Cały dzień rozsyłałem CV i chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne. Był czas pandemii, o pracę nie było łatwo, a ja liczyłem na miłe popołudnie z rodziną.
– Aniu, dlaczego na obiad są same ziemniaki? – zapytałem grzecznie żonę.
– Mięso dałam dzieciom i zjadłam też sama. Gdybyś zarobił na mięso, to byś jadł z mięsem… Czy to nie jest oczywiste?
– Cóż, próbuję znaleźć pracę, to nie jest takie proste.
– Postaraj się bardziej. Póki nie masz pracy, o smacznych obiadach możesz tylko pomarzyć.
– No tak… W tym domu bez pracy nikt mnie nie potrzebuje – odparłem cicho sam do siebie.
– Jest jeszcze Twoja matka, ona na pewno takiego Ciebie zechce!
– A Ty? Dzieci?
– Oczywiście, że nie. Taki bezużyteczny mężczyzna na nic mi się zdaje.
– Dlaczego mnie poniżasz? Przecież całe życie pracowałem, starałem się dać wszystko, co mogłem naszej rodzinie.
– Tak, tylko od kilku miesięcy żyjesz na moim utrzymaniu. Mam tego dość!
– To nie moje wina. Jestem kucharzem, a teraz tak wiele restauracji zostało zamkniętych.
– Jesteś mężczyzną czy nie? Mam dość bycia głową rodziny!
– Czego Ci brakuje? Mamy dach nad głową, ja mam oszczędności, z których sam spłacam kredyt hipoteczny. Nikt nie chodzi głodny czy brudny…
– Nikt nie chodzi głodny, bo pracuję za dwóch! Koniec z tym!
– Zawsze lubiłaś swoją pracę. Zresztą, nie musisz pracować tak wiele.
– Muszę, bo niektórzy nie przynoszą do domu żadnych pieniędzy. Spakuj swoje rzeczy i jedź do matki.
– Przecież jestem głodny, dlaczego nie mogę w spokoju zjeść? I dlaczego wyrzucasz mnie do matki?
– Od dziś będziesz jej utrzymankiem. Możesz wrócić do domu, gdy znajdziesz wreszcie pracę!
Spakowałem się i wyszedłem. Nie wiedziałem wtedy, co sądzić o całej tej sytuacji. Dziś mam już pracę, zostałem zastępcą szefa kuchni i zarabiam lepiej niż wcześniej. Nie wróciłem jednak do domu. Wynająłem małe mieszkanie, a z dziećmi widuję się w weekendy.
Nie wiem, czy powinienem, ale z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że rozwód to jedyne, co mogę zrobić. Chcę kochać i być kochany, a żona boleśnie mi pokazała, kim dla niej jestem – wtedy, gdy potrzebowałem największego wsparcia.