Powiedziałam mojemu mężowi, że wkrótce zostanie ojcem. W żaden sposób, nie zareagował na tą radosną wiadomość. Byłam oszołomiona Michała reakcją. Myślałam, że będzie wniebowzięty, ale niestety, nie był. Marzyliśmy o tym, żeby zostać rodzicami. Od dawna planowaliśmy dzieci, przechodziliśmy różne badania, ale kiedy zaszłam w ciążę, on sie nawet nie ucieszył. Już chyba przyzwyczaił się do myśli, że nie będzie tatą. Najciekawsze jest jednak to, że zanim dowiedział się o ciąży, był gotowy na adopcję dziecka, a teraz siedział ze skwaszoną miną. Pomyślałam, że potrzebuje czasu na przetrawienie informacji i że po prostu przechodzi trudny okres.
Nic nie mogło stłumić mojego szczęścia, dosłownie unosiłam się w chmurach. Stało się coś, na co czekałam i za czym tęskniłam. Niestety, moja ciąża była bardzo trudna. Leżałam w szpitalu, nawet rzuciłam pracę, bo musiałam. Michał nie był z tego powodu szczęśliwy. Stał się bardzo drażliwy i nieprzyjemny, mówiąc:
– Ciąża to nie choroba, nie musisz ciągle leżeć. Potrzebuję żony, mam dość robienia wszystkiego wokół domu samemu. Od rana do wieczora muszę orać jak wół
– Lekarze powiedzieli mi, żebym się nie wysilała, nie podnosiła ciężarów, abym bardzo na siebie uważała, bo ryzyko utraty dziecka jest duże – tłumaczyłam się mężowi.
Nie pomagały żadne rozmowy, nie docierały do niego żadne wyjaśnienia.
W końcu trafiłam do szpitala. Michał nie dzwonił, nie interesował się, nie odwiedzał mnie. Miałam nieplanowane cesarskie cięcie, a dziecko urodziło się jako wcześniak, ale dzięki Bogu zdrowe. Zadzwoniłam do męża z radością, żeby powiedzieć mu, że został ojcem. On odpowiedział mi tylko: „Gratulacje! To i tak były najmilsze słowa, jakich już od niego dawno nie słyszałam.
Kiedy wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu, okazało się, że mój mąż się wyprowadził. Byłam przerażona i bardzo smutna, ale zebrałam się w sobie dla dobra mojego dziecka. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby mój synek miał szczęśliwe dzieciństwo.