Kiedy spotkałem Magdę, wiedziałem, że to ta. Wiem, że mówi się o miłości od pierwszego wejrzenia, ale ja od początku wiedziałem, że przy tej dziewczynie chcę się zestarzeć. Chcę, żeby kiedyś szła koło mnie na zakupy do pobliskiego sklepu i kołysała nasze wnuki, a może nawet prawnuki. Pierwszą randkę w ciemno, bo umówił nas mój znajomy, będę pamiętał do końca życia.
Nie mogliśmy się nagadać
Poruszyliśmy milion tematów i nawet jeśli nie do końca nasze poglądy na daną sprawę się pokrywały, siedzieliśmy i słuchaliśmy tego, co druga strona ma do powiedzenia. To było fascynujące. To niesamowite wręcz braterstwo dusz. Szybko staliśmy się oficjalnie parą, a niedługo potem zamieszkaliśmy razem.
Wynajęliśmy niewielkie mieszkanie, które Magda z zapałem zmieniła w przytulny dom, do którego chciało się wracać po pracy. Ona pracowała w szkole, ja wspinałem się po szczeblach korporacyjnej drabiny. Nie miałem obaw przed formalnym potwierdzeniem naszego związku. To była jedyna kobieta, z którą mógłbym spędzić życie, i chciałem, by to wiedziała. By wszyscy to wiedzieli.
Długo wybierałem pierścionek
Padło na białe złoto i szafir w towarzystwie dwóch brylantów. Była zachwycona i szczęśliwa, że wchodzimy w kolejny etap naszego wspólnego życia. Zaczęliśmy organizować wesele. Właściwie ona zaczęła i była w tym doskonała. Ja starałem się o kolejny awans, więc musiałem skupić się na pracy.
Nadgodziny, dodatkowe prezentacje, czasem jakieś wyjazdy na konferencje – to była moja codzienność. Ona wyszukiwała dekoracje, miejsca, jeździła do kwiaciarni, krawca, wybierała wzory zaproszeń. Zawsze pytała mnie o zdanie, ale oboje wiedzieliśmy, że szukała tak, żeby pogodzić swój i mój gust. Nie sądziłem, że można być bardziej szczęśliwym.
Kiedy znajomy z pracy powiedział mi, że sąsiadka jego matki sprzedaje mieszkanie w okolicy, o której myśleliśmy, od razu zadzwoniłem do Magdy.
– Druga taka okazja może się szybko nie powtórzyć, więc… – zawiesiłem głos, a ona krzyknęła, że pakuje torebkę i zaraz będzie na miejscu.
Była zachwycona mieszkaniem. Widziałem błysk w jej oczach, kiedy oglądała kolejne pokoje, łazienkę i kuchnię. Należało włożyć w to miejsce trochę pracy, ale widziałem i czułem, że to świetny wybór.
– Krzysiek… – westchnęła, a ja wiedziałem, co to znaczy.
Formalności trochę potrwały, ale kilka tygodni to nic wobec całej reszty naszego życia. Ja znowu zakopałem się w pracy, chcąc zarobić jak więcej, byśmy urządzili gniazdko tak, jak sobie wymarzyliśmy Część remontu zrobiliśmy sami.
Malowaliśmy ściany na różne kolory, marnując na ten cel urlop, który mogliśmy wykorzystać na jakąś fajną wyprawę w góry, ale Magda stwierdziła, że dzięki temu będziemy bardziej u siebie. Więc machaliśmy pędzlami i wałkami, i faktycznie, z każdym dniem wyglądało to lepiej, a my czuliśmy się bardziej u siebie.
Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami
Mój brat postanowił zorganizować mi wieczór kawalerski. W porozumieniu z przyjaciółką Magdy przygotowali listę miejsc, w których będziemy my i panie, tak żebyśmy na siebie nie wpadli. Zastanawiałem się, czy to faktycznie byłoby tak strasznie niefajnie bawić się z przyszłą żoną na wspólnym wieczorze, ale chłopaki stwierdzili zdecydowanie, że owszem, że byłoby to żenująco słabe, że musimy się rozłączyć, choć na wieczór.
Zabawa była niezła. Brat posłuchał moich próśb i ominął bary ze striptizem. Pozostaliśmy przy piciu wysokoprocentowych alkoholi i wygłupach na parkiecie. Na szczęście nie zmuszali mnie też do noszenia dziwnych rzeczy na głowie ani szarf, które świadczyłyby o tym, że jestem przyszłym żonkosiem, tak jak to mają w zwyczaju robić dziewczyny. Kiedy wracałem z łazienki, ktoś chwycił mnie za rękę. Odwróciłem się w stronę, w którą ciągnęła mnie ta ręka…
– No, jesteś nareszcie!
Ledwie usłyszałem te słowa w zgiełku klubu, ale zaraz potem przestałem słyszeć cokolwiek, prócz walenia własnego serca, gdyż poczułem na ustach… pocałunek. Najpierw otworzyłem oczy szeroko ze zdumienia. Cholera, całował mnie facet! W dodatku z niesamowitą wprawą. Stałem jak skamieniały, w szoku, nie wiedząc, co mam zrobić. Podziękować? Dać mu w pysk? Czy może…?
Zamknąłem oczy i oddałem pocałunek.
To on oderwał się ode mnie
Musiał się zorientować, że ja to nie ten, na którego czekał, i był teraz równie przejęty, spłoszony jak wcześniej. Odskoczył ode mnie.
– O Boże! – powiedział. – Strasznie, strasznie przepraszam, pomyliłem się…
– Najwyraźniej – mruknąłem, ciągle czując na sobie jego usta.
– Przepraszam! – krzyknął i umknął.
Wmieszał się w tłum ludzi za barem. Wróciłem do moich znajomych i rodziny, ale w głowie ciągle brzmiał mi jakiś dzwonek. Albo raczej brzęczyk. Coś było nie tak. Coś było zdecydowanie nie tak. Nad ranem, po kolejnej szklaneczce whisky, doszedłem do wniosku, że mi się podobało. Jasna cholera, jak mogło mi się podobać, że całuje mnie facet, skoro w domu czekała na mnie najlepsza kobieta pod słońcem, z którą za niecały miesiąc miałem wziąć ślub…
Kiedy wszedłem do domu i patrzyłem, jak śpi w naszym wspólnym łóżku, nie mogłem się przemóc, żeby położyć się obok. Zaczęły mnie dręczyć wątpliwości, a w głowie pojawiały się różne pytania. Noc spędziłem na kanapie i śniły mi się różne sytuacje, z facetami.
Sytuacje, o których nigdy nie myślałem… A przynajmniej od bardzo dawna. Od czasów nastoletnich, kiedy ojciec przyłapał mnie z gejowskim pisemkiem w kibelku i wybił mi „te chore, zboczone zapędy” z głowy. Długo i mocno wybijał, za pomocą szerokiego, skórzanego pasa. Rzuciłem się w wir pracy, chcąc pozbyć się tych odrodzonych nagle i niestosownych myśli z głowy.
Kochałem Magdę, naprawdę, i nie chciałem, by cierpiała. Ale zarazem nie mogłem wymazać „chorych” obrazów z mojej wyobraźni ani zapomnieć odczuć, jakie mną owładnęły podczas tamtego pocałunku w klubie, ciepła, jakie się we mnie rozlało pod wpływem dotyku jego ust, pragnienia, by całować, dotykać go mocniej, głębiej…
Musiałem sprawdzić, czy to tylko moja wyobraźnia, czy coś więcej. Umówiłem się z jakimś chłopakiem na spotkanie. Chciałem porozmawiać z kimś, kto może zrozumiałby moje rozterki, bo też je kiedyś miał albo nadal ma. Wiedziałem, że Magdy nie będzie w domu, nigdy nie wracała przed siedemnastą. Rozmawialiśmy.
Powiedziałem mu o ślubie, o wątpliwościach, o tym wszystkim, co buzowało we mnie od kilku dni. Zanim się spostrzegłem, ten chłopak mnie pocałował. Zawirowało mi w głowie, z zaskoczenia, owszem, ale też dlatego, że zrozumiałem, kim jestem.
Oszukiwałem sam siebie i Magdę
Jak ja jej to wytłumaczę? Jak ja jej to wynagrodzę? Nagle usłyszałem jakby zduszony krzyk. Za późno. Magda stała w drzwiach i patrzyła na mnie z tak ogromnym bólem w oczach, że mało serce mi nie pękło. Nie chciałem jej skrzywdzić, a jednak mimo to tak się stało. Nie chciała ze mną rozmawiać przez kilka tygodni.
Większość imprezy weselnej odwołałem sam, musząc znosić mniej lub bardziej zawoalowane pytania, kto kogo zostawił i dlaczego. Dopiero potem mogłem choć spróbować jej wyjaśnić, przeprosić. Nawet nie była już zła.
Była tylko potwornie smutna, że zataiłem przed nią coś takiego, a ona poznała prawdę w dniu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Szalałem ze szczęścia na myśl, że zostanę ojcem, a jednocześnie ze strachu, że stracę kontakt z Magdą i dzieckiem, kiedy już się urodzi. Nie stało się tak, głównie dzięki temu, że Magda to wspaniała kobieta i cudowny człowiek.
Nic dziwnego, że ją pokochałem, jak siostrę i przyjaciółkę. Poukładaliśmy nasze sprawy. Zajęło to trochę czasu, wymagało wielu wysiłków i mnóstwa wylanych łez, pokonania oporów ze strony naszych bliskich, nawet zerwania kontaktów z niektórymi. Doszliśmy jednak do wniosku, że najważniejsze jest dziecko, które ma prawo do dwojga kochających go rodziców.
Rodziców, którzy nie mieszkają razem, ale się szanują i dobrze sobie życzą. Teraz jestem z kimś, kto bardzo się postarał, by mnie znaleźć. Dla Dawida tamten pocałunek w klubie też był niczym trzęsienie ziemi i na głowie stawał, by dowiedzieć się, kim jestem, a potem przekonać mnie do siebie.
Choć on też zranił kogoś, kto mu ufał, byśmy mogli być razem. Dawid pokochał mojego syna, a Magda szczerze go polubiła. Żartuje, że nie miała innego wyjścia, skoro połączyło nas romantyczne przeznaczenie. Dzień po dniu budujemy rodzinę z tego, co dał nam los. To nie jest łatwe życie, ale jest nasze.