„Kocham swojego męża, ale dopiero przy Wacku poczułam spełnienie. Chudy, pryszczaty informatyk uwiódł panią dyrektor”

„Po tym, co powiedział jakby diabeł we mnie wstąpił. Dałam mu w twarz. W jego oczach zaiskrzyły się złe chochliki, ale nie przestał się uśmiechać. Dostał wtedy po raz drugi i trzeci. Zachichotał, a ja odkryłam, że jemu to sprawia przyjemność. Jemu…?!”.

Seks zawsze wydawał mi się przereklamowany. Może dlatego, że zajęta byłam w życiu tysiącem innych spraw. Albo z powodu braku spełnienia. Aż pewnego dnia pojawił się… Wacek.

Niedawno skończyłam 40 lat. Jestem uważana za kobietę silną. Otacza mnie aura władzy. Od dziesięciu lat sprawuję rządy w sporej firmie na stanowisku dyrektora. Mam poukładane życie osobiste. Wraz z mężem, architektem, wychowaliśmy dwójkę wspaniałych dzieci. Wydawało mi się dotąd, że jestem naprawdę szczęśliwa…I nagle stało się coś, co totalnie zbiło mnie z tropu. Coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Chodzi o… seks.

W łóżku z mężem było mi całkiem w porządku – raz lepiej, raz gorzej. Jak w każdym małżeństwie. I chociaż ziemia nigdy pode mną nie zadrżała, nie narzekałam na brak emocji. Może po prostu duchowe porozumienie z mężczyzną, radość macierzyństwa i praca zawodowa okazały się dla mnie ważniejsze niż seksualna ekstaza. Zwłaszcza że nie znając jej, nie tęskniłam za nią ani jej nie szukałam. Była tylko chwilowa żądza, którą ja i mąż nauczyliśmy się zaspokajać w sposób cywilizowany, czyli przy zaciągniętych w sypialni zasłonach, zamkniętych drzwiach, zgaszonym świetle i pod kołdrą.

Ach… To niezupełnie prawda. Jeszcze zanim zostałam panią dyrektor, zdarzało mi się zdradzać męża. To były zdrady czysto fizyczne. Wszystkie podczas moich wyjazdów służbowych.

Tamte zdrady to były porażki

Pierwszy raz trafiłam na niemieckiego bankowca, którego poznałam na przyjęciu w polskiej ambasadzie we Włoszech. Bardzo przystojny, o mocno magnetycznym spojrzeniu. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Co czułam, kochając się z nim? Nic szczególnego. Na pewno mniej niż z mężem. I też nie miałam orgazmu. Za drugim razem zrobiłam to dla zabawy. Byłam akurat na kursie w USA i jedna z koleżanek zaproponowała, żebyśmy skorzystały z usług panów na telefon.

Wahałam się chyba ze dwa tygodnie, ale w końcu uległam jej namowom. Było zabawnie, lecz niespecjalnie podniecająco. I chociaż ten pan na pewno miał wysokie kwalifikacje i bardzo się starał, dla mnie nadal seks z mężem był najlepszy.

Trzeci raz… W zasadzie to niewiele pamiętam. Pojechałam zimą sama w Alpy na krótki urlop. Siedziałam uwięziona w górskim schronisku, bo na zewnątrz szalała naprawdę porządna śnieżyca. On był – tak jak ja – narciarzem, którego zaskoczyła zła pogoda. Drżałam z zimna, więc grzaliśmy się przy kominku, a potem pod jednym kocem, popijając koniak. I tak jakoś…

Nic nie czułam. Może byłam zbyt pijana, a może obojętna na mężczyznę, który tradycyjnie dążył jedynie do zaspokojenia swoich własnych potrzeb. Cóż, porażka!

Po tym trzecim razie pomyślałam, że już więcej nie mam ochoty próbować i czekać, aż wreszcie kiedyś przeżyję ten mityczny orgazm. Uznałam, że pewnie należę do tych pięciu procent kobiet, które z racji czysto fizycznej konstrukcji ciała nie są w stanie poczuć spełnienia. A potem pojawił się… Wacek.

Wiem. Okropne imię. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć: nikt, zero, nul, przezroczystość i nijakość. Imię jak ulał pasowało do właściciela – 25-letniego chłopaka o niskim wzroście i pryszczatej, wychudzonej twarzy. Nikt by nawet nie pomyślał, że taki ktoś mógłby wzburzyć we mnie krew w inny sposób, niż doprowadzając mnie do wściekłości…

Cholerny magik komputerowy, który przyszedł do firmy ustawiać system i zadbać o łączność internetową między poszczególnymi działami! Gdy przyjmowałam go na etat, w zasadzie wzbudził we mnie niesmak, bo lubię mężczyzn postawnych, dobrze ubranych, zadbanych. A on? Długowłosy, łaził ciągle w tych samych dżinsach i rozciągniętym swetrze. Nie powiem, że się nie mył, ale jego niechlujny wygląd raczej mnie odpychał. No i potwornie mnie denerwowało, że wciąż wodzi za mną cielęcym spojrzeniem…

Przechodziliśmy wówczas na nowy system. Wacek i kierowany przezeń zespół techników instalowali komputery jeden po drugim w gmachu firmy. W końcu przyszedł czas na komputer pani dyrektor. No i chłopak zagnieździł się na jakiś czas w moim gabinecie. Okablowanie, montowanie komputera i sieci trwało dziwnie długo – dzieciak siedział u mnie z tydzień. Mówił, że pojawiły się jakieś nieprzewidziane problemy…

Pewnego dnia pod koniec pracy czytałam jakąś umowę, gdy nagle poczułam, że Wacek wręcz rozbiera mnie wzrokiem. Oderwałam oczy od dokumentu i zobaczyłam, jak ten kretyn wbija wzrok w mój dekolt. Niemal się oblizywał. Obserwowałam jego pryszczatą twarz i czułam, jak ogarnia mnie pogarda i wstręt. Wtedy on wypalił mi prosto w twarz:

– Wszystko, co powiedziałem o tych kłopotach, to nieprawda… Przeciągałem to wszystko celowo – wstał z miejsca i podszedł do mnie. – Podobasz mi się i chciałem być przy tobie jak najdłużej.

Wówczas jakby diabeł we mnie wstąpił. Dałam mu w twarz. W jego oczach zaiskrzyły się złe chochliki, ale nie przestał się uśmiechać. Dostał wtedy po raz drugi i trzeci. Zachichotał, a ja odkryłam, że jemu to sprawia przyjemność. Jemu…?!

Serce biło mi w piersiach jak szalone. Coś się ze mną działo… Świat zawirował. Jak wtedy, gdy chłopak zabrał mi wianek – a miałam wówczas 16 lat.

Wstydzę się swoich skłonności

Zaczęłam okładać go po całym ciele, a on prosił o jeszcze. Sięgnęłam po leżący na podłodze kawałek kabla. Zaciągnęłam Wacka do pokoju obok, gdzie mogłam się zrelaksować, przebrać i wziąć prysznic. Tam właśnie… zrobiliśmy to. On prosił o mocniejsze razy, a ja – żeby znowu wziął mnie w ramiona i dał to, na co czekałam całe swoje życie: zaspokojenie! Tak samo było dnia kolejnego i następnego. Jak burza, która wdzierała się przez otwarte okna do mojego gabinetu. Nie mogłam ich zamknąć, nie chciałam! Czekałam z niecierpliwością, kiedy nadejdzie.

Gdy Wacek skończył pracę u mnie w pokoju, poczułam, że bardzo mi go brakuje. Tęskniłam za tym, jak szedł do mnie na klęczkach; jak prosił, jak błagał… Pragnęłam Wacka, a zarazem strasznie wstydziłam się tego mrocznego czegoś, co raptem zawładnęło moją duszą. Próbowałam zerwać z tym chłopakiem. Zakazałam mu wstępu do mojego gabinetu, pojawiania się na piętrze. Bałam się, że gdy go zobaczę, mogę się nie opanować. Wyzywałam go w myślach od najgorszych.

Poszłam nawet do spowiedzi. Ksiądz przez dłuższą chwilę milczał, jakby nie bardzo wiedział, jak ma zareagować na moje słowa. Potem wydusił z siebie, żebym odmówiła trzy „Zdrowaś Mario” i jedno „Ojcze nasz”. Nie pomogło.

Wiedziałam, że dzieje się ze mną coś złego, a jednocześnie bardzo tego pragnęłam. Moje ciało nagle się obudziło i obsesyjnie zastanawiałam się, co bym poczuła, gdybym znowu się z Wackiem spotkała. Wystarczyło, żebym tylko kiwnęła palcem. On przecież stale krążył wokół mnie. Był niemal na wyciągnięcie ręki. W końcu doszłam do wniosku, że być może po prostu potrzebuję ostrzejszego seksu. Nie przytulania się, głaskania i cmokania w policzek, tylko czegoś innego.

Pewnej nocy zaproponowałam więc mężowi odmianę… Ślubny potraktował to jak dobry żart. To nie było w jego stylu. A może nie dopuszczał do siebie myśli, że można się też kochać w inny sposób? Jestem twardą babą, więc udało mi się ująć w karby moją namiętność. Po prostu wzięłam się w garść i zepchnęłam na dalszy plan moje pragnienia. Powoli wszystko zdało się wracać do normy. Aż pewnego dnia drzwi do mojego gabinetu otworzyły się i stanął w nich Wacek.

Od tamtej pory spotykamy się regularnie. Wolę swój wstyd niż tęsknotę. No właśnie…. Wstyd. Czy powinnam się wstydzić? Odkryłam w sobie cień. Przynajmniej inni tak to nazywają. Wydaje mi się, że każdy z nas ma ciemną stronę natury, takiego „mrocznego pasażera”. U jednych jest to zawiść, u innych okrucieństwo, głupota czy nietolerancja. Mój cień nie jest efektem ani negatywnych przeżyć okresu dzieciństwa, ani doświadczeń dorosłego życia. Przynajmniej psycholog, do którego udałam się po poradę, niczego we mnie nie znalazł.

– Po prostu taką stworzył panią Bóg – powiedział mi. – Jednego z nas czyni blondynem, innego bogatym, a jeszcze innego pokracznym. Pani ma tak, że uzyskuje zaspokojenie seksualne inaczej niż większość populacji. Z pewnością jest to dla pani coś niecodziennego, ale niekoniecznie obrzydliwego i zawstydzającego.

Chyba ma rację. Przestałam się więc zadręczać się pytaniami. Wreszcie odnalazłam w sobie wolność i radość czerpania z tego, czym obdarzyła mnie natura. Jest jednak coś, co budzi mój protest. Coś, co mnie naprawdę mocno zniesmacza. Wyjawiłam to lekarzowi, zanim podaliśmy sobie na pożegnanie dłonie.

– Cóż to takiego? – zaciekawił się.

– Imię – westchnęłam. – Wacek.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *