Mój mąż i ja jesteśmy pracoholikami. Włożyliśmy w nasze marzenia każdy grosz, jaki mieliśmy, więc przez lata udało nam się wiele osiągnąć. Dawaliśmy naszym dzieciom to, co najlepsze i staraliśmy się, aby niczego nie potrzebowały.
Marzyliśmy o własnym domu. Z wiekiem wszyscy chcemy być bliżej natury, prawda? Mąż chciał mieć garaż, a ja planowałam urządzić ogromny ogródek kwiatowy. Udało nam się zrealizować to marzenie.
Kupiliśmy działkę i rozpoczęliśmy budowę. Nie jesteśmy zamożnymi ludźmi, więc budowa trwała kilka lat. Oczywiście mogliśmy wziąć kredyt i zrobić wszystko za jednym zamachem, ale to było dla nas nie do przyjęcia. Sprzedaliśmy samochód, kupiliśmy tańszy i zebraliśmy wszystkie nasze oszczędności.
Gdy dzieci podrosły, wyprowadziły się i poszły na swoje. W domu zrobiło się cicho i pusto. Pomagaliśmy córkom finansowo, ale one nie pomagały nam w niczym, wyrosły na egoistki.
Wszystko było dobrze i normalnie, dopóki córki nie postanowiły podzielić domu między siebie i to jeszcze za naszego życia. Starsza córka podpowiedziała, że ma ciasno w jednopokojowym mieszkaniu, a młodsza poparła jej inicjatywę.
Basia i Jola mieszkają w wynajmowanych mieszkaniach, nie chcą brać kredytu hipotecznego. Są przyzwyczajone, że wszystko mają na pstryknięcie palcem. Nigdy z mężem nie byliśmy w stanie rozwiązać ich problemu mieszkaniowego, bo nasze emerytury są skromne.
– Chcę mieć własny ogródek, w którym będę uprawiać warzywa, a dzieciom będzie lepiej na świeżym powietrzu. Mam dość wynajmowania! Przyzwyczaiłam się do mieszkania w prywatnym domu, więc chcę wrócić – mówiła Basia
– Jak my wszyscy razem damy sobie radę? Trzy rodziny to dużo. My jesteśmy już starszymi ludźmi, chcemy spokoju i ciszy. Wy, młodzi ludzie, lubicie hałasować i bawić się. Zawsze się cieszymy, gdy nas odwiedzacie, ale nie chcemy mieszkać razem – odpowiedziałam.
Okazało się, że córki były ze sobą od dłuższego czasu w zmowie. Nie zamierzały z nami mieszkać, postanowiły wyeksmitować mnie i mojego męża.
– Masz dwupokojowe mieszkanie, które wynajmujesz lokatorom, więc wprowadźcie sie tam – powiedziała Jola.
Nie wiedzieliśmy z mężem, co robić. Nie mogliśmy się utrzymać z naszych emerytur, odstępne z mieszkania naprawdę nam pomagało. Jednak córki stały twardo na swoim miejscu i wymuszały na nas wyprowadzkę. Gdy mąż powiedział, że nie zgadza się na opuszczenie domu, w który wszystko zainwestował, córki obraziły się na nas. Teraz nawet nie odbierają telefonu.
Rozumiem, że to wszystko jest manipulacją i serce mi pęka z bólu.
Córki robią nam wyrzuty, że nie chcemy oddać im naszego wymarzonego domu, na który ciężko pracowaliśmy przez wiele lat.
Nasi znajomi mówią, że postępujemy słusznie. Basia i Jola są dorosłe, powinny same pomyśleć o czymś dla siebie.. My jednak cały czas głowimy się, jak rozwiązać ten konflikt. Gorzkie jest to, że nasze dzieci są tak niewdzięczne i widzą tylko siebie.