Biegała na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku, angażowała się w różnego rodzaju akcje społeczne. Wszędzie jej było pełno. Śmialiśmy się w rodzinie, że nie ma takiej siły, która byłaby w stanie usadzić ją w miejscu na dłuższą chwilę.
Wszystko się zmieniło, gdy zmarł tata. Mama zupełnie opadła z sił. Jej niespożyta energia nagle ulotniła się jak powietrze z przebitego balonu. Zamknęła się w sobie, przestała spotykać się z ludźmi. Całymi dniami siedziała w domu i przeglądała stare rodzinne fotografie albo patrzyła przed siebie pustym wzrokiem.
Miałam nadzieję, że dojdzie do siebie, kiedy ból po śmierci ojca osłabnie. Zawsze była przecież taka silna. Ale zamiast lepiej, było tylko gorzej. Słabła coraz bardziej, miała kłopoty z chodzeniem i wkrótce stało się jasne, że będzie wymagać stałej pomocy. No i wtedy zaczęły się problemy.
Trzeba być tu codziennie. Już nie daję rady!
Nigdy nie uchylałam się od opieki nad mamą. Jeździłam do niej po pracy co kilka dni, a potem już praktycznie codziennie. Wspierałam, pomagałam w codziennych czynnościach. Robiłam zakupy, gotowałam, sprzątałam. Później wracałam do domu i robiłam to samo.
Często byłam tak wykończona, że nie mogłam zasnąć. Tymczasem moja siostra, Magda prawie jej nie odwiedzała. A gdy już przychodziła, to na pięć minut i znikała. Doprowadzało mnie to do białej gorączki.
Nieraz pytałam, dlaczego zapomina o mamie, prosiłam, by poświęciła jej trochę więcej czasu, pomogła mi w opiece nad nią. Kajała się, obiecywała, że się poprawi i na tym się kończyło. Po kilku miesiącach jej pustych obietnic miałam dość.
Postanowiłam poważnie pogadać z siostrą. Może to zmęczenie dało znać o sobie, a może żal, że wszystko jest na mojej głowie? Kiedy mama potrzebowała opieki tylko od czasu do czasu, jakoś sobie radziłam. Ale odkąd jej choroba się pogłębiła, nie miałam czasu dla siebie, dla męża, dzieci. A Magda?
Korzystała sobie z życia w najlepsze. Kino, teatr, imprezy u znajomych, wypady na ploteczki z przyjaciółkami… W międzyczasie oczywiście fryzjer, kosmetyczka i manikiurzystka. „Tak dłużej być nie może.
Jak ma czas na te wszystkie przyjemności, musi znaleźć czas dla mamy” – myślałam. Następnego dnia po pracy pojechałam do Magdy. Nie zamierzałam się z nią kłócić. Chciałam jej tylko spokojnie, jednak stanowczo przypomnieć, że ma takie same obowiązki jak ja. Była zaskoczona moją wizytą.
– To nie jesteś u mamy? – spojrzała na zegarek.
– Jak widać nie. Przyjechałam do ciebie. Musimy porozmawiać – odparłam.
– Koniecznie dzisiaj? – jęknęła.
– Tak.
– Byle szybko, bo muszę się przebrać. Jestem umówiona ze znajomymi – otworzyła szafę i zaczęła przeglądać ubrania.
Ogarnęła mnie złość. To ja tu biegam z wywieszonym jęzorem między pracą, własnym domem a mieszkaniem mamy, a ona jak gdyby nigdy nic oświadcza mi prosto w oczy, że idzie na jakąś imprezę.
– No to będziesz musiała zmienić plany – zamknęłam drzwi szafy.
– A to dlaczego?
– Nie mam czasu na żarty! – nastroszyła się.
– Ja wcale nie żartuję. Przypominam ci, że to także twoja matka. Zapomniałaś już, jak ci pomagała, gdy twoja Agata była malutka? Zajmowała się nią właściwie przez cały tydzień jak własnym dzieckiem, bo ty musiałaś walczyć o pozycję w pracy. Czas najwyższy, żebyś się jej za to odwdzięczyła!
– Ale…
– Żadnego „ale”! Nie wyjdę stąd, dopóki nie ustalimy dyżurów przy mamie. Nie pozwolę się wykorzystywać! Tak jak ty chcę mieć czas dla siebie, dla rodziny! Należy mi się, prawda? – wrzasnęłam.
– Prawda, prawda – poddała się. – Ale czy mogę zacząć swoje dyżury od jutra? Naprawdę zależy mi na dzisiejszym spotkaniu…
– No dobrze – zgodziłam się łaskawie. – Ale grafik i zakres obowiązków ustalimy teraz.
Uzgodnienia zajęły nam tylko pół godziny, bo Magda, o dziwo, specjalnie nie protestowała. Myślałam, że będzie pyskować, kłócić się o każdy dzień. Ale nie… Godziła się na wszystko. Chyba naprawdę zależało jej na tym spotkaniu i chciała, żebym jak najszybciej sobie poszła.
Umówiłyśmy się, że będziemy jeździć do mamy na zmianę. Na zmianę też gotować, robić zakupy, sprzątać, prać, prasować. No wiecie, jeden tydzień ona sklep i gary, ja pralka i żelazko. Potem na odwrót. A w międzyczasie porządki co kilka dni.
– Mam tylko nadzieję, że tym razem dotrzymasz słowa. Bo jeśli nie, to nie chcę być w twojej skórze – powiedziałam przed wyjściem.
Jak ona mogła tak perfidnie mnie oszukać!
Przez pierwszy tydzień wszystko wyglądało bardzo pięknie. Magda odwiedzała mamę co drugi dzień, robiła wszystko, co do niej należało. Ale potem odebrałam od niej pierwszy telefon.
– Słuchaj, możesz mnie dzisiaj zastąpić? Potwornie boli mnie ząb. Ledwie na oczy widzę – płakała mi w słuchawkę.
Oczywiście się zgodziłam, bo z własnego doświadczenia wiem, jaka to męka. Człowiek nie jest w stanie myśleć a co dopiero coś zrobić! Ale później był drugi taki telefon, trzeci i czwarty.
„Samochód mi się zepsuł”, „Agata ma gorączkę”, „Mam ważne zebranie w pracy”, „Idę na badania lekarskie” – słyszałam. Przez skórę czułam, że to zwykłe wymówki. Kiedy więc po raz piąty zadzwoniła i pod byle pretekstem poprosiła mnie o zastępstwo, nie wytrzymałam.
– No wiesz? Jak możesz mnie podejrzewać o coś takiego? Przecież nie jestem potworem! – oburzyła się.
– Niczego takiego nie powiedziałam. Przyznasz jednak, że to trochę dziwne – stwierdziłam z przekąsem.
– Przestań mnie obrażać. I nie martw się, więcej już do ciebie nie zadzwonię! – warknęła.
Rzeczywiście nie zadzwoniła. Przez następne dwa tygodnie telefon milczał. Byłam wniebowzięta. Pomyślałam, że wreszcie ruszyło ją sumienie, przestała szukać wymówek i regularnie odwiedza mamę. Prawda okazała się jednak zupełnie inna. Kilka dni temu natknęłam się na ulicy na sąsiadkę mamy. Targała ze sklepu ciężkie siatki.
– O, dobrze, że cię widzę. Wiesia prosiła, żebym kupiła jej mąkę i sól. Weźmiesz od razu i jej zaniesiesz? – zaczepiła mnie.
– Oczywiście. Bardzo dziękuję i przepraszam za kłopot. Widać Magda zapomniała zrobić zakupy. Zawsze była roztrzepana – uśmiechnęłam się przepraszająco.
Sąsiadka zrobiła wielkie oczy.
– Magda? Ona tu prawie wcale nie przychodzi. Ostatni raz widziałam ją może dwa tygodnie temu. Wpadła i wypadła. Dobrze, że Wiesia ma ciebie. Bo inaczej siedziałaby bidulka sama jak palec. Ja pomagam jej jak mogę, gdy ty nie przychodzisz, ale sama nie czuję się już najlepiej – westchnęła i podreptała w stronę bloku.
Aż zatrzęsłam się ze złości. Chwyciłam ze telefon i zadzwoniłam do siostry.
– Co z ciebie za człowiek? Jak matka była ci potrzebna, to miałaś dla niej czas. A teraz co? Kula u nogi? Ciężar? Czy ty w ogóle masz sumienie? – wygarnęłam jej.
Myślicie, że się przejęła? Nic z tego!
– Odczep się ode mnie. Nie masz prawa na mnie wrzeszczeć i mi rozkazywać. Jak znajdę czas, to wpadnę do mamy. A jak nie, to nie. A ty rób sobie, co chcesz – odparowała i się rozłączyła.
Gdyby wtedy stała obok mnie, to chyba bym jej przyłożyła. Od tamtej pory znowu jeżdżę codziennie do mamy. Jestem już tak wykończona, że chwilami mam ochotę zastrajkować i zająć się swoimi sprawami. Ale nie potrafię zostawić jej samej. Jest przecież taka bezradna
Czuję jednak, że jeśli nie podejmę jakiś zdecydowanych kroków, siostra nadal bezczelnie będzie się mną wyręczać. Najsmutniejsze jest jednak to, że mama nie widzi w tym niczego złego. Po tamtej rozmowie z sąsiadką zapytałam ją, dlaczego nie przyznała się, że Magda prawie wcale jej nie odwiedza.
– Nie gniewaj się na nią… Ona jest taka zabiegana… Ma tyle spraw na głowie – stwierdziła.
A ja co, nie mam?