Postanowiłam zrobić córkom niespodziankę i odwiedziłam ich bez zapowiedzi. Mieszkanie otworzył mi obcy mężczyzna

Moje dwie córki, Zosia i Helena, są bliźniaczkami i rok temu zaczęły studia w Warszawie. Nasz rodzinny dom jest na wsi, tutaj się wychowały i dorastały. Nie byłam zadowolona z ich wyprowadzki, mamy dobre uczelnie niedaleko, raptem pół godziny drogi od nas. Ale one zmówiły się i uparły na stolicę, nie było wyjścia.

Mój mąż zmarł dziesięć lat temu w wypadku samochodowym. Od tamtej pory muszę radzic sobie sama, a łatwo nie jest. Ich studia doprowadziły mnie do problemów z sercem – żyję w ciągłym strachu, czy uda mi się zapewnić córkom edukację. W końcu muszę opłacić ich czynsz, wyżywienie i jeszcze pomóc w bieżących wydatkach. Obie dostały stypendium socjalne, ale nawet nie wiem w jakiej wysokości. Nie chcą się przyznać, powiedziały jedynie, że jest zbyt niskie i nie wystarczy nawet na opłaty.

Wierzę czy nie, muszę pomagać. Co miesiąc przelewam im prawie dwa tysiące, wysyłałam kurierem paczki z domowym jedzeniem, robię tak naprawdę co tylko mogę. Znalazłam sobie nawet dodatkowe zajęcie i po pracy chodzę sprzątać w naszej szkole. Dzięki temu wiążę koniec z końcem.

Niecały tydzień temu, kiedy pakowałam dla nich paczkę, postanowiłam, że sama ją zawiozę. Minął rok odkąd córki wyjechały, a ja żyję tylko na tej swojej wsi. Rozumiem, że nie mają czasu, więc wzięłam dwa dni urlopu i wszystko przygotowałam. Dzwoniłam do jednej, jak i drugiej córki, chciałam ich uprzedzić, ale żadna nie odbierała, a później pomyślałam, że ucieszą się z niespodzianki, więc zatrzymam to dla siebie. Miałam adres, bo podawałam go kurierowi, sprawdziłam też autobusy i już w czwartek o świcie byłam w drodze.

Przyjechałam na miejsce przed 9:00 rano, nie ukrywam, że nie wiedziałam, w którą stronę iść i gdzie co jest. Teraz młodzi mają wszystko w telefonach, a mnie nie pozostało nic innego jak pytać innych o drogę.

Kiedy dotarłam na miejsce długo dzwoniłam. Ktoś wreszcie otworzył mi drzwi do klatki, a po chwili w progu mieszkania stanął mężczyzna w samym szlafroku, na oko miał pewnie z pięćdziesiąt lat. Byłam zmieszana, myślałam że coś pomyliłam. Szybko zaczęłam sprawdzać adres, ale nie było mowy o pomyłce. Zgadzał się jak nic!

Zaczęłam coś tłumaczyć, mówiłam że przyjechałam do córek, a tuż po chwili stanęła za nim moja Hela. Nie rozumiałam, co to ma znaczyć. Płaciłam córkom za mieszkanie i nic mi nie było wiadomo o kolejnym lokatorze.

Wyczułam, że coś jest nie tak i zażądałam wyjaśnień. Ze złości zrobiłam awanturę na całej klatce, ale wiedziałam, że jeśli nie zareaguję, to zamydlą mi oczy i nigdy nie dowiem się prawdy.

Niespodzianka, która miała być dla nas szczęśliwym czasem, przyniosła mi tylko złe nowiny. Córka spotykała się z człowiekiem, który mógłby być jej ojcem, a wszystko dla marnych pieniędzy. Jeszcze przez próg rzuciła mi, że gdybym dawała im więcej, nie musiałaby być czyjąś utrzymanką.

Nie wiem gdzie popełniłam błąd. Powinnam jeszcze raz z córkami porozmawiać, szczególnie z Helą, powiedzieć im co o tym wszystkim myślę, ale boję się, że się obrażą i może nawet zerwą kontakty. Może powinnam schować głowę w piasek i udawać, że mnie to nie obchodzi? Tylko jak, skoro jestem matką?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *