Przydarzyła mi się tragedia, którą nawet trudno opowiedzieć, ale muszę to z siebie wyrzucić. Nie mam już nikogo bliskiego, nie mam komu się wyżalić, gdyby nie radio czy komputer, to panowałaby u mnie tylko głucha cisza. Chodzi o mojego syna Marka, który zachował się okrutnie.
Moja żona, jego matka, ciężko zachorowała. Było naprawdę źle, lekarze mówili, że to mogą być jej ostatnie dni. Cała rodzina ze strony żony była w szoku, zaniepokojeni, smutni, każdy chciał być przy niej. Wszyscy, oprócz naszego syna Marka.
Nie będę ukrywał, że zawsze miałem do syna słabość. Był naszym pierwszym dzieckiem, dumą rodziny. No ale co się stało, to się nie mieści w głowie. Kiedy zadzwoniłem do niego z tą tragiczną wiadomością, spodziewałem się, że natychmiast rzuci wszystko i przyjedzie do szpitala. A on? On powiedział, że z żoną właśnie pakują się na wakacje. Tak, dokładnie tak.
– Przepraszam tato, ale mamy już wszystko zaplanowane, bilety, hotel – to jedyne co usłyszałem.
Poczułem się, jakbym dostał w twarz. Jak można tak zareagować? To jego matka, kobieta, która dała mu życie! A on, jakby nic. Powiedział, że nie może teraz tego wszystkiego odwoływać. No cóż, moja żona, jego matka, jechała do szpitala, a on z żoną na wakacje. Serce mi pękało.
W szpitalu byłem z nią cały czas. Trzymałem ją za rękę, rozmawiałem, nawet jeśli nie mogła odpowiadać. A Marek? Ani razu nie zadzwonił, nie spytał nawet, jak mama się czuje.
Żonie kłamałem. Tak, przyznaję się. Mówiłem jej, że syn jest w drodze, że już niedługo będzie. Wierzyłem, że może jeszcze się opamięta, że może gdzieś w połowie drogi zrozumie, co jest naprawdę ważne i zawróci. Ale nie, nie zawrócił.
Kiedy wrócił, po wszystkim, próbował się tłumaczyć, mówił o jakichś ważnych sprawach, ale już nie chciałem słuchać. Jak można tak postąpić? Jak można być takim… bezdusznym?
To było dla mnie ostateczne rozczarowanie. Zawsze wierzyłem, że wychowałem syna na dobrego człowieka, ale teraz… Teraz nie wiem. Czyżbym się tak bardzo mylił? Czyżby wszystko, co robiliśmy dla niego, było na nic? Trudno mi to wszystko przetrawić. Jestem bardzo smutny i zraniony. Bo przecież to nadal mój syn, ale czy jeszcze mogę na niego patrzeć tak samo?
No i tak żyję teraz z tym wszystkim. Z jednej strony tęsknota za żoną, z drugiej strony rozczarowanie i złość na syna. Trudno to wszystko pojąć, trudno z tym żyć.