Sąsiedzi na wsi traktują mnie jak bankomat i agencję zatrudnienia. To moja matka naopowiadała im głupot!

Pochodzę z bardzo małej wsi na wschodzie Polski. Nie wymienię nazwy, bo łatwo byłoby wtedy mnie znaleźć, ale wierzcie mi, tam wszyscy zachowują się, jakby byli rodziną. Wszystko zaczęło się, gdy po latach ciężkiej pracy i nauki udało mi się spełnić moje marzenia. Zostałam prawniczką. Wiadomo, na początku było mi ciężko, ale później dostałam stabilną pracę w dużej kancelarii w Warszawie, kupiłam samochód i wzięłam trzypokojowe mieszkanie na kredyt. Byłam dumna z siebie, ale wiedziałam też, że to efekt moich starań, a nie cudzego dobrodziejstwa.

Kiedy pojechałam odwiedzić mamę w naszej wsi, nie spodziewałam się, że moje osiągnięcia staną się tematem numer jeden wśród sąsiadów. Dawno mnie tam nie było, bo ponad cztery lata. To mama przyjeżdżała do mnie, ja nie lubiłam zapuszczać się w rodzinne strony.

I owszem, zawsze było mi miło, gdy ktoś gratulował mi sukcesów, ale tym razem to przerodziło się w coś zupełnie innego. Sąsiedzi zaczęli przychodzić jeden po drugim i robić docinki mojej mamie, jak bardzo jestem bogata i powinnam teraz jej się odwdzięczyć. Z początku udawałam, że tego nie słyszę, ale z czasem zaczęło mnie to denerwować.

Jakie „odwdzięczyć się”? Mama jest dobrym człowiekiem, szanuję ją, ale nic a nic nie pomagała mi, kiedy chodziłam na studia. Musiałam brać dodatkową pracę wieczorami i w weekendy, żeby opłacić akademik. A po drugie, o jakim bogactwie mowa. Mam na głowie kredyt na kolejne dwadzieścia lat.  Ludzie w takiej zacofanej wsi myślą, że jak ktoś wyjechał do Warszawy, to już nie wiadomo jaką karierę zrobił i śpi na pieniądzach, a życie wszędzie jest takie samo, wszędzie trzeba ciężko pracować na pieniądze.

Zdziwiona i lekko zirytowana zapytałam jednego z sąsiadów, skąd wziął się jego pomysł na te wszystkie historie o moich zarobkach? Spojrzał na moją mamę, a ja zrozumiałam, to ona rozpowiadała te wszystkie niestworzone rzeczy. Serce mi pękło. Moja własna matka, zamiast być ze mnie dumna, wyolbrzymiała do granic absurdu mój sukces.

Ale to był dopiero początek. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, żądając, żebym znalazła pracę dla jej córki. Odpowiedziałam jej, że nie pomogę, bo niby jak… Nie mam takich znajomości, sama po studiach rozesłałam chyba z pięćdziesiąt CV. Dlaczego ludzie myślą, że skoro udało mi się coś osiągnąć, to teraz muszę rozwiązywać ich problemy?

Jeszcze inny sąsiad poprosił mnie o pożyczkę pieniędzy. To nie jest wielka kwora, ale to obcy człowiek dla mnie… Rozumiecie to? Jak można być tak bezczelnym? Zaczęłam unikać rozmów z sąsiadami, wyjechałam po trzech dniach.

Jak jeszcze byłam na miejscu, to chciałam się spotkać z koleżanką ze szkoły podstawowej. Ale ona też zaczęła tę samą śpiewkę. Zaczęła mówić, że biedna ta moja mama, bo mieszka w takim skromnym domu, a córka w stolicy i nie pomoże… Ludzie, których uważałam za przyjaciół, nagle zaczęli mnie traktować jak bankomat czy agencję zatrudnienia. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja własna matka przyczyniła się do tej sytuacji.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *