To jest bardzo osobista historia, ale postanowiłam się nią podzielić, może posłuży komuś jako przykład. Mojego przyszłego męża poznałam, gdy miał już syna. Maciuś miał zaledwie dwa lata. Żona Henryka, mojego męża, zaraz po narodzinach syna wyjechała. Dziadkowie nie chcieli zajmować się wnukiem, wstyd im było, że ich zięć został samotnym ojcem, więc wyrzucili go z kilkumiesięcznym dzieckiem z domu. Nigdy nie zrozumiem tego, co zrobili ci dziadkowie. Jak można porzucić własnego wnuka w obawie przed plotkami innych ludzi?
Henrykowi pomogli przyjaciele i dostał pracę w naszej firmie. Tam się poznaliśmy. Ja co prawda pochodziłam z zamożnej rodziny, miałam własne mieszkanie i dobre dochody, a i tak rozumiałam, co przeżywa. Wspierałam go całym sercem i z czasem zakochaliśmy się w sobie. Zabrałam Henryka i jego syna do siebie, bardzo chciałam dać im prawdziwy dom, którego nie mieli, bo wynajmowali jakąś tanią kawalerkę. Traktowałam Maciusia jak własnego syna. A później narodziło nam się drugie dziecko – córeczka. Byliśmy bardzo szczęśliwi, nasze życie wyglądało jak z bajki.
Maciuś nawet nie wiedział, że nie jestem jego prawdziwą mamą, aż do czasu, kiedy osiem lat później biologiczna matka nie pojawiła się na naszym progu. Przyszła i powiedziała:
– Jestem Twoją mamą, chcę z Tobą porozmawiać.
Byłam gotowa skoczyć jej do gardła, jak mogła zostawić swojego męża i dziecko, a teraz przyjść tu i bez wstydu spojrzeć wszystkim w oczy? Gdzie była przez cały ten czas?
Maciuś spojrzał na nią zamyślony:
– Nie chcę mieć takiej mamy, jak Ty. Mam już swoją najlepszą.
A potem zamknął drzwi przed biologiczną matką, odwrócił się i przytulił do mnie. Szczerze mówiąc, nie mogłam przestać płakać ze wzruszenia.