Wanajęliśmy kawalerkę w Gdańsku za worek cebuli. W co myśmy się wpakowali?!

Zaczęło się od tego, że mamy z mężem taką małą kawalerkę w Gdańsku. Dostaliśmy ją po mojej babci, troszkę ją nawet odnowiliśmy. Plan był prosty – wynająć i trochę zarobić, bo przecież w Gdańsku ceny nie są niskie. Ale wiecie, jak to bywa, zawsze się coś komplikuje.

Plotka o tym, że z mężem odziedziczyliśmy kawalerkę i chcemy ją wynająć, szybko rozeszła się po rodzinie. Nagle dzwoni matka kuzyna mojego męża. Mówi, że jej synek, młodziak, dopiero zaczyna studia, fizykę chce studiować, no i szuka mieszkania. I tak oto, rodzinne koneksje zaczęły działać. Ona prosi, prawie błaga, żebyśmy mu wynajęli naszą kawalerkę. No i co ja miałam zrobić? Serce mi zmiękło, choć w głowie cały czas dźwięczało: „interesy z rodziną to zły pomysł”. Ale mąż nalegał, więc się zgodziłam. No i błąd – umowy nie podpisaliśmy. Takie nasze naiwne zaufanie rodzinne.

Od października tamten mieszka i ani grosza nie widzieliśmy. Miało być 900 złotych miesięcznie, elegancko, bez rachunków. A on, co? Mówi, że mamusia mu nie przelała od tamtej pory kasy. Mąż dzwoni do ciotki, a ta jak wiatr – omija, unika, zbywa. A kilka dni temu przyjeżdża kurier z wygniecioną brudną paczką. A w środku worek cebuli i parę słoików z mięsnymi konserwami. No nieźle, co? Za mieszkanie płacą nam cebulą i pasztetem! Jakby mi to ktoś opowiedział, to chyba bym go wyśmiała!

Mąż zadzwonił do tej ciotki, a ona mu z płaczem, że pieniędzy nie mają i jedyne, co mogą dla nas teraz zrobić, to nam wysyłać trochę swojskich warzyw i wyrobów. Że jak tylko im się sytuacja poprawi, to wszystko, co do grosza, nam oddadzą. Ale ja już szczerze mówiąc nie wierzę. Chłopak jest młody, mógłby iść do pracy i nie czekać na matkę.

Szczerze? Czuję się wykorzystana. Tak po prostu. Rozumiem, rodzina to rodzina, ale przecież to nie jest uczciwe. My się staraliśmy, zadbaliśmy o to mieszkanie, a oni? Ani szacunku, ani wdzięczności. Coś mi się wydaje, że kuzyn szybko nie zrozumie, jak to jest płacić za coś, co nie jest jego. Ja się gotuję ze złości. Bo przecież to wszystko jest niesprawiedliwe. Z jednej strony chcesz pomóc, a z drugiej oszukują cię na każdym kroku.

No i co ja mam teraz zrobić? Zostawić to tak? Czy może jednak postawić sprawę jasno i powiedzieć, że albo płaci, albo wyprowadza się? Bo wiecie, jak to jest, serce mówi jedno, a rozum zupełnie coś innego. A na dodatek mąż, który zawsze chce być tym dobrym w oczach rodziny, teraz nagle milczy i unika tematu. Czuję, że on niczego nie załatwi i wszystko teraz jest na mojej głowie. Czy ja muszę być tą złą, która musi wszystko odkręcać?

No i tak to jest. Myślałam że robię dobrze, a potem siedzę z workiem cebuli i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Ale teraz to już wiem – nigdy więcej interesów z rodziną. Nigdy.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *