszła na oddział i lek został już przekazany kierowcy samochodu, rozpętała się ogromna burza i zawierucha.
Nikt nie spodziewał się, że w tym dniu, coś takiego się wydarzy. Wszystko wokół pogrążyło się w ciemnościach, do tego nadszedł wieczór. Kobieta pobiegła do swojego samochodu, a kierowca do karetki. Obydwoje biegli w migoczącym świetle, szpitalnego oświetlenia awaryjnego.
Po dotarciu do miasta, okazało się, że drogi są zatorowane połamanymi drzewami, przejazd był niemożliwy. Potem Anna wzięła lek i pojechała swoim małym samochodem po chodnikach i alejkach.
Niestety przy wjeździe na most, prowadzący do centrum miasta, gdzie znajdował się Szpital Centralny, było jedno skupisko samochodów, które zderzyły się w nagłej ciemności i braku sygnalizacji świetlnej.
Wysiadła z samochodu i pobiegła, obok biegł pies. Patrzył na nią od dołu do góry, pędzili obok siebie. Kobieta przycisnęła do siebie to, co najdroższe, dwa pudełka z lekarstwami. Reflektory samochodów oświetlały ulice, na których tłoczyli się ludzie i uciekali w pośpiechu.
Ania biegła z całych sił, dopóki nie upadła. Opierając się plecami o jakiś płot, płakała, przyciskając dwa pudełka do piersi. Nie mogła wstać, chyba skręciła nogę.
Ponownie sprawdziła telefon, był bezużyteczny, nic nie działało. Próbowała krzyczeć i wołać o pomoc, ale.
w panującym zamieszaniu i panice, nikt jej nie słyszał, a potem wzrok padł na psa.
Aro stał i patrzył na nią oczami pełnymi zrozumienia, wiedział wszystko. Potem przyszła jej do głowy jedyna, słuszna decyzja.
Przytuliła psa i po zrobieniu torebki z szalika umieściła tam dwa pudełka leków. Napisała notatkę i przymocowała to wszystko do obroży.
Dziewczyna przytuliła swojego pupila i powiedziała:
– Musisz to zabrać! Nikt inny niż Ty. W przeciwnym razie Adam umrze, dostarcz leki tam, gdzie leży. Uciekaj Aro! Uciekaj!
Dodała słowo „proszę”. Pies pochylił się i polizał ją po twarzy, a potem. zerwał się z miejsca i jak kula pobiegł ciemnymi uliczkami miasta.
Kiedy mężczyzna wrócił do domu, obejmując swojego wybawcę, opowiadał żonie, dzieciom oraz zgromadzonym krewnym i przyjaciołom:
– Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę szczekanie, ale wiedziałem, że Aro nie szczeka. Wyobrażacie sobie! Jednak to zrobił! Pierwszy raz w życiu!
Ochrona, sanitariuszki, pielęgniarki, lekarze i technicy. Wszyscy biegli za dziwnym, ciemnobrązowym psem, szczekającym dziko i pędzącym po korytarzach szpitala. Nikt go nie powstrzymał, dopóki nie dotarł do sali przedoperacyjnej. Tam pielęgniarka zobaczyła duży szal przywiązany do obroży i notatkę. Mężczyznę udało się uratować.
Aro znowu zamilkł, nigdy już nie szczekał. Adam tak bardzo chciał usłyszeć jeszcze raz ten dźwięk, który uratował mu życie.
– Przynajmniej raz Aro!. Przynajmniej raz! Proszę!
Psiak jednak milczał. Patrzył na mężczyznę i nic z siebie nie wydał. Wszyscy czuli, że zrobił to z rozpaczy.
Nasz bohater mieszka nadal ze swoją rodziną, wciąż jest taki cichy. Widocznie uważa, że wszystko jest w porządku i szczekanie nie jest konieczne.