Mam pięćdziesiąt lat. Jestem czterokrotną matką i trzykrotną babcią. Całe życie mieszkałam na wsi, najpierw w domu rodziców do dwudziestego roku życia, a potem wyszłam za mąż za chłopaka z naszej miejscowości. W młodości mój obecny mąż był przystojnym mężczyzną o niebieskich oczach. Wszystkie dziewczyny z wioski szalały na jego punkcie, ale on wybrał mnie. W pierwszym roku naszego małżeństwa zaszłam w ciążę z naszym pierwszym dzieckiem, ale gdy byłam w siódmym miesiącu, w naszej rodzinie wydarzyła się tragedia. Mój mąż miał wypadek, w wyniku którego stracił rękę i nogę. Kiedy się o tym dowiedziałam, wpadłam w rozpacz.
Zalana łzami, trzymając ogromny brzuch jedną ręką, pobiegłam na miejsce zdarzenia. Lekarze byli już na miejscu, udzielili pierwszej pomocy i zabrali mojego męża do szpitala. Było to dla mnie bardzo trudne: z jednej strony miałam poranne mdłości i ból w brzuchu, a z drugiej strony mój mąż był w stanie krytycznym. To cud, że nie straciłam wtedy dziecka. Lekarze poinformowali nas, że będą musieli amputować kończyny mojego męża. Nasi krewni i przyjaciele jednogłośnie twierdzili, że nie będę miała wystarczająco siły, by wychowywać dziecko i zajmować się niepełnosprawną osobą, i że lepiej będzie, jak go zostawię. Mój mąż również doradzał mi, żebym znalazła kogoś innego. Nie chciał być dla mnie ciężarem.
Ale ja nie zamierzałam tego zrobić. Nie tylko zostałam przy nim, ale również dałam mu jeszcze trójkę dzieci. Teraz są już dorosłe i mieszkają w różnych częściach kraju. Tylko mój mąż i ja pozostaliśmy w naszym dużym domu. Ma protezę zamiast nogi, a jedną ręką pomaga mi bardziej niż jakakolwiek inna sprawna osoba.
Tak, mam zmarszczki.
Tak, mam siwe włosy.
Tak, przeszłam wiele.
Tak, było ciężko, ale najważniejsze jest to, że miałam przy sobie ukochaną osobę.
Przez trzydzieści lat nie żałowałam wyboru, jaki podjęłam. Kocham go i nigdy go nie zostawię.