„Żona ukartowała moją zdradę, żeby dostać rozwód i odejść do gacha. Kobieta, za którą oddałbym życie, przestała istnieć”

„Zrobiło mi się niedobrze. Jakbym pod pięknym dywanem znalazł siedlisko robaków. Co to było? Co to, do cholery, było?! Moja żona rozmawiała z koleżanką o tym, czy chciałem ją zdradzić, czyli…ukartowały to! W jednej chwili miłość zmieniła się w odrazę”.

Zawsze mi się wydawało, że jestem dość dobrym mężem. Może nie najlepszym,
bo do doskonałości trochę mi brakowało. Miewałem swoje humory, bywałem zmęczony, czasem nie umiałem ugryźć się w język i sprowokowałem kłótnię – ale byłem dobrym mężem.

Kochałem żonę. Nigdy nie myślałem o innych kobietach, nie przepijałem wypłaty, starałem się co jakiś czas mile Dorotę zaskoczyć, w łóżku też nie miała powodów do narzekań, by nie rzec, że częstotliwością i jakością zawyżaliśmy średnią krajową.

Mieliśmy tylko jedno dziecko. Tak postanowiliśmy – oboje mieliśmy wymagającą pracę i wiedzieliśmy, że przy większej rodzinie albo będziemy zaniedbywać pracę zawodową, albo dziecko.

Tomek był świetnym dzieciakiem, nawet jako nastolatek nie sprawiał nam problemów, przeciwnie, dawał same powody do dumy. Jako rodzina trzymaliśmy się ze sobą blisko, co stanowiło kolejny przyczynek do mojego szczęścia.

Zwłaszcza kiedy wokół siebie, w pracy i od znajomych, cięgle słyszałem narzekania na żony, mężów, rodziców, dzieci… Ja siedziałem cicho i w środku czułem miłe ciepło, gdy myślałem o naszej trójce.

– Kochanie, chodź, poznaj moją nową koleżankę z pracy – powitała mnie żona, gdy tylko wszedłem do domu.

Posłusznie wykonałem polecenie.

– Luiza – powiedziała śliczna blondynka, podając mi dłoń. – Miło mi.

– Wzajemnie. Lucjan – odpowiedziałem uprzejmie. – Jadłyście coś po pracy? Mogę zrobić coś na szybko – zaproponowałem.

Gdy byłem już w kuchni, dobiegł mnie teatralny szept z salonu:

– Twój mąż jest uroczy… Mój facet nigdy by czegoś takiego nie zaproponował, a twój nie ma z tym problemu. Ależ mężczyzna!

Uśmiechnąłem się pod nosem. Wróciłem z pracy, byłem głodny, więc zapytałem, czy Dorota i jej gość też mają ochotę coś zjeść. Owszem, zauważyłem urodę Luizy, ale nie zrobiłem tego pod publiczkę. To było normalne zachowanie.

Tomek też stosował się do tej zasady i pytał nas, czy czegoś chcemy, potrzebujemy, czy może nam jakoś pomóc. Złośliwiec powie, że hodowałem syna na pantoflarza, jakim sam byłem, ale tu chodziło o coś więcej: o miłość, szacunek, rodzinną współpracę.

Zrobiłem szybki obiad i zjedliśmy we czwórkę, bo nasz syn w międzyczasie wrócił do domu. Pogawędziliśmy chwilę i zostawiłem dziewczyny, żeby sobie plotkowały, a ja zabrałem młodego na zakupy, bo lodówka zaczynała świecić pustkami. Kilka dni później zadzwonił do mnie ktoś z nieznanego numeru. Przewróciłem oczami, myśląc, że znowu ktoś będzie chciał mi wcisnąć kredyt albo sprzedać garnki.

– Cześć, tu Luiza. Koleżanka twojej żony! – w słuchawce rozbrzmiał kobiecy śmiech.

– Dorotka dała mi numer do ciebie, bo wiesz, popsuł mi się komputer, a ty podobno trochę się na tym znasz, więc może mógłbyś mi podpowiedzieć, czy warto reanimować tego trupa, czy niekoniecznie.

Jasne, że mógłbym, lubiłem grzebać w komputerach i chętnie pomagałem znajomym. Skoro Dorota dała jej mój numer, poczułem się doceniony przez małżonkę. Po pracy podjechałem pod adres, który podała mi Luiza, i zabrałem się za sprawdzanie komputera. Gospodyni zrobiła mi kawę, podsunęła ciastka na talerzyku.

– Chyba będę w stanie jeszcze go ożywić. Trzeba będzie kupić dysk i…

– Równie dobrze możesz mi tłumaczyć fizykę kwantową! – przerwała mi rozbawiona Luiza. – Błagam, zrób, co trzeba, i potem wystaw mi rachunek.

Następnego dnia kupiłem niezbędne części i zainstalowałem. Luiza, ubrana w minisukienkę, zaczęła mi wylewnie dziękować. To nie było nic wielkiego, wystarczyłoby zwykłe „dziękuję”, nie musiała mi podtykać pod nos biustu wyzierającego z głębokiego dekoltu ani oblizywać lubieżnie ust.

Co ją napadło?

Nie myślałem o niej w kategoriach erotycznych, ale na Boga, jestem tylko człowiekiem i zacząłem sobie wyobrażać różne rzeczy.

– Wiesz, mogłabym ci też podziękować w inny sposób … – zaczęła wodzić palcem po moim torsie.

Chrząknąłem i odsunąłem się.

– Domyśliłem się. Ale dziękuję. Kocham żonę, a i ty, z tego, co zrozumiałem, nie jesteś wolna. Fajnie, że mogłem ci pomóc z laptopem, ale nie dzwoń do mnie więcej, cześć!

Niemal uciekłem z jej mieszkania. Przez dłuższą chwilę siedziałem w samochodzie, zastanawiając się, co to właściwie było. Nie cierpię na kompleksy, ale znam swoją ligę. Taka śliczna dziewczyna czyniła mi nieprzystojne propozycje, musiałem się ewakuować, zanim się na mnie rzuciła…

Coś tu nie grało. Zastanawiałem się, czy powiedzieć o tym Dorocie, czy nie. Z jednej strony chciałem, niech wie, z kim się koleguje, a z drugiej, wolałem jej nie denerwować. W końcu nie zamierzałem więcej się spotkać z Luizą, nie było więc powodów do zazdrości.

OK, nic nie powiem. Jeszcze tego brakuje, by zaczęła się zastanawiać, czy jakoś tej Luizy nie sprowokowałem. Zanim wszedłem do domu, odetchnąłem głęboko kilka razy, żeby się uspokoić, i dopiero wtedy przekroczyłem próg…

– Naprawdę? Nawet cię nie dotknął? A postarałaś się chociaż? – usłyszałem głos żony. – Luiza, ja pytam poważnie. Miał ochotę mnie zdradzić czy nie?

Zatrzymałem się w pół kroku. A potem w przypływie jakiegoś olśnienia wyciągnąłem telefon i włączyłem dyktafon. Może jestem naiwny, ale umiem dodać dwa do dwóch. Moja żona rozmawiała z koleżanką o tym, czy chciałem ją zdradzić, czyli… ukartowały to!

Jedna wymyśliła, druga była narzędziem i weryfikatorem mojej uczciwości. Tylko po co? Dorota najwyraźniej nie zorientowała się, że wróciłem do domu, bo jeszcze przez dłuższą chwilę rozmawiała z Luizą.

Upewniała się, dopytywała o szczegóły…

Szczerze? Poczułem się dziwnie, jakbym zjadł coś nieświeżego. Znałem tę kobietę od dwudziestu lat. Moją żoną była od szesnastu. Od czternastu wychowywaliśmy razem dziecko. I nagle odkryłem, że wcale jej nie znam. Byliśmy dobrym małżeństwem… Naprawdę? Więc po co to zrobiła? Chciała się upewnić, że nie przechodzę kryzysu wieku średniego i będę jej wierny, czy co?

– Jasna cholera, Luiza, miałaś go skusić! Wtedy miałabym szansę na rozwód z jego winy, a mój romans z Robertem wyszedłby na jaw dopiero po uprawomocnieniu się wyroku. Nie, nie satysfakcjonuje mnie to, co się stało. Albo zrobisz to lepiej, albo nici z kasy!

Teraz naprawdę zrobiło mi się niedobrze. Jakbym pod pięknym dywanem znalazł siedlisko robaków. Co to było? Co to, do cholery, było?! Ścisnąłem w dłoni telefon, zapominając, że włączyłem dyktafon. Dzięki Bogu, że to zrobiłem.

Innych dowodów nie miałbym szans zebrać – śledzenie, tropienie, wynajmowanie detektywów było poniżej mojej godności… Udało mi się uniknąć pułapki, bo jestem porządnym, wiernym facetem.

Pułapki, którą zastawiono na mnie chyba z tych samych powodów. Może gdybym był draniem, żona bardziej by mnie szanowała i doceniała? Może gdybym nie był pantoflarzem i nudziarzem, nie szukałaby ekscytacji na boku? Nieważne. Kobieta, którą kochałem i której nieba bym przychylił, przestała istnieć.

Po cichu wyszedłem z mieszkania. I od razu pojechałem do prawnika, żeby złożył pozew o rozwód w moim imieniu. Żadnych awantur, ale też żadnych mediacji, terapii, dawania szans. Brzydziłem się tą kobietą. W jednej chwili miłość zmieniła się w odrazę.

Sprawa, kiedy już trafiła na wokandę, przebiegła szybko. Dorota – chociaż pozew musiał ją przerazić – świetnie grała. Przecież ona mnie kocha, zawsze byliśmy takim dobrym małżeństwem. Coś mi musiało odbić, pewnie sam kogoś mam, a teraz zrzucam winę na nią…

Mój prawnik odtworzył nagranie, które zarejestrowałem. Nie było zbyt dobrej jakości, stanowiło tylko poszlakę, na sprawę karną pewnie by nie wystarczyło, ale na rozwodową już tak. Od dwóch lat jestem szczęśliwym rozwodnikiem.

Cóż, szczęście ma różne oblicza. Żyje mi się trudniej, bo jako samotny ojciec mam wiele na głowie, ale grunt, że przestałem żyć w kłamstwie. Już nie jestem oszukiwany, zdradzany i wrabiany. Tomek chciał zostać ze mną, więc mieszkamy razem w nowym, niewielkim mieszkaniu, które kupiłem po sprzedaży poprzedniego, wspólnego. Może nie mamy tyle miejsca co dawniej, ale dla nas dwóch wystarczy.

Do dziś nie mogę uwierzyć, że Dorota uknuła taką intrygę. Byłbym jeszcze w stanie jej wybaczyć, gdyby z obawy o nasze małżeństwo chciała mnie poddać jakiemuś testowi. Ale takie wyrachowane działanie, by ukryć swój grzech, nie mieściło mi się w głowie. Na szczęście, wszystko już za nami.

Tomek czasem mówi, że powinniśmy zacząć chodzić razem na randki, ale tylko się śmieję. Nie wiem, czy byłbym w stanie znowu zaufać kobiecie na tyle, by wpuścić ją do mojego serca i życia. Może kiedyś… Na siłę jednak nikogo nie szukam. Podoba mi się stan obecny. Sam jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem, szanującym siebie samego i kochającym swoje dziecko.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *