Serce mi pękło na dwoje, gdy moja matka wypowiedziała te okrutne słowa. Nazywam się Irena i życie ostatnio zgotowało mi wiele przykrości. Własna matka, która powinna stać przy mnie, wyrzuciła mnie z domu, mówiąc, że więcej nie chce mnie widzieć. Czuję się tak, jakby ktoś wydarł mi serce i zdeptał je pod nogami.
Zaczęłam pakować walizkę, łzy mieszały się z rzeczami, które wrzucałam do środka. Poszłam do domu teściowej. Ta przyjęła mnie do siebie, ale z góry zapowiedziała, że mogę zostać tylko do porodu. Czuję się jak intruz, jak ktoś, kto jest jedynie tymczasowy i niechciany.
Mój mąż to dobry człowiek, ale wiecznie go nie ma. Wyjechał za granicę na budowę, by zarobić na nasze wspólne mieszkanie. Mąż pracuje tam od świtu do nocy, zarabia na to, byśmy wzięli kredyt hipoteczny i poszli na swoje. Na wieść o dziecku ucieszył się, ale wiem, że nie będzie mógł przyjechać. Pewnie po porodzie będę sama musiała sobie poradzić. Dobrze, że zarabia; jestem mu wdzięczna, ale tak sobie myślę, po co nam te pieniądze, skoro nie mamy siebie. Rozpacz i samotność stają się coraz cięższe do zniesienia.
Do tej pory mieszkałam u mojej matki, a on przyjeżdżał raz na parę miesięcy. A teraz jestem u teściowej. Cieszy się, mówi, że przy jego mamie będzie mi dobrze i nie stanie mi się krzywda. Ale ona przecież już zapowiedziała, że ma swoje lata i nie będzie słuchać płaczu dziecka, więc mam sobie powoli czegoś szukać.
Serce mi pęka, gdy myślę o tym, że męża nie będzie przy mnie, gdy nasze dziecko przyjdzie na świat. Proponowałam mu, że przyjadę, przecież mogę zamieszkać z nim, wynajęlibyśmy coś razem, dziecko później posłalibyśmy do żłobka, a może i ja znalazłabym jakąś pracę. Ale on nawet nie chce słuchać. Mówi, że tam nie ma dla mnie warunków i mam być tutaj.
Moja matka uważa, że co to za mąż, którego nie ma przy żonie. Nie chce zaakceptować tego, że nadejdzie na świat dziecko, jej wnuk. Jej słowa były jak nóż w sercu, raniły mnie w najgłębsze zakamarki duszy. Myślałam, że ucieszy się na wieść o ciąży, ale ona wpadła w taki szał, jak jeszcze nigdy.
Gdzie są ci, którzy mieli mnie kochać i wspierać? Czemu życie stało się tak okrutne?