Przez ponad dwadzieścia lat nie widziałam swoich wnuczek. Dorastały, nie znając mnie. Do dziś nie wiem, dlaczego tak się stało. Czym zawiniłam?
Ponad dwadzieścia lat temu syn i synowa wyszli z naszego mieszkania, trzaskając drzwiami. Z pozoru błaha kłótnia przemieniła się w lata milczenia oraz chowania urazy. Przez dwie dekady nie widziałam ani jedynego dziecka, ani wnuczek. Kiedy spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy, syn lub jego żona szybko brali dziewczynki za rękę i przechodzili na drugą stronę…
Piotrek od zawsze sprawiał problemy wychowawcze
Chadzał własnymi ścieżkami, nie liczył się z naszym zdaniem, wszystko robił po swojemu. Chciałam, żeby poszedł na studia, ale nic z tego nie wyszło. Bardzo młodo założył własną rodzinę. Nie byłam tym zachwycona, ale Lucjan przekonał mnie, że powinniśmy pozwolić synowi żyć wedle jego własnego, a nie naszego planu.
Półtora roku po ślubie synowa urodziła Patrycję. Mała była przeurocza. Wprost oszalałam na jej punkcie! Narodziny wnuczki odmłodziły mnie o co najmniej kilkanaście lat. Czułam się pełna wigoru oraz sił. Nie pracowałam zawodowo, byłam więc przekonana, że syn i synowa poproszą, abym zajęła się Patrysią, kiedy Irena wróci do pracy. Okazało się jednak, że woleli zapłacić obcej kobiecie za pilnowanie dziecka.
– Mamo – tłumaczył mi cierpliwie Piotrek. – Nie chcemy cię z Ireną wykorzystywać. Masz pełne prawo odpocząć, minęły już te lata, kiedy musiałaś siedzieć w pieluchach…
Odwróciłam się szybko, aby nie zauważył łez w moich oczach i tego, jak bardzo zabolała mnie ta uwaga. Podczas coniedzielnych wizyt w naszym mieszkaniu, synowa nie pozwalała mi zajmować się wnuczką. Nie rozumiałam jej zachowania. Moje serce wyrywało się do tej maleńkiej istotki, w czasie kiedy jej matka… Ona po prostu uniemożliwiała mi nawiązanie więzi z własną wnuczką!
– Patrysia nie lubi obcych – wyjaśnił Piotrek, gdy jego żona wyszła nakarmić małą do drugiego pokoju.
Z czasem było jeszcze gorzej. Synowa nie życzyła sobie, abym wychodziła z małą na dwór, bo za grubo ją opatulałam i narażałam na chorobę. Nie mogłam jej gotować, gdyż dodawałam do potraw zbyt dużo soli. Wszystko, co robiłam, robiłam źle…
Wkrótce Irena urodziła drugą córkę. Natalka była mniejszą kopią swojej starszej siostry. Pokochałam ją równie mocno jak Patrycję. Niestety, nie było mi dane cieszyć się jej obecnością i bliskością.
Czekałam, ale już nigdy nie przyszli
Natalka miała około trzech, może czterech miesięcy, gdy wraz z rodzicami oraz siostrą odwiedziła nas w naszych skromnych progach. To były ich pierwsze odwiedziny, odkąd mała przyszła na świat. Wcześniej widywaliśmy się co tydzień. Do dziś nie rozumiem, dlaczego syn i synowa postanowili tak nagle oddalić się od nas.
– Kochana, babcia jeszcze nie miała okazji cię dobrze obejrzeć! – wyszczebiotałam do wnuczki, gdy tylko Piotrek uwolnił ją z wielkiego kombinezonu. Irenka prychnęła.
– Mamo, sama rozumiesz – zaczął, się niezręcznie tłumaczyć mój syn. – Natalka urodziła się jesienią, to nie najlepszy czas na odwiedziny, w powietrzu jest mnóstwo zarazków…
– Przecież sami powtarzaliście, że dzieci trzeba hartować – zauważyłam.
– Piotrek, nie wytrzymam tu ani chwili dłużej! – wrzasnęła Irena. Wystraszone niemowlę zaczęło płakać. – Mam już dość tego ciągłego krytykowania, wtykania nosa w nie swoje sprawy! To ja jestem mamą i wiem, co jest dla najlepsze dla moich córek!
– Ależ Irenko… – zaczęłam spokojnie. Synowa nie dała mi dojść do głosu.
– Wychodzimy! – zarządziła.
Piotrek automatycznie podniósł się z krzesła i zaczął ubierać płaczącą Natalkę.
– Patrysia, chodź, mamusia włoży ci kurteczkę! Kiedy wyszli, spojrzeliśmy na siebie z Lucjanem zdziwieni i zszokowani. O co tak naprawdę chodziło Irenie i dlaczego Piotr tak łatwo dał się jej przekonać do swoich racji? Przecież jeśli był jakiś problem, to powinniśmy o nim porozmawiać! Każdej kolejnej niedzieli czekałam na wizytę syna.
Przecież wcale nie musiał przychodzić z Ireną, jeśli nie miała ochoty… Tak bardzo pragnęłam zobaczyć moje wnuczki. Nie rozumiałam, dlaczego nagle odebrano mi taką możliwość. Nic złego nie zrobiłam, by musieć tak cierpieć.
Spotkałyśmy się na cmentarzu
W życiu każdego przychodzi taki czas, kiedy jak tlenu potrzebuje kontaktu z rodziną. Gdy tego nie ma, staje się bardzo samotny. Nikomu nie życzę takiej starości, jakiej doczekaliśmy z Lucjanem. Piotrek nie pojawiał się w naszym mieszkaniu. Mijały kolejne miesiące, które, nie wiedzieć kiedy, zaczęły szybko zmieniać się w lata. Nie przestawałam mieć nadziei, że pewnego dnia syn zapuka do drzwi, i jakby nigdy nic, wróci do mojego życia. Taka chwila jednak nie nadchodziła.
Wszelkie złudzenia straciłam, gdy przypadkiem spotkałam Piotra z Ireną i dziewczynkami na zakupach. To musiało się w końcu zdarzyć, przecież mieszkaliśmy zaledwie kilka ulic od siebie. Gdy Piotrek mnie zobaczył, powiedział coś żonie na ucho, ona spojrzała w moją stronę, po czym szybko wyprowadziła dzieci ze sklepu. Zadrżałam. Poczułam, jakby ktoś wymierzył mi policzek.
Wróciłam do domu we łzach. Tego dnia straciłam nadzieję na ponowne nawiązanie kontaktu. W myślach roztrząsałam przypadkowe spotkanie. Dziewczynki były już takie duże… Najgorsze były święta, gdy we dwoje zasiadaliśmy z Lucjanem do stołu. Czułam się wtedy taka samotna!
Z roku na rok byłam coraz bardziej schorowana, opadałam z sił. Mąż miał się lepiej, jednak upływający czas nie oszczędził także jego. Musieliśmy spojrzeć prawdzie w oczy – byliśmy starzy i zdani tylko na siebie. Pewnego dnia Lucjan wrócił z przychodni podekscytowany.
– Widziałem naszą Patrysię! – oznajmił już w drzwiach. – Spacerowała z dziecięcym wózkiem! Chyba została mamą… Wzruszyłam się. Moja malutka Patrysia mamą! Musiało upłynąć więcej czasu, niż to odczułam. Mój smutek pogłębił się. Zostałam prababcią i nie mogłam nawet zobaczyć prawnuka… A może prawnuczki? Nawet nie wiedziałam, czy Patrycja urodziła chłopca, czy dziewczynkę!
Pewnego zimowego dnia wybraliśmy się z Lucjanem na cmentarz. Dawno nie odwiedzaliśmy grobów najbliższych, chciałam zapalić świeczkę tym, którzy odeszli. Stałam zadumana nad grobem teścia, kiedy poczułam mocne szturchnięcie w ramię.
– Patrz, Patrysia… – zauważył Lucjan. Szybko odwróciłam głowę w stronę, którą wskazał mi mąż. Rzeczywiście, w naszym kierunku zbliżała się Patrycja wraz z mężczyzną. Pchała przed sobą wózek. Wyglądało na to, że początkowo zamierzała się wycofać, jednak jej towarzysz pociągnął ją zdecydowanie w naszą stronę.
– Dzień dobry – przywitałam się.
– Dzień dobry – odparła wnuczka. Towarzyszący jej mężczyzna w milczeniu skinął głową. Zapadła krępująca cisza. Nagle wnuczka otrząsnęła się z zadumy, i pokazując siedzącą w wózku dziewczynkę, powiedziała:
– To jest Ania, moja córeczka.
– Jest śliczna. Wygląda zupełnie jak ty, gdy byłaś malutka – zauważyłam zgodnie z prawdą. Kobieta uśmiechnęła się nieśmiało.
– Tak… Mama też tak twierdzi.
– Co u nich słychać? – spytałam beznamiętnym głosem, chociaż już niewiele brakowało, abym całkiem się rozkleiła i popłakała.
– W porządku – wnuczka wzruszyła ramionami.– Oni…
– Życzę twoim rodzicom, aby też zostali sami na starość! – sama nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
Patrycja stała jak skamieniała. Wyglądała, jakby nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć.
– Ja… przepraszam w ich imieniu. Nie wiem, o co wtedy chodziło, ale… Od dłuższego czasu chciałam was odwiedzić, ale brakowało mi śmiałości.
– Kochanie, drzwi naszego domu są dla ciebie zawsze otwarte – powiedziałam wzruszona. – Tak jak i dla twoich rodziców, ale oni chyba nie skorzystają z tego zaproszenia…
– Chyba nie – przyznała smutno Patrycja. – Przykro mi.
Usiadła ze mną na ławce przy grobie mojego teścia, a jej pradziadka. Zaczęłyśmy rozmawiać. Patrysia w wielkim skrócie opowiedziała mi o swoim życiu. Wracałam pełna wiary i nadziei na przyszłość. Wnuczka obiecała, że przyjdzie do nas następnego dnia.
Moje serce zajmuje teraz mała Ania
Pojawiła się w moim życiu przypadkiem i przyniosła mnóstwo radości. W czterech ścianach naszego mieszkania na nowo rozbrzmiał śmiech dziecka. Patrysia wróciła do pracy, a ja – na zmianę z jej teściową – opiekuję się małą Anią. Dziewczynka jest niesamowicie żywym dzieckiem, nigdy nie spodziewałabym się, że znajdę w sobie siły, aby się nią zajmować.
Pojawienie się Patrycji i Ani zmieniło moje życie na lepsze. Znów czuję się młodsza o kilkanaście lat, mam powód, by wstawać rano z łóżka. Piotr i Irena nie nawiązali ze mną kontaktu, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Jestem szczęśliwa, mając przy boku wnuczkę i prawnuczkę. A w przyszłym tygodniu Patrysia ma przyprowadzić do nas swoją siostrę!