Całe życie ciężko pracowaliśmy, a nie będzie nas stać na opiekunkę, ani dom starców. Nasze życie to wegetacja!

Mieliśmy wszystko wyliczone co do złotówki. Żyliśmy od pierwszego do pierwszego. A teraz żona zachorowała i nie wiem, co będzie dalej. Mam wziąć hipotekę i wylądować pod mostem, bo nie stać mnie na godną starość dla siebie i chorej żony?

Całe życie ciężko pracowaliśmy, ja i moja żona. Ona pielęgniarka, ja spawacz. Nie było łatwo, ale jakoś dawaliśmy radę. Wychowaliśmy dwójkę synów, ale teraz są daleko, a my zostaliśmy sami. Nikt nas nie odwiedza, prawie zapomnieli o nas. Obaj poszli w świat, mają już swoje rodziny, dzieci…  Chcieliśmy nawiązać z nimi kontakt, a żeby to raz! Ale oni czy nie mieli czasu, czy nie chcieli… Ostatnim razem widzieliśmy się dwa lata temu, jak przyjechali z wnukami dzień po Bożym Narodzeniu. Byli może z dwie godziny i wrócili do siebie, do swoich obowiązków.

Kiedyś, gdy byłem jeszcze młody, młodszy brat namawiał mnie, żebyśmy wzięli walizki i pojechali na zachód, tam gdzie więcej kasy. Mówił: spakuj torby, weź żonę i dzieci pod rękę i jedź ze mną. Ale ja byłem przywiązany do tej ziemi, w której się urodziłem. Nie chciałem opuszczać tego miejsca, gdzie mój dziadek i ojciec zbudowali nasz dom. Teraz myślę, że to był błąd. Młodość, no cóż, czasem bywa głupia.

A teraz nieszczęście nas dopadło. Żona zachorowała na raka. Chemioterapia, wizyty u lekarzy, leki… to wszystko pożarło nasze oszczędności w mgnieniu oka. To, co odkładałem przez parę lat, zniknęło w trzy miesiące. A nasze emerytury ledwo wystarczają na codzienne życie, a co dopiero na chorobę.

Ostatnio lekarz zalecił nam specjalną dietę dla żony. I jak wydałem zwykle 200 złotych, to oboje jedzenia mieliśmy na tydzień albo i dłużej, tak tym razem nie miałem nawet połowy koszyka. Wszystko to takie drogie! Ja rozumiem, zdrowsze, więc i więcej kosztuje. Ale skąd ja mam na to wszystko wziąć? Chcę zapewnić żonie wszystko, co tylko mogę i jest mi wstyd przed samym sobą, że nie umiem, nie potrafię. Po co mi było tak harować  przez całe życie, skoro teraz czuję się jak biedak?

Z żoną raz jest lepiej, raz gorzej. Nie wiem, jak mam sobie z tym radzić. Lekarze mówią, że powinienem być przygotowany na najgorsze. Ale jak? Jak mam zapewnić jej godziwą opiekę, jak brakuje nam już teraz nawet na leki? Nie mam kogo poprosić o pomoc, wszyscy poumierali, zostali tylko nasi synowie, ale sami wiecie, jak jest. A przecież nie będę organizował żadnych zbiórek i prosił o pomoc obcych ludzi przez Internet.

Myślałem, że może już teraz na przyszłość znajdę prywatną opiekunkę, która pomogłaby mi w obowiązkach. Ale te ceny… to jest niepojęte. Serce mi się kraje, ale ja nie mam takich pieniędzy.

No i zacząłem rozglądać się za domami opieki. Ale tam to już w ogóle mi opadły ręce. Jak człowiek ma nie martwić się starością, skoro nie jest pewny, czy wystarczy mu na jedzenie na cały miesiąc?

Teraz czuję się jakbyśmy stali pod ścianą. Nie wiem, czy mam odzywać się do synów. Pomogliśmy im w życiu, tyle ile mogliśmy. Ale teraz nie wiem, co robić. Może powinienem ich prosić o pomoc? Ale zaraz, przecież sami muszą dbać o swoje rodziny. Nie chcę im siedzieć na głowie. Ale co mam zrobić sam? Bezsilność i rozpacz mnie ogarniają.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *