Wszystko zaczęło się, gdy moja babcia przekazała mi swój dom z małą działką blisko morza. Był on w złym stanie, zniszczony i z zapuszczonym ogrodem. Wraz z mężem postanowiliśmy wziąć się za to na poważnie i solidnie go wyremontować, aby w przyszłości wynajmować go turystom. Wzięliśmy kredyt w banku i powoli rozpoczęliśmy pracę. Okazało się, że stan jest beznadziejny i dom trzeba wyburzyć, a na jego miejscu postawiony nowy.
Prawie wszystkie nasze pieniądze poszły na to. Nawet pensja mojego męża szła na budowę. Szczerze mówiąc, gdyby nie to, że dorabiałam jako krawcowa, pewnie byśmy nie przeżyli. Potrzebowaliśmy czterech lat, aby zakończyć budowę. Na miejscu zrujnowanego domu pojawił się dwupiętrowy budynek. Potem zaczęliśmy go urządzać: doprowadzanie wody, elektryki, kupno mebli.
I znowu siedzieliśmy bez pieniędzy, bardzo oszczędzając i jedząc najtańsze produkty. W tym trudnym momencie nasza córka wyszła za mąż. Potem remont trwał jeszcze rok. I kiedy oddaliśmy już dom dla turystów, sytuacja stopniowo się poprawiła i żyło się o wiele łatwiej. Wydawało się, że zły okres minął.
Ale w tym czasie córka z mężem postanowili wziąć kredyt hipoteczny na kupno mieszkania. Co oznaczało, że znowu żyliśmy w skrajnej nędzy, bo córka potrzebowała pomocy. Nie chcieliśmy, żeby żyli biednie jak wcześniej my, więc pomagaliśmy im jak mogliśmy. Po pewnym czasie córka zadzwoniła do nas i poinformowała, że w tym roku na wakacje przyjadą do nas rodzice jej męża.
A potem dodała, że powinniśmy ich dobrze przywitać i nie brać pieniędzy. Ciekawe, kiedy byliśmy na dnie, nie odwiedzili nas ani raz, a teraz zdecydowali odpocząć na nasz koszt. To bardzo mnie zdenerwowało, próbowałam wytłumaczyć córce, że wynajmowanie pokoi jest obecnie naszym jedynym dochodem i żyjemy z sezonu na sezon, ale na mnie naskoczyła córka, zięć, a nawet mój mąż, oskarżając mnie o skąpstwo.