„Chuchałam i dmuchałam na męża, byle mu dogodzić, a on kpił ze mnie z tą swoją kochanicą. Kłamał mi w żywe oczy”

„Idiotka! Teraz szlag mnie trafia, kiedy o tym myślę. Jego romans trwał w najlepsze, wszyscy wiedzieli i plotkowali, tylko ja byłam ślepa i głucha! Aż mnie skręca, kiedy sobie przypomnę, jak mu nadskakiwałam, jak się wdzięczyłam, starałam w łóżku, byle był zadowolony”.

– Zapomnisz, kochana – pocieszały mnie koleżanki. – Niech drań idzie w diabły! Krzyżyk na drogę! Nie zasługiwał na ciebie…

Tak mówiły. Ale ja zamknęłam się w czterech ścianach. Wzięłam bezpłatny urlop. Płakałam, łykałam proszki uspokajające, piłam ogromne ilości alkoholu. Cud, że nie przekręciłam się na amen.
Zwykła sprawa – mąż zdradza kobietę po paru latach związku… Banał, prawie każdej się to przytrafiło.

Ja tam przymykać na nic oczu nie mam zamiaru

Niektóre kobiety zaciskają wtedy zęby, udając, że nic się nie stało. Żyją dalej, kładą się z wiarołomcami do łóżka i godzą na seks. Moja kumpelka zwierzyła mi się, że w takich chwilach myślała tylko: „Jak temu zdrajcy było z tamtą? I czy z nią robił to samo, co teraz ze mną?”.

– W końcu zapomniałaś? – spytałam.

– Skąd! Przyzwyczaiłam się, ale nic nie czuję, kiedy mnie dotyka. Może tylko złość… I od razu mnie boli żołądek.

– To czemu nie odejdziesz? – dziwiłam się, być może naiwnie.

– No coś ty? Mam być sama?! Z kredytami, z czynszem, opłatami, rachunkami? Zwariowałaś? Nie dam rady!

No tak… To jest argument. My też mamy mieszkanie kupione za wspólne pieniądze. Urządzaliśmy je razem. On kupował audio video, ja – sprzęt AGD. Wyposażenie sypialni dostaliśmy od jego rodziców, a saloniku i kuchni od moich. Co do łazienki, to dopiero ją kończymy…

Spłacamy samochód, rowery, sprzęt wspinaczkowy… Mamy kupę długów w bankach i po ludziach. Finansowo jesteśmy jak splątany motek wełny: nie da się tego rozdzielić bez szarpaniny i strat. Na ostatnią rocznicę ślubu kupiłam mu bardzo drogi zegarek.

Pomogły mi szybkie pieniądze na lichwiarski procent. Cieszył się jak dziecko. Przepraszał, że on ma dla mnie tylko drobiazg w postaci srebrnej zawieszki za parę groszy.

– Nieważne – uspokajałam go. – To nie ma znaczenia. Grunt, że mnie kochasz!

Idiotka! Teraz szlag mnie trafia, kiedy o tym myślę. Jego romans trwał w najlepsze, wszyscy wiedzieli i plotkowali, tylko ja byłam ślepa i głucha! Kiedy sobie przypomnę, jaką kolację przygotowałam na tę rocznicę, jak się wdzięczyłam do niego, jak się starałam w łóżku, bo ostatnio ciągle narzekał na zmęczenie i stres w pracy, więc nie bardzo miał ochotę na miłość – to mnie dosłownie krew zalewa ze wstydu.

Jestem pewna, że o mnie gadali ze swoją Julcią! Na pewno kpili z mojej naiwności… Z tego starania się, żeby mu dogodzić; z dietetycznych śniadanek do pracy pakowanych w próżniowe pojemniczki, z owocowych sałatek i świeżo wyciskanych soczków!

Pamiętam, jak powiedział mi kiedyś:

– Wiesz? Ten warzywny jest chyba najlepszy, możesz go robić częściej. Nawet poczęstowałem koleżankę z działu i bardzo chwaliła, że pyszny.

Same mi się pięści zaciskają, kiedy sobie o tym przypomnę. Ta wstrętna larwa żarła moje przysmaki! Bo on – kłamliwy żonkoś od siedmiu boleści – zanosił jej moje owsiane ciasteczka z ziarnem i morelami, moje naleśniki, napychał ją chlebem, który sama piekłam, żeby jadła zdrowo!

Czasem kładłam do śniadanek karteczki z serduszkami albo moimi ustami odciśniętymi czerwoną szminką i podpisem „kocham cię”, musieli mieć niezły ubaw, czytając je. Nie chce mi się żyć, kiedy o tym myślę. Rodzice z obu stron próbują ratować nasz związek. Przyjeżdżają, tłumaczą, negocjują, odwołują się do rozsądku.

– Różnie bywa – mówią. – Trzeba sobie wybaczać. Nikt nie jest bez winy.

– Może gdybyście mieli dzieci…? – zastanawia się teściowa. – Ale wy tylko żyliście pracą i karierą.

– No tak, teraz jeszcze dziecko by płakało przez tatusia! – krzyczę. – Myśli mama, że jego by coś powstrzymało przed łajdaczeniem się z tą zdzirą?!

Teściowa milknie urażona. Niby trzyma moją stronę, lecz wyraźnie widzę, że sercem jest przy synusiu. To jej skarb, oczko w głowie. Gotowa jestem się założyć, że w głębi serca potrafi go wytłumaczyć: „Jemu więcej wolno, a ona przesadza”. Moja mama popłakuje, ale jest twarda:

– Myśl o sobie – radzi mi. – Zrób, co czujesz i co ci się wydaje słuszne. Ja zawsze będę z tobą.

Obaj ojcowie się nie wtrącają. Jestem im wdzięczna, bo nie potrzebuję cudzych recept na własne szczęście. Nie wiem, czy dam radę, jednak chcę swoimi rękami poskładać się do kupy. Na razie kiepsko mi idzie… Skończył się urlop, więc postanowiłam wrócić do pracy i wziąć się z życiem za bary.

A co go to obchodzi? Nie jego sprawa!

Pierwszą osobą, która przywitała mnie w firmie, był Wojtek – kolega, za którym nigdy nie przepadałam, bo sprawiał wrażenie pyszałkowatego mruka, a mnie takie typy okropnie wkurzają.
Ponieważ wszyscy wiedzieli o moich przejściach małżeńskich, więc oczywiście i do niego dotarły plotki.

– Podobno odgruzowujesz życie? Już po wszystkim? – zapytał, a ja wyczułam w jego głosie kpinę, więc natychmiast się spięłam do ataku.

– Nie życzę sobie takich chamskich uwag. Zajmij się swoimi sprawami.

Wojtek nie odszedł. Popatrzył mi prosto w oczy i spokojnie odpowiedział:

– Pytam, bo mogę ci udzielić cennych wskazówek na ten temat. Sam jestem po rodzinnym trzęsieniu ziemi i wciąż jeszcze cegły lecą na mi głowę… Dostać takim odłamkiem to nic przyjemnego. Ale przepraszam. Skoro nie chcesz o tym gadać, masz prawo. Ja też nie chciałem.

Zrobiło mi się głupio.

– Sorry, nie wiedziałam, że jesteś po przejściach – wydukałam.

– A myślałem, że wszyscy wiedzą i że się ze mnie śmieją po kątach. Też tak myślisz o sobie? – zapytał.

– Właśnie tak.

– Widzisz. Wszystko nas rani, jakbyśmy byli nadzy w tłumie tekstylnych…

– W dodatku na mrozie! – dodałam, a on się uśmiechnął inaczej niż zwykle – jakoś milej, cieplej, sympatyczniej.

– Jeśli będziesz chciała pogadać, jestem do dyspozycji. Milczeć też potrafię, jeśli trzeba. Tylko płakać nie umiem, ale mam zawsze czyste chusteczki!

– Zapamiętam – odpowiedziałam uśmiechem.

„Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła”

Chyba po raz pierwszy od mojej katastrofy miłosnej nie ryczałam od dobrej godziny. Prawdziwy sukces! Wojtek już znikał w swoim pokoju, lecz jeszcze się odwrócił i zakomunikował mi spokojnie:

– Po pierwsze, idzie wiosna… A poza tym, pamiętasz piosenkę Młynarskiego „Jeszcze w zielone gramy”? Mogę ci ją śpiewać od rana do nocy, jeśli tylko zechcesz. Mam ładny głos.

– Po co? – zdziwiłam się.

Faktycznie, była taka piosenka…

– Żeby nabrać dystansu. Pomyśleć, co dalej. Żeby się dowiedzieć, czego się naprawdę chce! I nie popełniać starych błędów. Wiesz, że cię lubię? Jesteś fajna dziewczyna. Super się z tobą gada!

– Przecież zamieniliśmy zaledwie parę słów – broniłam się jeszcze.

– I co z tego? Zawsze musi być jakiś początek, skoro był jakiś koniec. Ja już to zrozumiałem. Pora na ciebie.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *