„Wiesia dała się sprowadzić do roli garkotłuka i sprzątaczki. Całymi dniami służy swojemu panu i władcy”

„Wiesi należało się od życia coś więcej niż kręcenie się z odkurzaczem między kuchnią a pokojami. Pozwala się wykorzystywać mężowi i dzieciom, zamiast pomyśleć o sobie. A od tego starego szowinisty nawet komplementu nie usłyszy!”.

Tamtego dnia Alek wspomniał, że na sobotę mamy zaproszenie do jego kumpla na działkę, na ostatniego w tym roku grilla przy browarku. A że pogoda dopisywała, to oboje mieliśmy nadzieję na niezłą imprezkę.

Oboje z mężem jesteśmy ludźmi rozrywkowymi, zwłaszcza od czasu, gdy nasze dzieci się usamodzielniły. Ubyło nam obowiązków – i przybyło wolnego czasu. Korzystając z tego, że mam go sporo, postanowiłam wdepnąć do galerii handlowej. Chciałam kupić sobie coś fajnego na to sobotnie grillowanie. Uważam, że modny ciuszek zawsze poprawia kobiecie samopoczucie, bez względu na wiek.

Na ulicy wpadłam na Wiesię, moją serdeczną przyjaciółkę. Ucieszyłam się, bo chociaż nasze rodziny przyjaźniły się od lat, to dość rzadko się widywałyśmy. Ona, wiecznie zajęta dbaniem o dom i niańczeniem wnuków, nie miała czasu na babskie spotkania. Natomiast ja uważałam, że swoje już w życiu zrobiłam – dzieci powinny dawać sobie radę same, a ja mogę skupić się wreszcie na przyjemnościach.

Bardzo lubiłam Wiesię, więc zaproponowałam jej, byśmy poszły na kawę, pogadały trochę, a może potem połaziły po galerii.

– Na szybką kawkę możemy iść, ale potem muszę natychmiast wracać – zastrzegła od razu. – Bo wiesz, w domu mam jeszcze sporo roboty z porządkami…

– Dokończysz jutro – przerwałam jej.

– A w ogóle to przecież u ciebie zawsze tak czyściutko, co ty chcesz sprzątać?

– Adam ma alergię na kurz i roztocza, a na weekend Jola przywozi nam dzieciaki  – wyjaśniła. – Więc sama rozumiesz…

– Tak, rozumiem. Po tylu latach małżeństwa twoją największą ambicją jest ścieranie pyłu spod stóp pana i władcy – popatrzyłam na nią kpiąco. – Niech sam się chwyci za odkurzacz, a my lećmy po ciuchy.

– Nie dam rady, jeszcze sernik dzisiaj muszę upiec i dwie sałatki zrobić. Obiecałam Jurkowi na jutro do pracy. Dostał awans, nie mogłam dziecku odmówić.

Zupełnie jakby to jej dorosłe dziecko nie miało własnej żony, która mu może upiec ten sernik! Wygarnęłam jej, że za garkotłuka robi, pozwala się wykorzystywać mężowi i dzieciom, zamiast pomyśleć o sobie, pójść do fryzjera i kosmetyczki, połazić po butikach, kupić sobie coś nowego.

– Ale ja nie potrzebuję – wzruszyła ramionami. – A włosy zepnę, na co mi fryzjer?

– Żeby się poczuć bardziej atrakcyjna – parsknęłam ze złością. – Kobieta powinna być zawsze kobietą, zadbaną, uczesaną, elegancko ubraną. A ty? Spójrz w lustro. Co ty masz na sobie, może namiot jakiś?

Z niechęcią popatrzyłam na tunikę, zakrywającą przyjaciółkę od kolan po brodę. W końcu udało mi się namówić Wiesię na krótki galop po galerii. Miałyśmy szczęście, w jednym z butików była akurat jakaś wyprzedaż.

Za naprawdę niewielkie pieniądze kupiłam sobie sukienkę i kurtkę. Natomiast Wiesia dała się skusić na obcisłe rurki i sweterek z dekoltem, wspaniale eksponującym jej dość obfity biust. Cieszyłam się, że przyjaciółka wreszcie odżyła

A że zeszło nam trochę na zakupach, to postanowiłam pomóc zrobić jej te sałatki dla syna, podczas gdy ona będzie piekła sernik. Ale najpierw, po przyjściu do jej domu, wpadłyśmy w szał przymierzania. Wiesia akurat okręcała się przed lustrem, patrząc z powątpiewaniem na ten dekolt, gdy do mieszkania wrócił jej mąż.

Spojrzał na nas ze zdziwieniem, a Wiesia zaczerwieniła się i zasłoniła piersi. Widząc jej konsternację, pospieszyłam z pomocą.

– Spójrz tylko, jaką masz piękną żonę – rzuciłam w stronę Adama. – Byłyśmy na zakupach, ten sweterek jest świetny!

Spodziewałam się usłyszeć słowa pochwały, tymczasem Adam chrząknął zakłopotany, patrząc na odsłonięty biust żony.

– Zmarzniesz w tym swetrze – powiedział. – Jakiś szal do niego musisz nosić, bo zapalenia gardła dostaniesz. Wiesz, że tak łatwo się przeziębiasz…

Zatkało mnie zupełnie. Zamiast komplementu on mówi żonie, że szalik powinna nosić! Czy on nie rozumie, że kobieta potrzebuje czasem pochwały?

– Tylko na takie słowa cię stać? – zawołałam z oburzeniem. – Że zapalenia dostanie? A może coś miłego powiesz?

– Ja się po prostu troszczę o żonę – odparł. – Nie każda kobieta ma zdrowie o tej porze roku biegać półnago – spojrzał wymownie na moją krótką spódniczkę. – Na dworze jest zimno, nawet pod płaszcz trzeba włożyć coś ciepłego.

– Jesteś okropny! – warknęłam. – Może jeszcze każesz jej nosić barchany do kolan, zamiast ją dowartościować jako kobietę, że cudownie wygląda! – czułam, jak się nakręcam. – No powiedz, ile bab w naszym wieku ma taki piękny biust jak Wiesia?

– Ależ ja doskonale wiem, jak wygląda moja żona i jaki ma biust – Adam spojrzał na mnie kpiąco. – I nikomu nic do tego.

Więcej mi nie było trzeba

Wkurzona do ostatnich granic na tego szowinistę, nawrzucałam mu, że zrobił z Wieśki garkotłuka i sprzątaczkę, a od niego to nawet złamanego komplementu nie usłyszy.

– Kiedy byliście gdzieś na kolacji, poza waszą kuchnią oczywiście? – spytałam ironicznie. – Każda kobieta potrzebuje czasami ubrać się, pokazać, potańczyć, napić wina. Nie ma tygodnia, żebyśmy z Alkiem nie poszli gdzieś się zabawić…

– Nie jadamy na mieście – przerwał mi Adam oschle. – Ale jeżeli rzeczywiście kobiety tego potrzebują, żeby się dowartościować, to możemy iść, choćby jutro.

I popatrzył pytająco na żonę. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się niepewnie, ale widać było, że propozycja męża sprawiła jej przyjemność. A ja ucieszyłam się, że sprowokowałam całą tę sytuację.

W końcu biednej Wiesi należało się od życia coś więcej niż kręcenie się z odkurzaczem między kuchnią a pokojami. Dwa dni później leżałam akurat z maseczką na twarzy, przed sobotnią imprezką na działce, gdy zadzwoniła Wiesia.

– Byliśmy wczoraj na obiedzie, w knajpie, bo jednak strasznie weszłaś Adamowi na ambicję – powiedziała. – I coś mi chyba zaszkodziło, wciąż czuję swoją wątrobę.

– Mieliście iść do eleganckiej knajpy, a nie do baru mlecznego – parsknęłam.

– Było elegancko, ale przecież ja jestem na specjalnej diecie – westchnęła. – A to jedzenie tam ciężkie było, do tego jeszcze wino. Nie jestem przyzwyczajona.

– Wiesiu, kiedyś byłaś fajną, rozrywkową babką, pamiętasz? – spytałam. – I co się z ciebie zrobiło? W swetrze z dekoltem nie możesz chodzić, bo się przeziębisz, w knajpie jeść nie możesz, bo ci jedzenie szkodzi. W jakim ty świecie żyjesz? Przecież…

– W swoim świecie i dobrze mi tam! – niemal krzyknęła. – Nie muszę chodzić z cyckami na wierzchu, żeby czuć się kobietą, ani popijać steka winem, żeby było romantycznie.

– Czyli wolisz opcję garkotłuka i sprzątaczki we własnym domu – zaśmiałam się.

– Ewa, to nie tak – westchnęła. – Jak mi Adam w nocy zioła parzył, krople na żołądek dawał i termofor, to fajniej mi było, niż kiedy piłam z nim to wino w knajpie… A jak syn zadzwonił, że wszystkie koleżanki w pracy chcą przepis na mój sernik, a kumple o mało co się nie pobili o ostatni kawałek, to jakby miód na moje serce spłynął. Bo to jest moje życie i ono mi się podoba. Ktoś najbliższy się o mnie troszczy, ktoś dziękuje, docenia. I to jest ważniejsze od imprez, zakupów i romantycznych kolacji. O to chodzi. Ja wtedy wiem, że żyję.

Gdy tak jej słuchałam, poczułam się dziwnie

Dotarło do mnie, że chyba coś mnie w życiu ominęło, czegoś się sama pozbawiłam… Te ziółka i to ciasto, wnuki, którymi bym się czasem zaopiekowała. Chyba zatęskniłam za czymś, co ona miała, a ja nie.

Nigdy niczego nie upiekłam dzieciom do pracy. Nie miałam też czasu i ochoty na zajmowanie się wnukami. Chociaż córka nieraz dzwoniła, chcąc je przywieźć na sobotę. Choćby ostatnio. Ale myśmy się wybierali na imprezkę, więc odmówiłam.

Odłożyłam komórkę. I wtedy nagle postanowiłam, że chyba jednak zadzwonię do córki i powiem jej, żeby przywiozła maluchy. Może nawet upiekę szarlotkę…

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *