Wyszłam za mąż bardzo wcześnie. Ale tak szybko, jak nasze drogi się zeszły, tak szybko się rozeszły. Nasze małżeństwo trwało cztery lata. W tym czasie doczekaliśmy się dwójki dzieci. Wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby mąż choć trochę interesował się moim życiem i życiem naszych dzieci.
Mieszkaliśmy w tym samym domu, ale on był jak współlokator. Swój czas poświęcał tylko sobie, swojemu życiu i pracy. Warto dodać, że z jego strony do naszego wspólnego budżetu trafiało niewiele pieniędzy, dawał tylko na część rachunków, a resztę wynagrodzenia wydawał na swoje kaprysy.
Musiałam sama utrzymywać siebie i dzieci. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie ma sensu trzymać się małżeństwa, które istnieje tylko na papierze. Złożyłam wniosek o rozwód, spakowałam swoje rzeczy i przeprowadziłam się do wynajmowanego mieszkania. Tak, na początku było trochę ciężko, ale sobie poradziliśmy, bo w sumie od dłuższego czasu żyłam sama. Po rozwodzie były mąż zupełnie nie interesował się dziećmi. Po prostu zniknął z naszego życia. Dwa lata po rozwodzie poznałam Szymona. Związek między nami rozwijał się bardzo dynamicznie. Było mi bardzo dobrze z tym mężczyzną.
Szymon był ode mnie o cztery lata starszy, nigdy nie był żonaty. Wybudował udaną karierę. Już po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. Szymon zapoznał mnie ze swoimi rodzicami i siostrą. Od razu im się nie spodobałam, szczególnie jego siostrze. Była zamężna już dwanaście lat i była zdecydowanie przeciwna rozwiedzionym kobietom. Uważała, że nie jestem godna jej brata, że powinien znaleźć lepszą kobietę i bez dzieci. To właśnie siostra zmusiła Szymona do zerwania ze mną.
To było bolesne i przykre.
Dwa lata później od wspólnych znajomych dowiedziałam się, że mąż siostry Szymona odszedł do innej i ją porzucił. Karma istnieje. Nie, nie cieszę się z tego, ale uważam, że to była dla niej nauczka.