Mieszkamy z mężem w małej wsi. Uwielbiamy gości. Mamy duży taras, na którym goście często zasypiają. Kiedy byliśmy młodzi, nawet spaliśmy w kuchni na materacu, ustępując sypialnię gościom, ale w tym wieku dusza już chce komfortu. W końcu 60 lat to poważny wiek. Mamy dwóch dorosłych synów i córkę. Nasze dzieci mają już swoje rodziny.
Młodszy syn mieszka w sąsiednim domu i często nam pomaga w gospodarstwie domowym. Starszy syn mieszka jednak w stolicy – rzadko nas odwiedza, niestety. Przez tyle lat starszy syn przyjechał może pięć, sześć razy. Mówi, że jest za daleko. Myślę, że nie odwiedza nas z powodu swojej żony – ona nudzi się na wsi i gardzi wiejskim życiem, nie darzy nas sympatią. Szczerze mówiąc, nie wiem, czym zasłużyliśmy na jej niechęć.
W zeszłym miesiącu zdecydowaliśmy się ich odwiedzić. Oczywiście zadzwoniliśmy do syna i uprzedziliśmy go, aby uniknąć niewygodnych sytuacji. Syn przyjął nas z radością. Wydawało mi się nawet, że jego żona jakoś zmieniła swoje nastawienie, bo była w dobrym humorze. Kiedy powiedziałam, że czas iść spać, syn powiedział:
– Zamówię taxi. Zarezerwowaliśmy dla Was pokój w hotelu.
Byłam bardzo zaskoczona.
Czy tak przyjmuje się gości? Było oczywiste, że to wszystko zorganizowała synowa. Dlaczego syn zdecydował się jej posłuchać? Porozmawialiśmy z mężem i zdecydowaliśmy wrócić. Jeśli nie jesteśmy potrzebni naszemu synowi, nie ma co się narzucać. Kiedy młodszy syn dowiedział się o tym, co zrobił jego brat, powiedział, że nie chce więcej z nim rozmawiać.
Teraz już chyba nie mam chęci zapraszać ich do nas. Na siłę miła nie będę, po co narzucać się? Czy można tak postępować ze swoimi rodzicami? Czulibyście się inaczej, jakby Wasza córka czy syn tak Was ugościli?