„Teściowie zmuszali mnie do podpisania intercyzy. W rewanżu zażądałam, żeby płacili mi za sprzątanie i gotowanie”

„– Załóżmy, że po ślubie praca w domu zajmie mi średnio 5 h dziennie. Jestem dokładna, nie mogę pracować za najniższą stawkę. Własnego męża nie zamierzam ograbiać, więc niech to będzie 25 zł na godzinę. Dziennie daje to 125 zł, miesięcznie 3750 zł”.

Zwabili mnie pod pretekstem omówienia szczegółów wesela. A kiedy się zjawiłam, przyszły teść otworzył laptopa i od razu zaczął mnie przekonywać. I to pod nieobecność Maćka. Jak tylko zaczęli, to mało mnie szlag nie trafił. Musiałam się dobrze pilnować, żeby nie wybuchnąć. Siedziałam więc, zaciskałam zęby i słuchałam, co mają do powiedzenia. A gadali dużo.

Nie będę wdawać się w szczegóły, boby miejsca zabrakło… Najogólniej rzecz biorąc, chodziło o to, że cały majątek, który Maciej wypracuje w trakcie trwania naszego małżeństwa, będzie należał tylko i wyłącznie do niego.

– Wybacz, kochanie, ale musimy zadbać o interesy naszego syna. Nie możemy pozwolić na to, żebyś szastała jego pieniędzmi, a w razie rozwodu puściła go z torbami. Chyba to rozumiesz, prawda? – oświadczyła bezceremonialnie przyszła teściowa.

– A co, jeśli nie podpiszę tej intercyzy? – zdenerwowałam się.
– No to wtedy ślubu nie będzie – nie owijał w bawełnę teść.
– A Maciek o tym wie? – dopytywałam się przerażona i wściekła.
– Nie. Ale raczej uszanuje naszą wolę. Za dużo nam zawdzięcza, by się sprzeciwiać. No więc jak, podpiszesz? – wpatrywali się we mnie uważnie.
– Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić – wstałam z fotela.
– W takim razie daj znać. Im szybciej, tym lepiej. Musimy przecież rozpocząć przygotowania do ślubu…

Matka Maćka uśmiechnęła się słodko.

– Odezwę się najdalej za tydzień – odparłam i ruszyłam do drzwi.
– Mam nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję, Dominisiu, i spotkamy się u notariusza – dobiegł mnie jeszcze głos teścia.
– I że ta rozmowa zostanie między nami! Po co niepotrzebnie denerwować Maćka – dorzuciła teściowa. Nawet się nie odwróciłam. Bałam się, że w końcu nie wytrzymam i wymsknie mi się coś brzydkiego.

Intercyza to umowa. Można dodać parę punktów

Długo nie mogłam się uspokoić. Czułam się tak, jakby ktoś napluł mi w twarz. Nie chodziło o tę cholerną intercyzę, ale o sposób załatwienia sprawy. Gdyby teściowie uprzedzili mnie o tej rozmowie, powiedzieli, że chcieliby omówić sprawy majątkowe, nie powiedziałabym złego słowa. Wychodzę za Maćka z miłości, a nie dlatego, że przejął po rodzicach jedną z ich firm i ma mnóstwo pieniędzy. Ale oni zwabili mnie podstępem, a na dodatek postawili ultimatum. Poczułam się jak śmieć!

Chciałam nawet zadzwonić do narzeczonego i zerwać zaręczyny. Już wyciągnęłam komórkę, ale schowałam ją do torebki. Moja zmarła mama zawsze powtarzała mi, że nie wolno podejmować ważnych decyzji pod wpływem emocji, że najpierw trzeba opanować nerwy, wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Postanowiłam więc skorzystać z jej rady. A że myślenie w pojedynkę nigdy nie szło mi najlepiej, pojechałam do swojej najlepszej przyjaciółki Doroty. Znamy się od lat i wspieramy w trudnych chwilach.

Wiedziałam, że i tym razem pomoże mi uporać się z problemem. Dorota podobnie jak ja była oburzona zachowaniem moich przyszłych teściów. Gdy skończyłam opowiadać, aż poczerwieniała ze złości.

– Cholera! Tym przeklętym bogaczom wydaje się, że jak mają pieniądze, to nie muszą liczyć się z innymi ludźmi! – warknęła.
– Nikt nigdy jeszcze mnie tak nie upokorzył – westchnęłam.
– No i co zamierzasz teraz zrobić? – zapytała Dorota.
– Sama nie wiem. Z jednej strony mam ochotę zwrócić Maćkowi pierścionek zaręczynowy. Ale z drugiej…Kocham go i nie wyobrażam sobie bez niego życia.
– A on wie o tym, co zaszło?
– Nie. Nie było go przy tej rozmowie.
– To mu o niej opowiedz!
– Nie mogę. Wiem, że kocha rodziców i byłoby mu bardzo przykro. Poza tym to nic nie da. Teściowie i tak postawią na swoim.

– Trudna sprawa – zamyśliła się. – Ale nie beznadziejna! – rozpromieniła się nagle.
– Masz jakiś pomysł? – spojrzałam na nią z nadzieją.
– Chyba tak. Słuchaj, intercyza to po prostu umowa przedślubna. I jak w każdej umowie mogą być w niej inne punkty. Nie tylko te dotyczące rozdzielności majątkowej.
– Nie rozumiem – przyznałam.
– O rany, to proste. Zgadzasz się na rozdzielność, ale na przykład pod pewnymi warunkami…
– Jakimi?
– A to zaraz wymyślimy – stwierdziła moja niezawodna przyjaciółka.

Przez następny kwadrans wertowałyśmy internet w poszukiwaniu sensownych pomysłów. Gdy skończyłyśmy, byłyśmy z siebie bardzo dumne.

– Teściowie się wściekną, jak usłyszą, czego żądam – stwierdziłam.
– A pies z nimi tańcował! Należy im się nauczka za to, że tak paskudnie cię potraktowali – stwierdziła Dorota.

Zadzwoniłam już następnego dnia

Odebrała teściowa.

– No i jak kochanie, zastanowiłaś się? – zapytała słodko.
– Owszem.
– Podpiszesz intercyzę?
– Tak.
– To świetnie – ucieszyła się. – W takim razie umawiam notariusza, jeszcze w tym tygodniu. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej.

– Zaraz, zaraz… Najpierw musimy omówić pewne szczegóły.
– Jakie? Przecież wszystko ustalone.
– No nie do końca – stwierdziłam. – Możemy się spotkać? I to najlepiej we trójkę, jak poprzednio. Po co niepotrzebnie denerwować Maćka – sięgnęłam po ich argument.
– No dobrze, wpadnij do nas – zgodziła się łaskawie.

Oni mogą stawiać mi takie żądania, ale ja im nie

Przyjechałam do teściów po siedemnastej. Jak ostatnim razem posadzili mnie w salonie, w fotelu. Byłam zdenerwowana, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Rozsiadłam się swobodnie i zaczęłam swoją przećwiczoną kwestię:

– Rozumiem, że zależy wam na szczęściu syna… – zaczęłam.
– Oczywiście, kochanie, to jest dla nas najważniejsze – wpadła mi w słowo teściowa.
– Chcecie więc, żebym była dla niego dobrą żoną. Dbała o niego, dopieszczała, poświęcała mu każdą wolną chwilę… A do tego prała, sprzątała, prasowała, gotowała.

– No, to chyba jasne! – teść wzruszył ramionami.
– Rzeczywiście, jasne. Bardzo kocham Maćka i będę dbać o jego potrzeby z największą przyjemnością i starannością.
– No to, o co ci chodzi? – teściowa patrzyła na mnie zdumiona.
– O wynagrodzenie. Za każdą pracę należy się płaca – odparłam.
– Że co? Jak to? – wybałuszyli oczy.
– A tak to. Chyba nie sądzicie, że będę błagać Maćka o każdą złotówkę i wyliczać się z każdego wydanego grosza. Teraz jeszcze mam etat w korporacji, własne pieniądze, ale co będzie, gdy na świecie pojawią się dzieci i pójdę na urlop wychowawczy?
– Nasz syn na pewno będzie łożył na rodzinę! – oburzył się teść.
– No właśnie. Tak go wychowaliśmy – poparła męża teściowa.
– Nie wątpię. Ale wolę mieć to na papierze, czarno na białym. Tak na wszelki wypadek. Nawet wyliczyłam sobie pewną sumę…
– Tak, a jaką? – warknął teść.
– Załóżmy, że po ślubie praca w domu zajmie mi średnio pięć godzin dziennie. Jestem obrotna, szybka, dokładna, nie mogę pracować za najniższą stawkę. Własnego męża nie zamierzam ograbiać, więc niech to będzie 25 złotych na godzinę. Dziennie daje to 125 złotych, miesięcznie 3750 złotych lub 3875 złotych, jeżeli miesiąc ma trzydzieści jeden dni

. – Co ty za bzdury opowiadasz?! – teściowa poczerwieniała.
– Oczywiście nie jest to stała suma – ciągnęłam niezrażona. – Gdy urodzi nam się dziecko, ta kwota będzie musiała wzrosnąć. I to znacznie, bo opieka nad maluchem to praca 24 godziny na dobę… No i dodatkowe obowiązki, za które też należy się wynagrodzenie. Zaraz mogę wyliczyć, ile to będzie razem… – odnalazłam w komórce kalkulator.
– Przestań! Myśleliśmy, że jesteś rozsądną osobą. A ty sobie żarty z nas stroisz! Jak śmiesz! – wybuchnął teść.
– Żarty? Nigdy nie byłam bardziej poważna. Po prostu dbam o swoje interesy. Chyba to rozumiecie, prawda? – uśmiechnęłam się.

Nie zrozumieli. Nie wyrzucili mnie, co prawda, za drzwi, ale patrzyli na mnie tak nienawistnie, że sama wyszłam. Bałam się, że jeśli tego nie zrobię, to padnę trupem na miejscu. Nie mam pojęcia, co będzie dalej z intercyzą.

Choć od spotkania minął tydzień, teściowie milczą

Pewnie zastanawiają się, czy rzeczywiście mówiłam poważnie, czy tylko chciałam im dopiec. Prawdę mówiąc, na początku zależało mi przede wszystkim na tym drugim, ale teraz… Im dłużej o tym myślę, tym coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że takie zabezpieczenie rzeczywiście by mi się przydało. Bo choć wierzę, że dzisiaj Maciek mnie kocha, to nie mam pewności, czy jutro też tak będzie.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *