Adoptowaliśmy dziecko z romansu mojego ojca. Dziewczynka, jak anioł z pozoru, okazała się szatanem

Miałem dziesięć lat, kiedy rodzinny dom pokrążył się w ogromnej aferze. Ojciec zdradzał, a romans, którym zaczął ubarwiać swoje życie, z Iwoną – studentką mojej matki, wybuchł z impetem na tyle gwałtownym, że zmienił nasze życie na zawsze. Mama wtedy pracowała na uczelni jako wykładowca. Miała swoją ulubienicę, bardzo zdolną studentkę, którą często zapraszała do nas do domu. Nie przypuszczała, że pod naszym dachem rozkwitnie romans.

Kiedy mama była w innym mieście w pracy, tata zaczął się interesować młodą studentką. Zaszła w ciążę. Mama, jak tylko dowiedziała się o tym, spakowała nasze rzeczy – moje i mojej siostry – i pojechaliśmy do innego miasta. Po naszym wyjeździe tata zaszył się gdzieś u swojej rodziny. Jak żyła Iwona – nie wiedzieliśmy.

Z początku wydawało się, że po odjeździe do innego miasta, położymy kres naszej przeszłości. Naiwnie wierzyliśmy, że zostawimy ją daleko za nami, a po tacie, który wybrał inne życie, zniknie wszelki ślad. Wtedy jednak, po pięciu latach, nasza przeszłość powróciła, tym razem w formie malutkiej dziewczynki.

Dowiedzieliśmy się, że Iwona urodziła wtedy córeczkę, ale mój ojciec kompletnie się od nich odciął, płacił tylko groszowe alimenty. Podobno Iwona nie skończyła studiów, zaczęła pracować jako pomoc kuchenna w małej restauracji, ale radziła sobie beznadziejnie z roku na rok. Iwona, zmagając się z trudnością swojego życia, postanowiła oddać swoją córkę do domu dziecka. Myślała o powrocie do edukacji, do kariery, do jakiejkolwiek normalności. Mama, jak tylko dowiedziała się o tym, postanowiła starać się o adopcję. Iwona po długich namowach zgodziła się wskazać ją jako rodzinę zastępczą dla swojej córki. Była to decyzja, której nie potrafiłem zrozumieć.

Mała dziewczynka, jak anioł z pozoru, okazała się szatanem. Wyglądała niewinnie, a przyniosła ze sobą chaos i problemy. Niewłaściwe zachowanie, złe oceny, nieposłuszeństwo, ucieczki z domu – to były tylko niektóre z problemów, które wniosła do naszego życia. Ile razy przywoziła ja policja, bo błąkała się po ulicy, nie zliczę…

Mama była na skraju załamania, a ja byłem zaniepokojony. Zdrowie mamy zaczęło się gwałtownie pogarszać. Tydzień temu trafiła do szpitala, miała zawał serca.

Dom, który kiedyś był dla nas schronieniem i bezpieczną ostoją, teraz jest miejscem wiecznych kłótni i problemów. Ta mała dziewczynka, która miała stać się częścią naszej rodziny, przyniosła z sobą więcej problemów, niż mogliśmy sobie wyobrazić. Czas na odpoczynek, spokój – to co mama teraz najbardziej potrzebuje, wydaje się być nieosiągalne. Jak przecież można o tym myśleć, kiedy pod naszym dachem panuje taki zamęt? Najchętniej oddałbym to dziecko z powrotem matce albo do domu dziecka, ale to nie ja o tym decyduję. Co zrobić? Martwię się o mamę, ale mam związane ręce. Co byście zrobili na moim miejscu?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *