Mój najstarszy wnuczek skończył 10 lat zaledwie kilka dni temu. Mój syn jest w delegacji i wróci za kilka miesięcy, a synowa jest na urlopie macierzyńskim. Wszystko w naszej rodzinie układa się dobrze i stabilnie, ale jest jeden problem, z którym naprawdę nie wiem, jak sobie poradzić. Większość prac domowych wykonuję ja, również gotuję dla wszystkich podczas gdy moja leniwa synowa nie chce nawet wstać z kanapy. Jedyne co robi to czasem wstanie, żeby usmażyć sobie jajecznicę czy zrobić kanapki. Brzmi to żałośnie, ale wierzcie mi, to nic w porównaniu do tego, że zmusza swojego syna do samodzielnego gotowania. Powód jest banalny – twierdzi, że jest już dorosłym chłopcem.
Na co dzień moje relacje z synową są zupełnie normalne: nie są zimne, ale też nie są najcieplejsze. Zauważyłam jednak, że po narodzeniu drugiego dziecka, starszemu, zaczęto poświęcać coraz mniej uwagi. Śpi, budzi się, przygotowuje sobie śniadanie – wszystko robi sam. Rozumiem, że młodsze dziecko wymaga więcej uwagi, ale nie można zapominać o drugim dziecku, nawet jeśli młodsze zaczyna ząbkować. Rano Wiktor nie je śniadań, ponieważ po pierwszej lekcji idzie do stołówki w szkole, ale zdarza się, że budzi się głodny i wtedy może zrobić sobie kanapkę lub wziąć jogurt.
Ma zaledwie 10 lat, ale już musi o siebie zadbać. Po prostu nie mam słów, jak tak mały chłopiec może być pozostawiony sam sobie? Moja synowa jest naprawdę niezłą gospodynią domową, potrafi gotować i to bardzo smacznie. Po prostu pod pretekstem, że chce, aby jej syn stał się niezależny, nie wysila się w domu. Ja gotowałam dla syna do 18 roku życia i wychował się na normalnego, niezależnego mężczyznę. Nie mogę zrozumieć czy to jest po prostu lenistwo, czy naprawdę chce, żeby szybciej dorósł i stał się od niej niezależny? Chociaż czy w ogóle można nazwać 10-letniego chłopca dorosłym?!