Rok po ślubie, córka i zięć zamieszkali ze mną. Filip został zwolniony z pracy, a Gabrysia była w siódmym miesiącu ciąży i przebywała na zwolnieniu lekarskim. Młodzi nie mieli pieniędzy, aby zapłacić za wynajęte mieszkanie. Nie mogłam zostawić ciężarnej córki na ulicy. Obiecałam, że pomogę im finansowo, dopóki zięć nie znajdzie pracy. Jednak od tego dnia minął rok, a oni nadal siedzieli mi na karku. Szczerze mówiąc, ten chłopak był zbyt leniwy, żeby podjąć jakiś etat, miał u mnie wszystko, więc tak mu było dobrze.
Zamiast pracować, siedział cały dzień przed komputerem, grał w gry, budził się o pierwszej po południu i wracał do komputera. Nie chciałam się wtrącać w ich sprawy rodzinne, tylko od czasu do czasu narzekałam do córki, że ciężko mi samej dźwigać cały ciężar.
– Mamo, on szuka pracy w internecie, ale jeszcze nie znalazł, nie rozumiesz? – Powtarzała.
Oczywiście, że rozumiałam, ale bardzo mnie denerwowało, że dorosły mężczyzna żył na mój koszt i nawet nie pomagał żonie w pracach domowych, nigdy nie wziął dziecka na ręce.
Już nie wytrzymałam, kiedy wróciłam zmęczona z nocnej zmiany o siódmej rano i zobaczyłam zięcia siedzącego w kuchni w samych majtkach, jedzącego dwie ostatnie brzoskwinie, które kupiłam dla wnuków. Wygarnęłam mu wszystko, co się nagromadziło. Po tym jak mu powiedziałam, Filip wyszedł z domu trzaskając drzwiami, zostawiając swój telefon na szafce nocnej. Szukaliśmy go przez tydzień, po czym pojawił się i powiedział, że już więcej nie wróci do domu. Teraz zięć mieszka u kolegi i znalazł pracę w fabryce. Córka zarzuca mi, że zniszczyłam jej rodzinę i nie chce ze mną rozmawiać. Po co ja się w ogóle odzywałam? Czasem lepiej ugryźć się w język.