Z początku byliśmy z mężem bardzo zadowoleni z tego, że nasza córka wreszcie znalazła chłopaka, u boku którego poczuła się szczęśliwa. Niestety, z dnia na dzień nasz entuzjazm stawał się coraz mniejszy…
Kiedy mąż wrócił z pracy, w przedpokoju potknął się o stojące tam paczki z szafą do złożenia. Zaklął siarczyście, chociaż to najspokojniejszy człowiek na świecie, i wyszedł z domu!
– Paweł! Obiad na stole! – zawołałam za nim, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami.
– Dokąd on poszedł? – martwiłam się.
Zadzwoniłam na komórkę. Nie odebrał. Ze zdenerwowania wszystko leciało mi z rąk. Nie mogłam nawet zjeść obiadu, patrzyłam tylko, jak Iwona i jej ukochany wcinają pyzy ze skwarkami, które przygotowałam. Potem poszli do swojego pokoju, a ja wrzuciłam talerze do zlewu.
„Na pewno chodziło mu o te paczki z szafą” – pomyślałam o Pawle. Iwonka i Szymek już dawno powinni byli się nimi zająć.
Nagle zadzwonił telefon. To był Paweł…
– Krysiu, musimy pogadać. Ale nie w domu. Jestem trzy przecznice dalej, w kawiarni – powiedział. – Ja już dłużej tego nie wytrzymam! – oznajmił, kiedy po chwili dołączyłam do niego. – Czy oni uważają, że my jesteśmy od utrzymywania ich i całodobowej obsługi?!
No cóż, mąż miał rację… Zaczęliśmy analizować, jak do tego dopuściliśmy i jak temu teraz zaradzić. Kiedy Iwonka rok temu się zakochała, oboje z mężem byliśmy z tego zadowoleni. Prawdę mówiąc, już się trochę martwiliśmy, że w wieku 24 lat nie miała jeszcze chłopaka. Dlatego gdy przyprowadziła do domu o rok starszego od siebie Szymka, przywitaliśmy go z otwartymi rękami.
Tym bardziej, gdy się dowiedzieliśmy, że studiuje na tej samej uczelni co nasza córka, ale mieszka w akademiku, bo pochodzi z miasteczka oddalonego o blisko czterysta kilometrów!
Początkowo tylko czasami zostawał u Iwonki na noc. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam go rano w swojej kuchni, do której weszłam w szlafroku i z wałkiem wiszącym nad czołem, speszyłam się i umknęłam do łazienki, wyrzucając sobie, jak mogłam zapomnieć o tym, że mamy gościa
Ale ten „gość” wkrótce stał się domownikiem…
Usiłowałam sobie jednak wytłumaczyć, że to przecież ukochany córki, prawie jak zięć. No i lepiej, że on przychodzi do nas, niż żeby Iwonka tułała się gdzieś po akademikach. Tylko że nikt nie pytał ani mnie, ani męża, czy Szymek może się do nas wprowadzić.
Po prostu stopniowo w domu pojawiało się coraz więcej jego rzeczy, aż pewnego dnia przybory do golenia i szczoteczka do zębów na stałe zagościła w łazience, a w koszu na brudy pojawiły się jego… slipy! Zwróciłam uwagę córce, że jej ukochany raczej nie powinien porzucać u nas swoich majtek.
– Oj, pewnie się rozebrał w łazience i odruchowo wrzucił je do kosza! Wielkie mi rzeczy! Czy to źle, że czuje się u nas jak u siebie w domu? Powinniście się z tego cieszyć? – usłyszałam.
Szymek jadał u nas śniadania, obiady i kolacje. Do niczego się nie dokładał, chociaż pracował jako ochroniarz, więc miał pieniądze. Paweł także starał się nie denerwować, tylko uznał, że jego rola jako opiekuńczego tatusia się już skończyła i teraz pałeczkę powinien przejąć Szymek.
I tak, kiedy Iwonka wymyśliła sobie nową szafę do pokoju, tata ją kupił, ale kiedy została ona dostarczona do domu w paczkach, jej złożenie pozostawił młodym! Tymczasem mijał dzień za dniem, a paczki z szafą wciąż stały w przedpokoju nieruszone! Młodzi wracali z uczelni i zamykali się w „swoim” pokoju i wychodzili tylko na posiłki.
A szafę omijali szerokim łukiem. Paweł wściekał się w środku, ale nic nie mówił! Jednak kiedy kolejny raz wrócił z pracy i wpadł na te paczki, nie wytrzymał!
– Tak dłużej być nie może! – zadecydował, kiedy spotkaliśmy się w kawiarni. – Życie to nie tylko zabawa i beztroska – denerwował się. – Nasza córka powinna wiedzieć, że wymagamy od niej również odpowiedzialności. Muszę z nią porozmawiać!
– Tylko spokojnie… – poprosiłam.
Ale spokojnie nie było, bo Paweł wybuchł jak tylko Iwona się zdziwiła, dlaczego jej Szymek ma składać szafę.
– Przecież to nie jego mieszkanie i nie jego mebel! – wysunęła argument.
– Ale dla niego kupiony, bo to jego ciuchy się nie mieszczą w twojej starej szafie! – wściekł się Paweł. – Śpi u nas, je, kąpie się i pierze ciuchy! Codziennie patrzę w łazience na jego skarpetki i przybory do golenia! Je przy moim stole i jeszcze nie umie pomóc?
A może to byłoby nawet lepsze rozwiązanie?
Iwonka po tej rozmowie obraziła się na nas. Szymek zrobił się sztywny i oficjalny, ale się nie wyprowadził. Posiłki zaczęli jadać w swoim pokoju, ale szafy nie ruszyli!
Ostatnio córka wykrzyczała mi, że jeśli nie chcemy Szymka u siebie, to ona się może wyprowadzić z nim do akademika. I zaczęłam się zastanawiać, czy to by nie było dobre posunięcie…