W dzieciństwie często odwiedzałam babcię w weekendy. Babcia była małomówną kobietą, lubiła słuchać, sama milcząc. Ja też nie lubiłam mówić, tylko słuchać. Gdy byłam u babci, musiałam nie tylko odrabiać lekcje, ale też sprzątać w domu, myć okna, podłogę, naczynia. Wieczorami z babcią oglądaliśmy seriale, także w milczeniu. Czasem babcia uczyła mnie haftować, ale nie lubiłam tego. Po szkole poszłam na studia, a potem znalazłam pracę w innym mieście i odwiedzałam babcię tylko kilka razy w roku. Nie tęskniłam za nią, nie udało nam się nawiązać emocjonalnej więzi. Pamiętam jednak dokładnie swoje urodziny. Babcia zawsze dawała mi rajstopy i małą bombonierkę. Nawet gdy dorosłam, babcia wciąż wręczała te same prezenty.
Czas niczego nie zmienił, moja relacja z nią wciąż była chłodna, bardzo odmienna od tego, co obserwowałam u moich rówieśników. Widziałam, jak inni cieszyli się z wycieczek, na które babcie ich w dzieciństwie zabierały, chodzili na długie spacery, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Zazdrościłam im tych chwil, a zarazem nie potrafiłam znaleźć wspólnego języka z własną babcią.
Zawsze była dla mnie niezrozumiała, zamknięta w sobie. Wydawało mi się, że nasza rozmowa ogranicza się do wymiany uprzejmości i sporadycznych rozmów o życiu i zdrowiu.
A pewnego razu do mnie zadzwoniła. Byłam zaskoczona, bo babcia nigdy nie używała telefonu, tylko od święta. Coś musiało się stać.
– Marzenko, przyjedź do mnie. Mam dla ciebie jedną rzecz.
– Babciu, jutro mam ważne spotkanie, nie mogę go opuścić.
– Nic nie szkodzi, wymyśl coś. Przyjedź jutro koniecznie.
Babcia rozłączyła się. Musiałam iść do szefa i wyjechać na jeden dzień. Szef trochę zrzędził, ale w końcu pozwolił. Pojechałam rannym autobusem. Najpierw utknęliśmy w korku, potem był problem z jednym pasażerem – i tak przyjechałam później niż zwykle. Pukałam do drzwi, ale nikt nie otwierał. Poszłam więc do domu rodzinnego po klucze i wróciłam do babci.
Odkryłam, że babcia siedziała w fotelu, w rękach trzymała zeszyt, obok na podłodze leżał długopis. Próbowałam obudzić babcię, ale nic nie pomagało. Wezwałam pogotowie, a zanim przyjechali, zaczęłam czytać zeszyt babci. Pisała, że w jej młodości było bardzo mało dobrego. Ale co najsmutniejsze, nie mogła godnie pochować swoich bliskich. Brakowało pieniędzy na pomnik i godną trumnę. Potem wyszła za mąż i urodziła dwóch synów. Tylko starszy syn umarł na chorobę jeszcze w dzieciństwie, a na jego pogrzeb ledwo starczyło pieniędzy. Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że mój ojciec miał brata.
Pragnieniem babci było zorganizowanie godnego pogrzebu. Gdy umarł jej mąż, udało jej się zgromadzić wystarczającą kwotę i dziadka pochowano godnie. Potem babcia zaczęła oszczędzać na swój pogrzeb. A kiedy uzbierała tyle, ile potrzebowała, postanowiła obdarować mnie i kupiła mi samochód. Czerwony, mały. Babcia napisała, że marzyła, żeby zobaczyć radość w moich oczach przed śmiercią. Ale nie zdążyła. Spojrzałam przez okno, a tam stał ten samochód. Do dziś przeklinam tego kierowcę autobusu, który jechał tak wolno.
Teraz, kiedy babcia odeszła, jest mi tak bardzo jej żal. Żal, że nie zdołałam zrozumieć jej wcześniej, nie potrafiłam przekroczyć tych barier, które wydawały się tak trudne do pokonania. Żal, że nie miałam okazji lepiej jej poznać, dowiedzieć się więcej o jej życiu, jej marzeniach i troskach. Teraz, kiedy czytam jej zapiski, zdaję sobie sprawę, jak wiele straciłam…