Specjalnie po to, abym mogła wypocząć mąż zabrał naszego synka na spacer. Ale ja nie mogę się uspokoić. A wszystko przez moją szwagierkę, która nie potrafi uszanować cudzych racji, tylko robi wszystko tak, jak jej wygodnie.
Dziś zadzwoniła z „radosną” nowiną, że zamierza do nas wpaść na tydzień w czasie wakacji. Z trójką swoich dzieci.
– Maluchy chciałyby zobaczyć Kraków, smoka Wawelskiego i lajkonika! – szczebiotała do słuchawki, nie dając mi dojść do głosu.
W końcu jednak udało mi się przebić:
– Wiesz, Jolu, to chyba nie jest najlepszy pomysł… – powiedziałam. – Sebastian jest jeszcze za malutki…
– Ale my nie będziemy przeszkadzali! A poza tym Anusia już się nie może doczekać, kiedy zobaczy kuzynka!
Problem w tym, że ja urodziłam miesiąc temu!
Sebastian jest naszym pierwszym dzieckiem i może z mężem za bardzo na niego chuchamy, ale najazd trójki urwisów w wieku sześć, cztery i trzy lata, które, co wiem z doświadczenia, potrafią roznieść w pył cały dom, na pewno mu nie posłuży! Ani mnie….
Dopiero co doszłam do siebie po cesarce i po tym, jak moje życie zostało wywrócone do góry nogami i całkowicie podporządkowane maleństwu. A i tak przecież najczęściej nie udaje mi się zaplanować dnia, bo a to mały ma kolki, a to dostaje biegunki. Naprawdę, ostatnią rzeczą, o jakiej teraz marzę, są goście! I to w dodatku tacy absorbujący!
Znam swoją szwagierkę i wiem, że do perfekcji opanowała przenoszenie odpowiedzialności za swoje dzieci na innych. Kiedy tylko w pobliżu znajduje się ktoś z rodziny, Ewka natychmiast przestaje się przyznawać do swojej czeredy i spokojnie popija kawę. Choćby jej dzieci w tym czasie podpalały dom lub brały się za łby!
– O nic się nie martw, niczego nie będę od ciebie chciała! – zapewniła mnie szwagierka, jakby czytając w moich myślach. – Będziemy sobie siedzieli cichutko jak myszki, nawet nas nie zauważysz!
Nie zauważę? Przecież moje mieszkanie to nie pałac Buckingham, tylko czterdzieści pięć metrów kwadratowych w bloku! Niby trzy pokoje, z czego jednak dwa to klitki, a z trzeciego – największego przechodzi się do kuchni.
W jednym pokoju śpimy z Sebastianem, a w drugim mąż ma swój „warsztat pracy” (naprawia po godzinach komputery). Jasne jest więc, że jak przyjeżdżają do nas goście, to śpią na rozkładanej sofie w tak zwanym salonie, czyli na środku mieszkania. Ale ona jest dwuosobowa i nie zmieści się na niej szwagierka z trójką dzieci.
Normalnie tobym im rozłożyła dmuchane materace na podłodze, ale teraz znaczną część miejsca zajmuje tam wózek i suszarka z rzeczami małego. Nie mam więc nawet gdzie położyć tylu gości! Czy szwagierka tego naprawdę nie rozumie?
Najwyraźniej nie, bo na wszystkie moje argumenty odpowiadała: to nie problem, kompletnie ignorując mój coraz bardziej histeryczny ton. W końcu przerwałam rozmowę pod pretekstem, że synek płacze i… odłożywszy słuchawkę sama się rozbeczałam z bezsilności. Taką rozdygotaną zastał mnie mój mąż po powrocie z pracy.
Kiedy Karol usłyszał w czym rzecz, stwierdził, że powinnam odpocząć, a on się wszystkim zajmie.
– Prześpij się, a ja wezmę Sebastiana na spacer. I nie martw się o nic, zadzwonię do Ewy i z nią porozmawiam – obiecał.
Ale jak mam się nie martwić, skoro dobrze znam stosunki, jakie łączą Karola z siostrą! Jako młodszy brat był w nią wpatrzony przez całe życie i teraz też Ewa jest mu w stanie wmówić wszystko! Nawet to, że jej przyjazd będzie dla mnie błogosławieństwem, bo ona i jej wszystkie dzieci mi pomogą przy małym!
Leżałam więc, zamartwiając się, i nie zmrużyłam oka, aż Karol z Sebastianem wrócili ze spaceru. Skierowałam na męża pytający wzrok, a on tylko uśmiechnął się i stwierdził, że wszystko jest załatwione!
– Powiedziałem Ewie, że skoro jej dzieciaki już nie mogą się doczekać zobaczenia Sebastiana, to wpadniemy do nich w najbliższy weekend. Po co czekać aż do ich przyjazdu! No i nagle się okazało, że moja siostra nie bardzo ma czas i wyjeżdża, a w ogóle, to chyba do nas w te wakacje nie przyjedzie, bo po co dzieci mają się dusić w mieście.
No proszę! Pokonał siostrę jej własną bronią.