Pomyślałam, że spędzimy od czasu do czasu kilka miłych chwil i tyle. Jednak on, jak dowiedziałam się później, zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia i postanowił zrobić wszystko, by mnie zdobyć. Chodził za mną i chodził, aż w końcu wychodził i osiągnął swój cel. Zaczęliśmy się spotykać, a po pewnym czasie nawet zamieszkaliśmy razem.
Jacek był wspaniały, serdeczny, ciepły, opiekuńczy
Cierpliwie znosił moje humory i wybuchy złości. W firmie, w której wtedy pracowałam, nie działo się najlepiej. Szefowie straszyli reorganizacją. A to, jak wiadomo, zawsze oznacza zwolnienia. Bałam się, że któregoś dnia dowiem się, że jestem na liście do odstrzału. Z tego powodu często wracałam do domu wściekła i wszczynałam awantury o byle co. Brudny talerz w zlewie – krzyk. Nierówno powieszony ręcznik w łazience – krzyk. Zabłocone buty w przedpokoju – krzyk.
Każdy pretekst był dobry, żeby sobie powrzeszczeć. Jacek wysłuchiwał tego wszystkiego ze stoickim spokojem. Rozumiał, że jestem w potwornym stresie i muszę się jakoś wyładować. Kiedy zatem ja ciskałam gromy, on uśmiechał się do mnie promiennie, przytulał i mówił, że mnie kocha. A potem wyciągał z lodówki moje ulubione lody czekoladowe. To było naprawdę niesamowite i niespotykane.
Nie doceniałam tego, że mam tak wspaniałego faceta
Sama nie wiem dlaczego. Chyba szukałam dreszczyku emocji, szaleńczej miłości, o jakiej czyta się w romansach czy ogląda w serialach. Tymczasem życie z Jackiem było takie przewidywalne i wydawało mi się tak przeraźliwie nudne. No dobrze, pomagał mi, wspierał, spełniał moje życzenia. Wiedziałam, że jeśli będzie mi źle, to mnie przytuli i pocieszy. Ale poza tym nie miał mi nic nowego do zaoferowania.
Pewnie się teraz oburzycie, powiecie, że byłam idiotką, ponieważ właśnie na tym polega prawdziwa miłość. Dziś już o tym wiem, ale wtedy nie byłam taka mądra. Zachowywałam się jak rozkapryszona księżniczka. Przyjmowałam hołdy, pomoc i opiekę jak coś zupełnie naturalnego, jak coś, co mi się należy. Jednocześnie bacznie rozglądałam się wokół siebie, mając wciąż nadzieję, że spotkam na swojej drodze ciekawszego faceta i będę miała ten swój dreszczyk emocji i cholerne fajerwerki.
Rok temu moja najlepsza przyjaciółka, Dagmara, zaprosiła nas na imprezę do klubu. Dostała awans i chciała to uczcić.
Wśród zaproszonych był Bruno, jej kolega z firmy
Od razu wpadł mi w oko. Nieziemsko przystojny, świetnie ubrany, wygadany, pewny siebie. I jeszcze to imię. Rzadko spotykane i takie jakieś tajemnicze, a nie tak pospolite, jak mojego chłopaka. Nie bacząc, że jestem w towarzystwie, rzuciłam mu zachęcające spojrzenie. Podjął grę. Zaprosił do tańca, zaczął ze mną flirtować. Niby przypadkiem mocniej mnie do siebie przycisnął, musnął ustami moje włosy.
Poczułam wreszcie dreszczyk emocji. Gdy poprosił mnie o numer telefonu, dałam mu bez wahania.
– A ten koleś, z którym przyszłaś, kim jest dla ciebie? – zapytał.
– Tamten? Nikim. Po prostu się znamy – odparłam.
Dziś mam wyrzuty sumienia, że nazwałam Jacka „nikim”, ale wtedy tak właśnie myślałam. Był taki nudny… A Bruno? Jawił mi się niczym powiew świeżego powietrza, którego, jak mi się wydawało, tak bardzo potrzebowałam. Umówiłam się z Brunonem na spotkanie. Jedno, potem drugie. Po trzecim pojechałam do niego i wylądowaliśmy w łóżku. Było super! Co prawda Jacek też nieźle sprawował się w takich sytuacjach, ale to było nowe i ekscytujące przeżycie. Po wszystkim natychmiast pojechałam podzielić się wrażeniami z Dagmarą. Zawsze uwielbiała tego typu ploteczki, myślałam, że z wypiekami będzie mnie wypytywać o każdy szczegół.
Tymczasem ona popatrzyła na mnie ze złością.
– Odbiło ci czy co? Bruno to nic niewarty pustak! Żyje z dnia na dzień, tylko imprezy mu w głowie. Chyba nie chcesz zostawić dla niego Jacka? – warknęła.
– Raczej nie… Po prostu potrzebowałam odmiany. Dobrze się z nim bawię… – odparłam, ponieważ zrozumiałam, że nie spodobało jej się to, co zrobiłam.
– Raczej nie? Czyli się wahasz? Chyba żartujesz! Życie to nie zabawa. Zapomnij o tym idiocie i wracaj do Jacka. To najwspanialszy facet pod słońcem. Jeśli od niego odejdziesz, będziesz tego żałować do końca życia! – grzmiała dalej.
– Dobra, już dobra, nie marudź. Co ma być, to będzie… – rzuciłam, machnąwszy ręką.
Nie miałam ochoty wysłuchiwać jej dobrych rad. Uznałam, że wiem lepiej, co jest dla mnie najlepsze.
Oczywiście nie posłuchałam przyjaciółki
Bruno kompletnie zawrócił mi w głowie. Miał niezwykłe i szalone pomysły. Ciągle mnie czymś zaskakiwał. Dzwonił do mnie do pracy i mówił, że wieczorem gdzieś wychodzimy lub wyjeżdżamy. Miałam kilka minut na spakowanie walizki. To było takie ekscytujące! Na początku ukrywałam tę znajomość przed Jackiem. Mówiłam, że wyjeżdżam w delegację lub mam jakieś ważne spotkanie.
Potem jednak doszłam do wniosku, że nie chcę go dłużej zwodzić. Nie potrafiłam działać na dwa fronty. Powiedziałam, że jest mi bardzo przykro, ale kogoś mam. I że wyprowadzam się do rodziców. To był dla niego straszliwy cios. Wiedziałam to w jego oczach. Mimo to nie próbował mnie zatrzymać, nie urządził jakiejś dramatycznej sceny. W milczeniu patrzył, jak się pakuję.
– Wydawało mi się, że jesteś ze mną szczęśliwa. Chciałem ci się nawet oświadczyć… Cóż, muszę pogodzić się z porażką – powiedział, gdy stałam w drzwiach.
Wiedziałam, że go ranię, ale nic nie mogłam poradzić. Nie zamierzałam rezygnować z własnego szczęścia. Przez kilka miesięcy było naprawdę zabawnie. Z Brunonem nigdy nie wiedziałam, co przyniesie jutro i bardzo mi się to podobało. Ale potem coś się zaczęło zmieniać. Coraz częściej łapałam się na tym, że to szaleńcze życie mnie męczy. Owszem, było zabawnie i wesoło, ale… nic poza tym.
Dopadła mnie pustka i samotność.
Bruno pojawiał się i znikał jak kometa
Czasem nie odzywał się do mnie przez kilka dni. Nie odpowiadał na telefony i mejle. Nie miałam pojęcia, gdzie jest ani co robi. Kiedy raz czy dwa zapytałam, wpadł we wściekłość. Krzyczał, że jest wolnym człowiekiem i nie pozwoli się ograniczać. Wtedy nie rozumiałam, o co mu chodzi. Przecież byliśmy parą, powinniśmy być razem, owszem, bawić się, ale też wspierać w trudnych chwilach.
Tymczasem Brunona w ogóle nie interesowały moje problemy. Kiedy któregoś dnia chciałam mu opowiedzieć o kłopotach w pracy, stwierdził, że przynudzam i szybko zmienił temat. Zatęskniłam za Jackiem, za ustabilizowanym życiem u jego boku i za… nudą. Uświadomiłam sobie, że tylko on dawał mi to, co naprawdę ważne: miłość, szacunek, bezpieczeństwo. I że to jego naprawdę kocham! Kiedy więc Bruno w końcu w ogóle przestał do mnie dzwonić, specjalnie się nie przejęłam. Zresztą spodziewałam się tego.
Zawsze otaczał go wianuszek dziewczyn i było jasne, że wcześniej czy później znajdzie sobie zastępstwo. Myślę, że nigdy nie traktował naszego związku poważnie. Chciał po prostu mnie zdobyć, zabawić się, a kiedy osiągnął cel, wymienił mnie na innego króliczka. Postanowiłam wrócić do Jacka. Dotarło do mnie, że Dagmara miała rację. Odchodząc od niego, popełniłam największy błąd w swoim krótkim życiu. I bardzo chciałam go naprawić.
Miałam nadzieję, że nie wykreślił mnie jeszcze definitywnie z pamięci. Przecież gdy jeszcze byliśmy razem, często powtarzał, że jestem największą miłością jego życia. Zadzwoniłam do niego, poprosiłam o spotkanie. Nie przyznałam się, o co tak naprawdę mi chodzi. Powiedziałam tylko, że mam poważne kłopoty i potrzebuję przyjacielskiej porady.
Zgodził się natychmiast
Kamień spadł mi z serca. Pomyślałam, że pierwszy, najtrudniejszy krok mam za sobą. Umówiliśmy się w kawiarni. Włożyłam seksowną sukienkę zrobiłam staranny makijaż, fryzurę. Byłam pewna, że gdy mnie zobaczy, usłyszy, jak bardzo go kocham, wszystko natychmiast mi wybaczy. I znowu będziemy razem.
– To niemożliwe, Kasiu… – powiedział.
– Ale dlaczego? Masz kogoś? – wykrztusiłam zszokowana.
– Nie. Po prostu już cię nie chcę w swoim życiu. Za bardzo mnie zraniłaś – odparł, a potem wstał i po prostu wyszedł.
Od tamtej pory minęły trzy miesiące. Kilka razy dzwoniłam do Jacka, prosiłam o spotkanie, ale zawsze odmawiał. Z bezsilności i złości chce mi się płakać. Najgorsze jest to, że wszyscy wokół twierdzą, że sama jestem sobie winna. Nawet moja najlepsza przyjaciółka.
– Mówiłam ci, żebyś nie zawracała sobie głowy tym idiotą. Ale oczywiście nie posłuchałaś – wypomniała mi ostatnio.
Cholerny Bruno… Gdybym go teraz spotkała na swojej drodze, tobym mu nogi z d… powyrywała.