Namówiłam Wiktora, by zaoferował swojej matce sprzedaż domu, a ona żeby przeprowadziła się do nas, a później wysłałam teściową do domu opieki

Długo mieszkaliśmy w jednopokojowym, niezbyt dużym mieszkaniu. Tam urodził się nasz syn, Franek. Mąż pracował na dwóch stanowiskach, aby zbierać na zakup nowego, większego mieszkania. I kiedy mieliśmy niemal całą sumę, a do zakupu trzypokojowego mieszkania pozostało niewiele, ceny mieszkań drastycznie podskoczyły. Jedna decyzja sprawiła, że nasze życie legło w gruzach.

Zaproponowałam mężowi, aby jego mama sprzedała dom na wsi, przeprowadziła się do nas, a my w ten sposób otrzymalibyśmy brakującą kwotę. Wiktor poszedł do matki, zaproponował, żeby się przeprowadziła i sprzedała dom. Matka, długo myślała, kochała swoje proste gospodarstwo, z kotem Borysem, ale nie mogła odmówić synowi. Zgodziła się.

Dom został sprzedany, razem z Wiktorem kupiliśmy mieszkanie i wszyscy wspólnie świętowaliśmy parapetówkę. Babcia została umieszczona w oddzielnym, niedużym pokoju, Franek w drugim, ale my w największym. Na początku żyło nam się dobrze.

Opiekowałam się teściową, a Wiktor był zadowolony, że matka jest w pobliżu, pod dobrą opieką.

Niestety, po dwóch latach teściowa stała się bardziej wymagająca, coraz mocniej schorowana i niedołężna. Miała też kłopoty z pamięcią. Czasami nie mogłam jej zostawić w ogóle w domy. Obecność teściowej zaczęła mi ciążyć. Ona we wszystkim doszukiwała się problemów, wciąż mnie krytykowała.

Powoli, powoli, poruszyłam temat domu opieki. Wydawało mi się, że ludzie w podeszłym wieku żyją tam dobrze, zapewniona jest opieka całodobowa oraz lekarska. Wiktor długo się sprzeciwiał, jego matka również. Tylko ja nie wycofałam się ze swojego planu, i tak długo nakłaniałam męża, aż w końcu uległ.

Teściowa tak długo słuchała w milczeniu naszych ciągłych sporów, aż stwierdziła, że skoro tak zdecydował jej syn, to odejdzie i zamieszka w domu spokojnej starości. Bardzo staraliśmy się wybrać, jak najlepsze miejsce. Długo oglądaliśmy różne domu. W końcu wybraliśmy.

Miesiąc później trzeci pokój w naszym mieszkaniu się zwolnił. Wiktor często odwiedzał matkę, na szczęście nie było to daleko, a potem sprawy się przeciągały, było mniej czasu na podróż i nadszedł czas, kiedy wcale nie mógł do niej pojechać.

Obudził się dwa miesiące później. Przyjechał do matki i zaniemówił. Wszedł do pokoju, w którym mieszkała, a zmiany w nim po prostu go uderzyły. Siedziała przed nim siwa, pomarszczona babcia, ze smutnymi, zgasłymi oczami. W pokoju była jeszcze sąsiadka, leżąca, przykryta kocem, z wyciągniętymi wzdłuż ciała suchymi rękami, w węzłowatych niebieskich żyłach.

Wiktor poczuł się bardzo źle. Wrócił do domu, opowiedział mi o pogorszeniu się stanu jego matki. Nie wywołało to u mnie żadnej skruchy. Wzruszyłam tylko ramionami: starość, czego chcesz? Jego dręczyły ogromne wyrzuty sumienia, ale ja wiedziałam, że stan teściowej będzie się pogarszał, że to nieuchronne.

Podczas ostatniego przyjazdu Wiktora do domu opieki, jego matka leżała twarzą do ściany, bez względu na to, ile z nią rozmawiał, nie odwróciła się. Kolejną podróż zaplanował za miesiąc, chciał ją zabrać na spacer. Wiedział, że to dużo czasu, ale miał gorący okres w pracy, dopinał ostatnie ważne umowy i nie miał czasu pojechać do domu spokojnej starości.

Trzy tygodnie później odebrał telefon. Powiedziano mu, że matka zmarła trzy godziny wcześniej. Jej stan się pogarszał, ale kategorycznie zażądała, żeby nie zawiadamiali syna. To była jej ostatnia prośba. Nie chciała mu zawracać głowy, skoro nie miał dla niej miejsca w swoim domu ani sercu. 

Wiktor milczał, zgniótł leżący przed nim papier rękoma, wyszedł na ganek i oparł się plecami o ścianę. Ból po prostu rozdzierał go od środka, dusza jęczała, zdawała się wywracać na lewą stronę. Nie byłam w stanie mu pomóc. Wiem, że czuł, iż zawiódł matkę. Był ponury. Później zawołał mnie do pokoju i powiedział, że odchodzi.

Wyjął z szafy walizkę, wrzucił tam swoje rzeczy. Patrzyłam ze zdziwieniem. – Dokąd idziesz? Przecież to nie moja wina, że Twoja matka zmarła – próbowałam się tłumaczyć. Chciałam go zatrzymać, ale mnie odepchnął. 

– Chcę być z dala od ciebie – powiedział przez zaciśnięte zęby, podniósł walizkę i z siłą zatrzasnął drzwi.

Wiktor nie rozwiódł się jeszcze ze mną, ale kategorycznie nie chce mnie widzieć. Wynajął maleńką kawalerkę, pracuje, spotyka się z naszym synem. Od niego wiem, że co tydzień odwiedza grób matki, błagając o przebaczenie. Nie może darować sobie, że namówiłam go na oddanie matki do domu starców, a sobie tego, że się na to zgodził. Nie wiem, jak go odzyskać?

Wiele osób dzieli się z nami swoimi historiami, aby dowiedzieć się, co inni o tym myślą. Jeśli masz swoją opinię lub sugestię dotyczącą tej historii, proszę napisz ją w komentarzach na Facebooku.  

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *