Anna uparcie twierdzi, że będzie utrzymywać swoje dzieci tylko do osiemnastego roku życia. Potem mają sobie radzić same. Nie wiem, jak doszła do takiego wniosku, bo w jej przypadku było inaczej. Gdy się urodziła, dla nas to były trudne lata. Mój mąż został bez pracy, więc brał każde dorywcze zajęcie. Na szczęście moja mama mieszkała na wsi, inaczej byśmy głodowali. Tak przeżyliśmy kilka lat, po czym wszystko powoli zaczęło się układać. Nigdy nie byliśmy zamożną rodziną, ale Anna miała wszystko. Jeździła na obozy, nad morze, kupowaliśmy jej modne ubrania – wszystko, czego chciała: gadżety, odtwarzacze, wszystko. Gdy dorosła i poszła na studia, postanowiliśmy kupić jej mieszkanie. Nadal ją utrzymywaliśmy. Wkrótce zakochała się, wyszła za młodego mężczyznę. Zaszła od razu w ciążę i urodziła dziecko po obronie pracy dyplomowej. Razem z rodzicami jej męża podarowaliśmy im samochód na przyjście dziecka.
Zaczęliśmy rozpieszczać wnuczkę, tak jak rozpieszczaliśmy jej matkę. Potem Anna urodziła drugie dziecko. My i rodzice zięcia pomagaliśmy im, opiekowaliśmy się dzieckiem na zmianę, aby mogli trochę odpocząć. Finansowo również wsparliśmy. Zięć pracował, ale nie zależało mu na robieniu kariery, zarabiał średnie wynagrodzenie. Gdyby nie nasze wsparcie, nie daliby sobie rady. Liczyliśmy, że Anna wkrótce wróci do pracy i będzie im łatwiej. Ale jej podobała się rola gospodyni domowej. Szkoda, że wydaliśmy tyle pieniędzy na tę edukację. Ale to jej życie, w końcu ma męża, który jest odpowiedzialny za rodzinę. Powinien ich utrzymywać, a nie tylko robić dzieci jedno po drugim. Wkrótce zięć stracił pracę. Szukał pracy przez pół roku, ale nie znalazł, twierdząc, że nie ma. Zamiast przyjąć jakąkolwiek pracę, to przez cały ten czas żyli na koszt nasz i drugich rodziców. Aż zapowiedzieli, że na świat przyjdzie trzecie dziecko…
Nie mogę skłamać i powiedzieć, że zaniedbują dzieci. Dzieci zawsze są karmione, umyte i uśmiechnięte, ale wszystko za cudze pieniądze i zasiłki.
To nie jest normalne. Powinni zarabiać pieniądze i rodzić dzieci w miarę swoich możliwości finansowych. Wkrótce będą szkoła, uniwersytet, potem będzie potrzebne mieszkanie. Co zrobią? Nie wiadomo… Kiedy dowiedzieliśmy się, że Anna jest w ciąży z czwartym dzieckiem, nie milczałam. Wyraziłam jej moje zdanie i wszystkie obawy.
– Sugerujesz, że zaniedbujemy dzieci?
– Nie, nie zaniedbujecie. Ale to, co robicie dla nich, jest bardzo złe.
– Ja i mój mąż będziemy je utrzymywać do pełnoletności. Potem niech sobie radzą.
O tym, że to my i teściowie utrzymujemy dorosłe dzieci, milczałam.
– A gdzie byś była, gdybyśmy my z Twoim ojcem tak myśleli? Miałaś wszystko najlepsze, korepetytorów, zajęcia pozalekcyjne. Nawet po osiągnięciu pełnoletności Cię utrzymywaliśmy, daliśmy edukację.
– Mamo, ja tego od Was nie prosiłam. Wy sami tak zdecydowaliście.
– Jeśli masz takie podejście, to nie chcę już z Tobą rozmawiać. My martwiliśmy się o Ciebie i Twoją przyszłość.
Obraziła się, nie chce mieć ze mną do czynienia. A nam też jest smutno. Nasze wnuki na pewno nie będą miały dobrego startu… Nie wiem, czy my źle wychowaliśmy własną córkę?