Nie winię córki, że chciałaby imponować rówieśnikom. Ale pewne realia musieliśmy jej z mężem uświadomić.
To miał być miły, spokojny, rodzinny wieczór. Usiedliśmy do kolacji. Ostatnio rzadko gromadziliśmy się w komplecie przy stole, więc cieszyłam się, że akurat tego dnia nam się to udało. Myślałam, że sobie pogawędzimy, pośmiejemy się, a potem obejrzymy wspólnie jakiś dobry film.
Przyniosłam z kuchni zapiekankę warzywną i nałożyłam mężowi i córce po dużej porcji. Piotr od razu zabrał się do jedzenia, ale Kinga zaczęła grzebać widelcem w talerzu.
– Nie smakuje ci? Przecież to twoja ulubiona – zdziwiłam się.
– Nie… Na pewno jest pyszna tylko… – zawahała się chwilę. – Czy wy w ogóle pamiętacie, że ja mam niedługo urodziny? – zapytała nagle.
Mąż odłożył sztućce.
– Oczywiście, że pamiętamy. A nawet jakbyśmy zapomnieli, to jestem pewien, że byś nam o tym przypomniała. O obowiązkach to możesz zapomnieć, ale o przyjemnościach, nigdy! – westchnął.
– Oj tam, oj tam… Powtarzasz się – córka machnęła ręką – A zastanawialiście się już może nad prezentem dla mnie? No bo rozumiem, że chcecie mi coś kupić?
– Prawdę mówiąc, jeszcze nie… To przecież dopiero za miesiąc. I rzeczywiście, chcielibyśmy ci sprawić jakąś miłą niespodziankę… A masz jakieś specjalne życzenie? – włączyłam się do rozmowy.
– Dokładnie tak. Mam! To szczególne urodziny… Szesnaste! A więc chyba przyznacie, że powinny mieć odpowiednią oprawę – oczy córki rozbłysły.
– A możesz nam zdradzić, co masz dokładnie na myśli? – zapytałam.
Przez skórę czułam, że nas zaraz czymś zastrzeli
– No dobrze. Wymyśliłam, że zorganizujecie mi wielką imprezę. W kręgielni albo w jakimś klubie. Taką z konkursami, dobrą muzyką. Na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt osób. Jeszcze nie zrobiłam szczegółowej listy gości! Ale jakby co, to zaraz się za to zabiorę – wypaliła.
Zatkało mnie. Spojrzałam na męża. Był równie zaskoczony jak ja.
– Kochanie, czy możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam… – wydusiłam z siebie, gdy już odzyskałam głos.
– No tak, wiedziałam, że tak będzie… Ale proszę bardzo, mogę powtórzyć. Chcę, żebyście mi zorganizowali przyjęcie urodzinowe w lokalu – wyraźnie oddzielała każde słowo.
– To jakiś absurd! Oczywiście myśleliśmy o przyjęciu dla kilkorga twoich przyjaciół. Ale w domu. – obruszyłam się.
– W domach nikt teraz nie robi! To porażka! Radek będzie miał urodziny w kręgielni, a rodzice Mariki wynajmują restaurację. I nawet DJ-a sprowadzają. A Wika … – zaczęła wyliczać.
– A przepraszam, ile taka impreza miałaby nas kosztować? – wszedł jej w słowo mąż.
Córka zastanawiała się przez chwilę.
– W sumie niedużo… Jakieś 2,5 – 3 tysiące złotych. Szczęśliwie goście w moim wieku nie domagają się jakiegoś wystawnego menu. Wystarczą przekąski, chipsy, napoje – odparła.
– I to jest twoim zdaniem niedużo? Oświadczam ci, że za tyle to cała nasza rodzina musi przeżyć cały miesiąc… Mama nieźle się musi nagłowić, żeby na wszystko wystarczyło. Chyba nie sądzisz, że… – mężowi ledwie udawało się zachować spokój.
– No tak! Nas nigdy na nic nie stać, wiecznie brakuje nam pieniędzy. Inni mają firmowe ciuchy, wyjeżdżają za granicę na wakacje, a ja co? Wiecznie jak ten dziad ostatni! Nawet pochwalić się nie mam czym! – przerwała mu córka.
Mąż aż podniósł się z krzesła.
– Hola, hola, panienko! Uważaj, żebyś się nie zagalopowała. Z głodu jeszcze nie umierasz i w worku po kartoflach nie chodzisz. Wielu ludzi nie ma nawet połowy tego, co ty – spojrzał na nią groźnie.
– I to ma być pocieszenie? Nie możecie mi chociaż raz w życiu zafundować czegoś ekstra? – prawie krzyczała.
– Kochanie, jak kiedyś dorośniesz, będziesz świetnie zarabiać, to zafundujesz swojej córce urodziny nawet na Księżycu. Nas, niestety, na taki luksus nie stać. I musisz się z tym pogodzić, czy to ci się podoba, czy nie. A teraz zapraszam do jedzenia, bo zapiekanka zaraz wystygnie i będzie niesmaczna – próbowałam zakończyć dyskusję.
Ale Kinga się nie poddawała
– No dobrze, nie macie pieniędzy… Ale przecież możecie wziąć pożyczkę z banku. Widziałam reklamę. Raty to tylko kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Nawet nie odczujecie. Albo na przykład się wszyscy złożyć… Dziadkowe na pewno coś dorzucą. I ciocia Wanda… Sama mogę do nich zadzwonić i zapytać – zaproponowała.
– Chyba żartujesz! Babci i dziadkowi z ich emerytur ledwie na lekarstwa wystarcza. A cioci Wandzie też nie jest łatwo. Nie waż im się proponować czegoś takiego – zirytował się mąż.
– Jak nie, to nie! Nie potrzebuję waszej łaski. Proszę bardzo, mogę w ogóle nie obchodzić urodzin. I nie kupujcie mi żadnego prezentu. Nie chcę narażać was na koszty! A zapiekanki też nie zjem. Skoro jesteśmy tacy biedni, to niech zostanie na jutro – naburmuszyła się.
A potem zerwała się z krzesła i obrażona pobiegła do swojego pokoju. Mąż oczywiście natychmiast chciał biec za nią, bo nie spodobały mu się jej słowa i ostentacyjne wyjście, ale go powstrzymałam.
– Daj spokój. Jest wściekła. Ale jak sobie wszystko spokojnie przemyśli, to rozsądek jej wróci. Zrozumie, że to absurdalny pomysł – przekonywałam go.
Kolację dokończyliśmy w milczeniu
Ale o rodzinnej, miłej atmosferze nie było oczywiście mowy… Mijały kolejne dni, a córce rozsądek, niestety, nie wracał. Gdy tylko wspominałam coś o urodzinach, uparcie trwała przy swoim. Mówiła, że bardzo jej zależy, że to jej największe marzenie. A mnie coraz bardziej miękło serce.
Nie mogłam patrzeć na jej smutną minę. Nawet zaczęłam ją rozumieć. Pomyślałam, że nie można jej winić za to, że chce czymś zaimponować swoim przyjaciołom. Już nawet chciałam pogadać z mężem, przekonać go do tej pożyczki. Ale mnie… ubiegł.
– No, czas zakończyć tę domową wojenkę. Jeśli Kinga tak bardzo chce, będzie miała te swoje urodziny w kręgielni. Witek z działu projektów miał ten sam problem z synem, w ubiegłym roku. No i podsunął mi znakomity pomysł – oświadczył kilka dni temu po powrocie z pracy.
– A jaki to pomysł? – zapytałam.
– Bierzemy kredyt! – oświadczył.
– No i co w tym takiego genialnego? – skrzywiłam się.
– A to, że nie będzie on nas kosztował nawet złotówki! – uśmiechnął się.
– Co?
– Kinga go spłaci. Z kieszonkowego. Po prostu obetniemy jej wypłatę o wysokość raty. Spłata zajmie jej dwa lata, bo przecież musi sobie zostawić parę groszy, ale skoro tak bardzo jej zależy na tej imprezie, to powinna się zgodzić… – zawiesił głos.
Poszliśmy do pokoju córki. Leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach.
– Co znowu się stało? – zapytała, ściągając słuchawki.
– Postanowiliśmy z mamą, że weźmiemy pożyczkę na tę imprezę – zaczął mąż.
Córka rzuciła się mu na szyję.
– Dzięki, tato! – ucieszyła się.
– Ale sama ją spłacisz. Ze swojej pensji, czyli z kieszonkowego. Już nawet przygotowałem symulację. Moim zdaniem jest bardzo korzystna – podał jej wydruk.
Zaczęła przeglądać papiery.
– Rany! Tylko 20 złotych mi zostanie. Na miesiąc. Jak ja z tego wyżyję! – jęknęła.
– Widzisz, my z mamą mamy podobny problem. Od wielu lat – uśmiechnął się.
– A mogę się zastanowić? – zapytała.
– Oczywiście. To twoje pieniądze i twoja decyzja – odparł.
No i od kilku dni córka siedzi i myśli. Nie wiem, jaką decyzję podejmie. Ale mąż powiedział, że syn Witka zrezygnował z imprezy. Doszedł do wniosku, że jedna noc zabawy nie jest warta aż takich pieniędzy. Zwłaszcza własnych!