„Mam trójkę dzieci, ale każde ma innego ojca, bo mam je z mężem, szwagrem i teściem. Wszystko zostało w rodzinie”

Z teściem mieliśmy naprawdę wiele wspólnego! Któregoś poranka gdy oblałam się herbatą, akurat na wysokości biustu pod delikatną koszulą nocną… Stało się. Potem przyjechał Hans znudzony życiem z moją szwagierką. A ja potrzebowałam wrażeń!

Od zawsze mam naturę łowcy i zdobywczyni. Kiedy widzę mężczyznę, a ten mi się spodoba, nie umiem powiedzieć sobie stop. Kiedyś matka powiedziała mi, że takie jak ja, to wypędzą na gnoju ze wsi jak Jagnę…

Zawsze wolałam towarzystwo chłopaków

Jako mała dziewczynka odgrywałam scenki z lalkami, jak każda inna rówieśnica, ale szczególnie czułam, że to bardzo ważne, by mieć władzę nad mężczyzną. Przyglądałam się mojej mamie. Zawsze piękn,a choć smutna, zapracowana… Dla mnie? Przegrana. Nie chciałam nigdy mieć rozwiedzionych rodziców, ale nie rozumiałam, po co ona się męczy z tatą, usługuje mu i na dodatek nigdy, ale to nigdy, nie pozwoliła sobie na odrobinę szaleństwa. Była szarą myszą, piękną, ale za skromną, by pokazywać światu to, co ma najlepsze.

Na szczęście odziedziczyłam po niej urodę, po tacie wzrost.

Nie ukrywając, jako nastolatka robiłam wrażenie na kolegach i starszych facetach. Wyróżniałam się. Zaczęłam dojrzewać wcześniej od rówieśnic, chciałam podkreślać swoje wdzięki i atuty.

Mama załamywała ręce i mówiła, że proszę się o jakieś nieszczęście chodząc w dopasowanych rzeczach, malując oczy czy usta. Z biegiem czasu myślę, że może nadto kokietowałam towarzystwo. Ale każdy w młodości popełnia błędy, prawda? Już lepiej wyglądać pięknie, niż się w ogóle nie przejmować wyglądem.

Spotkałam Janka na dożynkach

Byłam duszą towarzystwa, ale nie miałam nigdy bliskich osób. Zazwyczaj towarzyszyli mi mężczyźni, dziewczyny wolały się ze mną nie zadawać – pewnie uznawały mnie za konkurencję. I to prawda – gdy któraś z koleżanek miała chłopaka, ja już brałam go na cel. Nawet nie musiał mi się szczególnie podobać, po prostu chciałam sprawdzić, czy zostawi ją dla mnie. I zawsze wygrywałam w tym sporcie. Do czasu, gdy poznałam mojego męża.

Którejś niedzieli zwlekłam się z łóżka i poszłam z mamą do kościoła, bo ważna niedziela, bo dożynki, bo wypada… Nie chciało mi się specjalnie szykować – 6 dni w tygodniu dbałam o fryzurę, make-up, przygotowywałam wieczorem ubranie na następny dzień i perfumy. Co mogło mnie spotkać w niedzielę? Chyba jedynie umizgi starszych panów znudzonych życiem małżeńskim.

Jednak mój szósty zmysł dostrzegł światełko na tle ciemnogrodu. Zauważyłam bardzo przystojnego ministranta… On też przyglądał mi się z uwagą, widziałam w jego oczach. Nie chciałam go uwieść, czułam, że to coś więcej, niż niedzielna rozgrywka z chłopakiem. Czułam, że rozbiera mnie wzrokiem, ale nie w takim sensie jak zazwyczaj robili to inni… Bo w zasadzie nie miałam grama makijażu, włosy były zaczesane w kucyk, a i ubrałam się tak, jakbym startowała w konkursie na Miss Przeciętności.

A jednak zauważył mnie. Janek zaczepił mnie podczas dzielenia się chlebem i solą.

– Kojarzę cię ze szkoły, ale nie mogłem uwierzyć, że to ty – zagaił.

– Dlaczego? Aż tak cię dziwi moja obecność w kościele? – zaśmiałam się.

– Nie, po prostu pierwszy raz zobaczyłem, jak wyglądasz naprawdę. To, co widzę, bardzo mi się podoba… – odparł zalotnie.

Byłam kupiona

Z Jankiem chodziliśmy tylko rok, w wieku 19 lat wzięliśmy ślub. Doczekaliśmy się synka, Oliwiera. Nie układało nam się specjalnie, choć stawałam na głowie, by być piękną i ułożoną panią domu. Brakowało mi jednak ognia i błysku w oku innego mężczyzny na mój widok.

Janek pracował wciąż u rodziców w firmie stolarskiej, mieszkaliśmy na piętrze w dużym domu jego ojca. Mieliśmy dostać go w spadku, bo siostra Janka wyprowadziła się do Niemiec i tam założyła rodzinę, więc nie chciała opiekować się firmą i domem rodziców.

Stanisław, mój teść, był facetem z krwi i kości. To i owo słyszałam, gdy nadchodził wieczór, zazdrościłam nawet jego żonie… A mój mąż był jak połowa Staszka. W połowie tak męski, w połowie tak bogaty…

Odkąd zaczęłam sobie wyobrażać teścia w swoim łóżku, zaczęłam chadzać częściej w szlafrokach i peniuarach. Rano stąpałam boso po drewnianych schodach idąc po kawę i robiłam śniadanie dla wszystkich. Teść zawsze wstawał pierwszy i mogliśmy porozmawiać. Mieliśmy naprawdę wiele ze sobą wspólnego! 23 lata różnicy zatarły się w kilka tygodni i… któregoś poranka gdy oblałam się herbatą, akurat na wysokości biustu pod delikatną koszulą nocną… Stało się.

Wylądowałam z teściem w łóżku, czego owocem 9 miesięcy później była Stefcia. Nigdy nie przyznałam się mężowi, że nie jest ojcem Stefy, a przyrodnim bratem. Teść też uznał, że ta sytuacja nie może się powtórzyć. O tym, że jego wnuczka to jego córka, dowiedział się, gdy okazało się, że mała ma to samo znamię co on.

Teściowa i Janek niczego się nie domyślali. Ja z kolei nie chciałam stracić widoków na przyszłość. Przyznam, że niejednokrotnie chciałam powtórzyć seks z teściem, ale on był nieugięty. Widziałam, jak adorował swoją żonę, jakby pokutował za grzech! Mnie omijał szerokim łukiem, choć wiem, że nie byłam mu obojętna.

Hans pragnął dziecka

Po paru miesiącach od porodu, w rodzinne strony zajrzała Marcelina z mężem, Hansem. Od 6 lat mieszkali w Niemczech i nie doczekali się dzieci. Dziwiło mnie to niezmiernie, że między nimi w sumie… ie było chemii. Żadnej. Hans mówić całkiem dobrze po polsku, bo prowadził firmę w której zatrudniał Polaków i siłą rzeczy nigdy nie chciał zostać okantowany.

Radził sobie rewelacyjnie i było to widać – pachniał jak ocean, włosy miał bujne i jasne, twarz posągową i sportową sylwetkę . Pozazdrościłam Marcelinie i przyznam, że pociekła mi ślinka na jego widok. Mój mąż robił w drewnie, a ten… to prawdziwa stal!

Marcelina z kolei nie widziała już chyba przyszłości dla ich dwójki. Z tego co podsłuchałam mówiła matce, że Hans jest prawdopodobnie bezpłodny, choć nigdy nie chciał się przebadać, a ona chciałaby mieć dzieci. Współczułam jej, bo miałam dwójkę maluchów i myślałam o kolejnym. Bądź co bądź, Janek nie mógł narzekać na moje libido, choć mnie nudził schemat naszych wieczorów i być może ta stagnacja sprawiała, że seks nie owocował ciążą.

Któregoś wieczora Hans przyszedł do mojego pokoju i patrzył, jak karmię piersią Stefanię. Nie wiem czemu, ale zamiast się zawstydzić, wyprostowałam tylko plecy i podjęłam rozmowę.

– Macie dużo szczęścia Hans, uwierz mi – zaczęłam.

Szwagier spojrzał na mnie przenikliwie.

– Nie tyle, co ma mój szwagier. Dwójka dzieci, piękna żona… – odparł. – Chciałbym zamienić się na życia…

Odłożyłam małą spać i zamiast zejść na kolację, spojrzałam Hansowi w oczy.

– Może skosztuj, czy aby na pewno by ci odpowiadało…

Wtedy Hans objął mnie w pasie i stało się. Nie wiem kiedy wylądowaliśmy na łóżku. Seks nie trwał długo, ale tego odświeżenia właśnie potrzebowałam! Ach, wspaniale było czuć się pożądaną, posmakować nowości i… może dlatego zaszłam w ciążę. Upragnioną, trzecią ciążę. Z Hansem. Cóż, wszystko w rodzinie…

Hans się domyśla prawdy

Krysia jest niesfornym dzieckiem o blond włosach, ciekawym świata. Jej błękitne oczy są jak nie z tego… kraju. Głębokie, przenikliwe i inne. Czasem zastanawiam się, czy Janek rozmyśla nad tym, czemu jego córka wygląda zupełnie inaczej od rodzeństwa. Nigdy nie powiem mu prawdy – przyzwyczaiłam się do tego, że musze szukać wrażeń, ale chcę trwać przy Janku. To chyba miłość, prawda?

Hans i Marcelina przyjechali ostatnio na święta. Na widok Krystynki Hans stanął jak wryty. Pewnie przypomina mu kogoś z rodziny?

– Ach te geny, to prawdziwa loteria! – zaśmiałam się w powitaniu, gdy w drzwiach sypialni znowu stanął on, wyraźnie chcąc zadać pytanie o to, czy Krysia jest jego.

Ale nie zapytał. Może wystarczy mu świadomość, że po świecie chodzi jego córka? Mam nadzieję, bo żyję w niepewności. Nie chcę stracić rodziny.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *