Zostałam wdową w młodym wieku. Mój ukochany mąż niespodziewanie zmarł, zostawiając mnie z trzema dziewczynkami. Najstarszej córce, Kasi, było wtedy 8 lat. Pracowałam cały dzień, wracałam do domu późno. Z dziećmi zostawała na zmianę moja matka i teściowa, ale obie były już w podeszłym wieku. Po jakimś czasie zmarły, a ja zostałam ze wszystkim sama. Nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc, choć wokół było wielu sąsiadów. Niby oferowali wsparcie, ale patrzyli na mnie z litością i tworzyli niestworzone plotki. I tak na moich barkach spoczywało gospodarstwo, ogród i dom, ale nie mogłam rzucić pracy, bo trójka dzieci musiała jakoś jeść.
Gdy moja najstarsza córka była większa stała się dla mnie ogromną ostoją. Pomagała w domu, w ogrodzie. Życie trochę mi się ułatwiło: wiedziałam, że mam pomocnicę w domu. Gdy Kasia skończyła 20 lat, powiedziała, że ma chłopaka i planują się pobrać. Byłam bardzo szczęśliwa, znałam rodzinę przyszłego zięcia, był z porządnego domu. Znali się od dzieciństwa, a ja już od dawna wiedziałam, że między nimi jest uczucie. Urządzili ślub i starsza córka przeprowadziła się do męża. Rok później średnia wyszła za mąż i urodziła dziecko. Było mi lżej, ale też już nie było nikogo do pomocy. Nie minęło pół roku jak najmłodsza córka też oznajmiła, że chce wziąć ślub. We wsi zaczęto plotkować o nas jeszcze bardziej. Wydawałam jedną córkę po drugiej za mąż.
Sąsiadki zaczęły żartować, że wkrótce ja też znajdę sobie męża. Nie powiedziały mi tego wprost, tylko podśmiechiwały się po cichu. Miałam żal do tych wszystkich ludzi, bo nikt nam nie pomagał, ale cała kolejka ustawiała się, by wyciągnąć tylko, co sie u nas dzieje.
Moje córki wyszły za mąż pomyślnie, miały swoje rodziny i ja mogłam żyć ze spokojną duszą. Minęło parę lat i teraz mam już całą gromadę wnuków. Poświęciłam całe swoje życie swoim dzieciom – i nie żałuję. Córki z rodzinami często przyjeżdżają do mnie, spotykamy się w każde święta, a ja tylko martwię się, że kiedyś braknie stołu dla wszystkich. Szkoda, że obok mnie nie ma ukochanego męża, zawsze chciał mieć syna, a teraz miałby aż czterech wnuków. Jestem bardzo szczęśliwa, pokonałam tak wiele przeciwności, pomimo krzywych spojrzeń ludzi. Niech Bóg daje mi nadal zdrowie, a ja ile będę w stanie, tyle jeszcze będę pomagać i cieszyć się rodziną.