Życie bywa nieprzewidywalne. Czasem coś, co postrzegamy jako zło, okazuje się dobrem. Sama się o tym przekonałam. Zwykle w piątkowe popołudnia umawiałyśmy się z moją kumpelką Izą
w centrum handlowym, żeby troszkę pobuszować po butikach. Taki miałyśmy sposób na dobrze rozpoczęty weekend. Zadowolone z zakupów siadywałyśmy potem w ulubionej kafejce. Tak było również tamtego majowego dnia.
– Popatrz, jak nam się trafiło – Iza z uśmiechem wyciągnęła z torby piękny szal, który przed chwilą udało się jej zdobyć na wyprzedaży. – Do tej sukienki będę miała, co ją sobie z Włoch przywiozłam…
– A ja się najbardziej cieszę z apaszki – potrząsnęłam zielonkawym kawałkiem lekkiego materiału.– Przecież to prawdziwy jedwab, w dodatku za grosze!
– Nie wiedziałam, że gustujesz w takich kolorach – zdziwiła się Iza. – Nigdy nic zielonego nie nosiłaś.
– Bo to nie dla mnie, tylko dla teściowej! – roześmiałam się. – Zaraz Dzień Matki, będę miała dla niej prezent.
– Robisz jej prezenty z okazji Dnia Matki? – spytała Iza coraz bardziej zdumiona. – Myślałam, że nie jest między wami za dobrze… Skarżyłaś się całkiem niedawno, że taka z niej despotka.
– Trochę się zmieniło – odparłam z uśmiechem. – A właściwie wszystko, odkąd wynikła ta sprawa z praniem.
– Nie bardzo rozumiem. O jakie pranie znowu chodzi? – zaciekawiła się Iza. – Gadaj zaraz, może ja też spróbuję tego patentu ze swoją teściową!
Roześmiałam się głośno, choć na wspomnienie tamtej sytuacji wcale nie było mi do śmiechu. Zawarcie pokoju z tą wiedźmą kosztowało mnie tyle nerwów i strachu! Właściwie nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby nie wrócił wtedy do domu mój poczciwy teść…
Sama nie wiem dlaczego, ale nie spodobałam się mamie mojego ukochanego od samego początku. Dosłownie od dnia, kiedy Karol po raz pierwszy zaprosił mnie do swojego domu na jakiś podwieczorek.
A właściwie to zaprosiła mnie przyszła teściowa, bo chciała mnie poznać. Już wtedy dała mi wyraźnie do zrozumienia, kto w tym domu rządzi. I nie jest to ani jej mąż – typ poczciwego pantoflarza, ani nawet Karolek. Jej mężczyźni w żadnej sprawie nie mieli za wiele do gadania.
– Mama już taka jest. Mówi się trudno – powiedział mi potem ukochany. – Ale to nie jest takie złe, można się przyzwyczaić, a nawet z nią zaprzyjaźnić…
– Mnie to się chyba nigdy nie uda – pokręciłam głową. – Jak ona na mnie patrzyła! – na samo wspomnienie wzroku jego matki aż się wzdrygnęłam. – Jakby mnie chciała prześwietlić na wylot…
– Nie zapominaj, że dla niej jesteś rywalką! – zaśmiał się Karol. – Zabierasz jej największy skarb, czyli mnie…
Niestety, mój narzeczony miał rację
Gdy po ślubie zamieszkałam w jego domu, wciąż nie mogłam pozbyć się strachu przed teściową. Nieustannie wytykała mi wszystkie błędy, jakie popełniłam, a nawet takie, których nie popełniłam. Na każdym kroku dawała mi „dobre rady” i krytykowała nieudolność w prowadzeniu gospodarstwa domowego…
Czasem to było nie do wytrzymania, lecz o wyprowadzce nie mogliśmy nawet myśleć. Każdy grosz oszczędzaliśmy na przyszłe mieszkanie. Dlatego starałam się jej przypodobać, żeby wreszcie mnie za coś pochwaliła. By chociaż raz powiedziała, że coś zrobiłam dobrze. I nic takiego nigdy się nie zdarzyło. Aż w końcu nadszedł przełom w naszych stosunkach.
Tamtego popołudnia wcześniej wróciłam z pracy, bo mieliśmy w biurze awarię komputerów,
a wiadomo – bez nich ani rusz. Postanowiłam więc wejść w rolę wzorowej pani domu i zająć się porządkami.
Odkurzyłam cały dom, podlałam kwiaty, włączyłam pralkę z naszymi ciuchami. Przy okazji postanowiłam zrobić dobry uczynek i wyręczyłam teściową w praniu. Do moich bawełnianych bluzek i swetrów męża wrzuciłam też parę jej rzeczy – jakieś tuniki, które akurat leżały w koszu z rzeczami do prania. Potem wszystko pięknie rozwiesiłam na suszarce, a jej ciuchy nawet na wieszakach, żeby się nie pomięły.
Byłam z siebie naprawdę zadowolona. Miałam poczucie dobrze spełnionego obowiązku i nadzieję, że doczekam się wreszcie upragnionej pochwały. Burza rozpętała się następnego dnia. Wróciłam z pracy, spokojnie otworzyłam drzwi i pierwszą osobą, którą zobaczyłam, była mama Karola. Stała w przedpokoju, jakby na mnie czekała, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego…
– Co to jest? – warknęła wściekle, wskazując na swój strój, a ja dopiero w tym momencie zauważyłam, że była ubrana w tę tunikę z wełny, którą w dobroci swojego serca wczoraj jej uprałam.
– O co mamie chodzi? – spytałam ostrożnie. – Bo nie rozumiem…
– To ja ciebie nie rozumiem! – wykrzyknęła, a jej twarz zrobiła się czerwona ze złości. – Kto ci pozwolił ruszać moje rzeczy? – wzięła w dwa palce brzeg tuniki i wyciągnęła w moją stronę. – Zobacz tylko, co zrobiłaś z moim ukochanym sweterkiem! – wysyczała.
Rzeczywiście, tunika wyglądała trochę dziwnie. Trochę jakby się skurczyła i zrobiła się jakaś taka grubsza…
– Sfilcowała się! – wrzasnęła teściowa. – Takie rzeczy pierze się ręcznie, w letniej wodzie! Jak można tego nie wiedzieć?!
– Nie miałam pojęcia – wybąkałam ze łzami w oczach. – Przepraszam…
Teraz powinna dać mi już spokój. Ale skąd! Ona dalej się nade mną pastwiła.
– Pewnie, że nie wiedziałaś, no bo niby skąd?! W twoim domu przecież nie uczą takich rzeczy! – wykrzykiwała. – Tę tunikę przywiozłam ze Szkocji, to samodział, drugiej takiej tu nie dostanę! A tak ją lubiłam, i co? Przez ciebie do kosza pójdzie!
Modliłam się, żeby przestała mnie męczyć, i gorączkowo myślałam, co jeszcze powiedzieć. Nie zdążyłam jednak bardziej się pokajać, bo rozległ się dzwonek u drzwi. Stałam blisko, otworzyłam.
– Wybaczcie, zapomniałem kluczy…
To mój teść wrócił do domu. Chyba od razu zauważył, że coś się stało, bo popatrzył na nas badawczo.
– Jak miło wracać z pracy, gdy czekają piękne panie – uśmiechnął się. – I to w takim super nastroju – dodał z ironią.
– Właśnie – warknęła jego żona. – Popatrz tylko – wskazała na swoją tunikę. – Ona to w pralce uprała!
Przymknęłam powieki i westchnęłam. To się będzie ciągnąć w nieskończoność. Nie było nikogo, kto by mnie obronił… I wtedy stał się cud.
– Pięknie wyglądasz, Marysiu – powiedział teść z uznaniem. – Zmieniła się faktura tego sweterka, zobacz, jaka jest teraz ciekawa, taka niebanalna! Jak cię psiapsiółki zobaczą, zzielenieją z zazdrości
Ze zdumieniem spojrzałam na teścia: pewnie sobie kpi. Ale nie, on patrzył na żonę rozjaśnionym wzrokiem.
Widziałam w jego oczach prawdziwy zachwyt!
– I te wąskie rękawy… – pokręcił głową z podziwem. – Świetnie wyglądasz w tym sweterku, naprawdę. Nareszcie podkreśla twoją wspaniałą figurę.
– Tak sądzisz? – teściowa niepewnie spojrzała w lustro. – Może rzeczywiście teraz, jak to się zbiegło w praniu, to jest takie… no takie… – zająknęła się, nie mogąc znaleźć właściwego słowa.
– Interesujące – podpowiedział jej mąż. – Prawda, Magdusiu, że moja żona to piękna dama i bardzo efektownie ubrana? – teść uśmiechnął się do mnie. – Jestem dumny, że mam taką kobietę.
Skinęłam głową, bo co miałam powiedzieć? Pragnęłam tylko jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i zapomnieć o tej okropnej sytuacji! Gdy wchodziłam na górę po schodach, popatrzyłam
z wdzięcznością na teścia, i on znowu się uśmiechnął i puścił do mnie oko.
A potem się okazało, że ta sfilcowana tunika teściowej rzeczywiście zrobiła prawdziwą furorę wśród jej koleżanek. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, bo moim zdaniem wyglądała tragicznie, jednak one zachwycały się tą jej kreacją. I, co najważniejsze, ona sama też.
– Od tamtej pory teściowa nabrała do mnie szacunku i zaczęła się liczyć z moim zdaniem – uśmiechnęłam się do Izy. – Można nawet powiedzieć, że stałam się dla niej autorytetem w kwestii mody. Cóż… Życie bywa nieprzewidywalne!