Mieszkałem z żoną ponad osiem lat. Od razu po ślubie zamieszkaliśmy z moją teściową, pracowałem tylko ja. Nie potrafiłem znaleźć wspólnego języka z mamą mojej żony, więc rok później wynajęliśmy małe mieszkanie i zaczęliśmy żyć na własną rękę. Wszystko układało się dobrze, poza jednym – żona nie była w stanie znaleźć żadnej pracy. Przekonałem ją do pójścia na studia. Później pomagałem jej jak tylko mogłem, pisałem wszystkie jej wypracowania, nawet pomagałem w pracy dyplomowej. Jak tylko skończyła studia i przyniosła dyplom, otrzymała bardzo dobre oferty pracy. Byłem szczęśliwy, bo wtedy moja kariera była porażką. Mimo że też ukończyłem studia, trudno było znaleźć w moim przypadku dobrze opłacalną pracę. Kiedy żona urodziła córkę, robiłem co mogłem, by zapewnić im dobry byt. Później na świat przyszło kolejne dziecko, ale żadne z nich nie mogło pójść do żłobka, oboje miały słabą odporność, non stop chorowały.
Podjęliśmy decyzję, że to ja zajmę się domem. Nie byłem zły, może i miałem pecha w karierze, ale za to obok mnie była szczęśliwa rodzina. Jednak z roku na rok żona ciężko pracowała i zostawała do późna w pracy. Kilka lat później kupiliśmy duże mieszkanie. Dzieci były zadowolone, wreszcie miały swoje pokoje. Ja niestety zacząłem coraz rzadziej widywać żonę. Wkrótce spotkałem mojego dawnego kolegę. Powiedział mi, że słyszał plotki o mojej żonie – podobno zdradza mnie ze swoim szefem. A wszystko działo się w biały dzień, w biurze. Podobno szef dawał jej prezenty przy wszystkich, a raz nawet go przytuliła.
– Musisz od niej odejść, to szaleństwo. Nie daj się tak traktować. Poświęciłeś się dla niej i dla rodziny, a jak ona Ci się odwdzięcza – mówił z oburzeniem kolega.
Wtedy postanowiłem, że pójdę do miejsca pracy żony i porozmawiam z jej kochankiem. Chciałem prosić go, żeby zostawił moją żonę w spokoju. Ona ma rodzinę, dzieci. A on… Upokorzył mnie przy wszystkich, wyśmiał.
Żona wszystko słyszała, podeszła tylko i powiedziała:
– Co Ty tu robisz? Dowiedziałeś się wszystkiego, prawda? To nawet lepiej, bo mam dość prowadzenia podwójnego życia. Jutro składam pozew o rozwód.
Wynajęła najlepszych prawników i zabrała mi wszystko. A potem wyrzuciła mnie i dzieci z domu. Mój prawnik przekonywał mnie, że odwołamy się i jest szansa, ale ja odpuściłem. Nie byłem w stanie walczyć.
Nie obchodziło ją, gdzie mieszkamy ani jak się utrzymujemy. Przelewała jedynie skromne alimenty. Pomogli mi rodzice, dali pieniądze i udało mi się kupić małe mieszkanie. Znalazłem pracę i wszystko w moim życiu zaczęło się układać. A teraz moja była żona zadzwoniła i zażądała pomocy. Nie przeprosiła za swoją zdradę. Była i jest arogancką kobietą, która dostała to, na co zasłużyła. Okazało się, że została zwolniona z pracy, a szef ją zostawił. Potem miała wypadek i teraz jest w szpitalu. Odmówiłem jej pomocy. Zostawiła mnie i dzieci, zabrała nam wszystko i nigdy nie zadzwoniła. Nie wiem czy robię dobrze, może ze względu na dzieci powinienem dać jej szansę, ale nawet nie potrafię spojrzeć tej kobiecie w oczy.