Tego dnia od samego rana byłam naładowana pozytywną energią. Miałam się dzisiaj stawić na rozmowę do szefa. Byłam pewna, że zleci mi kierownictwo nad nowym, dużym projektem, który nasza firma miała rozpocząć w przyszłym miesiącu.
W końcu miałam największe doświadczenie w całym zespole. Punktualnie o 10.00 stawiłam się w gabinecie. Od razu zauważyłam, że prezes jest spięty.
– Pani Anno, powiem wprost. Mamy przejściowe kłopoty, na rynku jest kryzys, w związku z czym musimy ciąć koszty… – zaczął mówić, a pode mną ugięły się nogi.
On mnie zwalniał! Nie spodziewałam się tego kompletnie! Już miałam wizję następnej kampanii, a on tak po prostu mnie wyrzuca?
– Mam nadzieję, że pani rozumie. Oczywiście dostanie pani odpowiednią odprawę, zasłużyła pani…
Mało brakowało, a powiedziałabym, co myślę o tej jego odprawie. Łaskawca, cholera. Ja chcę pracować! Tworzyć, kreować, myśleć! Zawalił mi się cały świat. Wyszłam z firmy i poszłam do parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać.
Miałam 50 lat, z czego ponad połowę poświęciłam tej firmie. Zmieniał się skład załogi, zmieniali się prezesi, nawet nazwa, a ja byłam zawsze! Nigdy ich nie zawiodłam, nie wzięłam nawet jednego dnia zwolnienia przez ponad ćwierć wieku! Nawet w ciąży! Wody odeszły mi w biurze, a po trzech miesiącach wróciłam pełna pomysłów i zapału do pracy…
A teraz co? Jestem za stara? Nie nadaję się już? Przecież oddałam im całą siebie! I co mi po ich odprawie? Pieniędzy miałam wystarczająco, nigdy nie byłam rozrzutna, więc na koncie uzbierała mi się spora sumka. Nie mogli mi odebrać tego, co trzymało mnie przy życiu!
Była jeszcze moja córka. Ale nasze relacje były dość skomplikowane. Jej ojciec zostawił mnie, jak tylko dowiedział się o ciąży. Ja też wolałam być wolna, właśnie rozwijałam skrzydła w pracy! Dlatego po trzech miesiącach zostawiłam małą pod opieką mamy i pognałam za karierą.
Wychodziłam do firmy, gdy Magda jeszcze spała, wracałam, gdy już leżała… Kochałam ją, ale nie potrafiłam jej tego okazać. Raz w roku jeździłyśmy we dwie na tygodniowe wakacje. Zwiedzałyśmy różne miejsca, świetnie się bawiłyśmy.
Widziałam, jak bardzo Magda mnie potrzebuje, jak za mną tęskni. Ale wmawiałam sobie, że muszę pracować właśnie dla niej, by niczego jej nie zabrakło.
Przyznaję, babcia świetnie grała moją rolę
Mijały lata, Magda zdała maturę i postanowiła polecieć do USA. Miała zamieszkać u amerykańskiej rodziny i opiekować się ich dziećmi. Wyjechała zaraz na początku wakacji, osiem lat temu. I tak jak przewidywałam, nie zamierzała już wrócić do kraju.
Od tamtej pory widziałyśmy się tylko dwa razy – na pogrzebie mojej mamy dwa lata po wyjeździe Magdy, no i na jej ślubie w zeszłym roku. Dzwoniłyśmy do siebie przy okazji imienin i urodzin, wysyłałyśmy sobie drobne upominki na święta. To wszystko.
Nie miałam też wielu znajomych, jedynie tych w pracy. Boże Narodzenie i Wielkanoc spędzałam zazwyczaj w ciepłych krajach albo… w biurze, jeśli goniły mnie terminy. Przerażała mnie więc perspektywa życia na bezrobociu.
I rzeczywiście najbliższe tygodnie okazały się dla mnie istną katorgą. Prawie nie jadłam, nie spałam, nie robiłam nic. Całymi dniami leżałam na kanapie, gapiłam się w sufit, płakałam. Nic mnie nie cieszyło, nic mi się nie chciało.
Wpadłam w depresję. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie telefon od córki. Magda zadzwoniła któregoś dnia z informacją, że jest w ciąży. Mało tego, spodziewa się bliźniaków.
– To wspaniale! Gratuluję! Może przylecę w przyszłym tygodniu na kilka dni? Nie masz nic przeciwko temu? – sama byłam zaskoczona swoimi słowami.
Magda również nie kryła zdumienia. Postanowiłam zabukować bilety, zanim się rozmyślę. Spakowałam walizkę i po kilku dniach siedziałam już w samolocie.
Wybacz mi, córeczko, byłam okropną matką!
Przyznaję, przez ten ostatni tydzień, pierwszy raz od wielu lat zupełnie wolny, dużo rozmyślałam o swoim życiu. Uświadomiłam sobie, jak wiele błędów w nim popełniłam. Zawaliłam w najważniejszej sprawie: byłam okropną matką!
Gdyby nie moja mama… To ona chodziła na występy małej Madzi do przedszkola, a potem na akademie do szkoły. Ona pocieszała malutką w chorobie, czytała jej bajki na dobranoc i śpiewała kołysanki. Ona kupiła Magdzie pierwszy stanik i pisała usprawiedliwienia do szkoły. Była babcią i mamą w jednej osobie. Bo ja żyłam tylko pracą…
Kiedy zobaczyłam swoją córkę na lotnisku, rozryczałam się na całego.
– Przepraszam cię, kochanie! Tak bardzo cię przepraszam! Byłam okropną matką! – łkałam.
Wiedziałam, że nie da się cofnąć straconego czasu, nie da się nic nadrobić, naprawić. Mogłam tylko postarać się nie zmarnować tego, co było przede mną. Choć teraz dać Magdzie ciepło i miłość, których zawsze tak bardzo potrzebowała. Uznałam, że zrobię wszystko!
Przeniosłam się do Stanów, pomagam Magdzie w opiece nad synami. Wczoraj chłopcy mieli pierwsze urodziny! Jestem szczęśliwa, udało mi się naprawić relacje z córką. Paradoksalnie to właśnie zwolnienie, które wydawało mi się końcem świata, dało mi szansę na nowe, lepsze życie. Dziękuję, prezesie!