„Moje dzieci i wnuki to banda sępów, nie zasłużyli na spadek po mnie. Ale ja mam już spadkobiercę. Za chwilę się urodzi”

„Rodzina nie komentuje tego, że zaprosiłam Milkę do mojego domu. Wszyscy ciągle są mili; może myślą, że skoro Tomek wypadł z moich łask, to ktoś z nich ma szansę na moje mieszkanie. Ale ja mam zupełnie inny plan. Jednak poczekam na odpowiedni moment, żeby go wyjawić”.

Dwójka dzieci, pięcioro wnuków i jedno mieszkanie. No i ja, zbliżająca się do siedemdziesiątego ósmego roku życia, chociaż w mojej opinii nie jest to jakiś bardzo zaawansowany wiek. Przynajmniej ja wciąż czuję się świetnie. Ale rodzina swoje wie i od jakiegoś czasu zaobserwowałam próby podpytywania mnie, co zrobię z moimi trzema pokojami w kamienicy z widokiem na rzekę.

Córka Joasia nawet zaoferowała się, że mnie umówi u notariusza, żeby „uporządkować sprawy”, syn Grzegorz nagle zrobił się troskliwy i chciał się upewnić, czy mieszkanie nie jest czasem zadłużone. Bo jakby było – deklarował – to on ma jakąś nadwyżkę środków i mógłby te długi pokryć.

– Twój ojciec zawsze płacił wszystkie zobowiązania na czas, ja też nie mam z tym problemu – odpowiedziałam.

Znam swoje dzieci bardzo dobrze i wiem, co im chodzi po głowie. Joasia ma trzy córki, a Grzesiek dwóch synów, a do tego drugą żonę, która lubi wydawać pieniądze. Wszystkie wnuki są dorosłe, ale tylko najstarsza wnuczka ma własne lokum; reszta pewnie już remontuje i mebluje w myślach moje mieszkanie.

W sumie najbardziej lubiłam Tomcia

Ostatnio moja kuzynka, babcia dziewięciorga dorosłych wnuków, zapytała mnie, komu zamierzam zapisać nieruchomość.

– Właściwie to nie mam pojęcia – odpowiedziałam szczerze. – Przecież ciągle żyję! Po co się zastanawiać, co będzie z moim mieszkaniem, jak umrę? Niech się tym prawnicy zajmą.

Krysia pokręciła z dezaprobatą głową i opowiedziała mi o kilku przypadkach, kiedy to brak testamentu seniora czy seniorki rodu doprowadził do rozłamu w rodzinie, batalii sądowych i wielu przykrych wydarzeń.

– Powinnaś kogoś z nich wybrać, Mirusiu – poradziła. – Które z wnuków najbardziej lubisz? Które najbardziej o ciebie dba?

Zastanowiłam się i – zdałam sobie sprawę, że szczera odpowiedź powinna brzmieć „żadne”. Moje dzieci i wnuki były do siebie podobne. Owszem, grzeczne, uprzejme, pomagały mi, kiedy o to prosiłam, ale nie czułam się kimś ważnym dla żadnego z nich.

Oczywiście, nie mogłam oczekiwać, że będą się zajmować starą kobietą, bo każde z nich miało własne problemy. Ania starała się z mężem o dziecko, jej siostry studiowały. Filip, mój dwudziestopięcioletni wnuk, rozważał emigrację do Niemiec, a jego młodszy o dwa lata brat Tomek… właściwie to nie wiedziałam, co robi.

Może gdybym naprawdę musiała wskazać ulubionego krewnego, to bym wybrała właśnie Tomcia. Zawsze był takim uroczym urwisem – oceny nietęgie, przyłapywany na wagarowaniu, zdarzało mu się wymykać rodzicom na całe noce i rozbił auto swojego ojca, ale jak on potrafił mnie rozśmieszyć! Zawsze był taki czuły, wylewny, jak kociak, który człowiekowi włazi na kolana i od razu odgania wszystkie troski i problemy. Powiedziałam o nim Krysi, kiedy się znowu spotkałyśmy. Że właśnie jemu bym zapisała mieszkanie, gdybym już musiała koniecznie kogoś wybrać.

– To ten przystojniaczek? Blondynek z brązowymi oczami?  – upewniła się. – Widziałam go ostatnio na poczcie. Mógłby w jakiejś reklamie występować! Dziewczyna w okienku mało tam za nim nie wybiegła, tak ją czarował.

Zaczęłam więc myśleć poważnie o zapisaniu mieszkania Tomkowi. Cała reszta dzieciaków była „ustawiona”. Dziewczyny studiowały niezłe kierunki, najstarsza miała męża, a Filip ponoć był w tak młodym wieku już poszukiwanym specjalistą od komputerów i o przyszłą pensję martwić się nie musiał.

Zadzwoniłam do Tomka i poprosiłam, żeby przyjechał pomóc mi w pozbyciu się starych mebli. To był dobry pretekst, żeby sprawdzić, czy wnuk się stawi, czy wymyśli jakąś wymówkę. Tomcio jednak był dobrym dzieciakiem i zjawił się nie dość, że z szerokim uśmiechem i energią do wynoszenia szaf, ale jeszcze z kolegą do pomocy.

– To jest Olek, babciu – przedstawił mi tego drugiego chłopaka. – To co tam mamy wynieść?

Pokazałam im stare biurko po moim świętej pamięci mężu i zdezelowany tapczan, który tylko zajmował miejsce. A kiedy się uwinęli z wyniesieniem ich pod wiatę śmietnikową, poprosiłam, żeby Tomek został ze mną sam, bo chcę z nim porozmawiać.

– Dobra, to ja lecę – rzucił Olek.

I dodał, puszczając oko do Tomcia:

– Nie zapomnij zadzwonić do Milki!

Oczywiście to przykuło moją uwagę. Chciałam wiedzieć, co to za Milka.

– To siostra Olka – przyznał wnuk.

– Milena. Tak jakby, od niedawna… no, moja dziewczyna.

Och, ależ to była wspaniała wiadomość! Podobało mi się, że wnuk znalazł sobie dziewczynę! Teraz przepisanie na niego mieszkania miało jeszcze więcej sensu i byłam już pewna swojej decyzji. Tomek był zaskoczony moją obietnicą i widziałam, że był w tym zaskoczeniu szczery: naprawdę przyjechał mi pomóc z dobrego serca, nie był wyrachowany jak jego ojciec i ciotka.

– To kiedy poznam tę twoją Milkę, wnusiu? – zapytałam.

Jak mógł zostawić taką miłą dziewczynę?

Przyjechał z nią tydzień później. Przemiła dziewczyna, wpatrzona w Tomka jak w jakiegoś świętego. Aż miałam taką myśl, że ta dziewczyna jest dla niego za dobra. Pracowała w hurtowni kosmetyków, mieszkała z mamą, ojczymem i dwójką młodszego rodzeństwa, nie malowała się, co mi się podobało i zainteresowały ją książki na moim regale. Od słowa do słowa, zaproponowałam jej, żeby pożyczyła sobie dwie wybrane i widziałam, jak ją to ucieszyło.

Niestety, niedługo potem złapałam jakąś infekcję i wizyta u notariusza nam się odwlekła. Co ciekawe, to Milena wpadała do mnie najczęściej. Tomek dostał nową pracę, co mnie ucieszyło, a cała reszta miała jakieś wymówki, co w zasadzie mnie nie martwiło, bo oznaczało, że dobrze wybrałam spadkobiercę. Oczami wyobraźni już widziałam się na jego ślubie z Milką.

Ale sprawy między młodymi nie wyglądały tak różowo. Dziewczyna napomknęła, że źle im się układa, i że Tomek chyba chce z nią zerwać.

A potem gruchnęła wieść, że Milena zaszła w ciążę. Natychmiast wezwałam wnuka „na przesłuchanie”. Zaoferowałam, że dam mu pieniądze na szybki ślub, póki Milka jeszcze mieściła się w suknię. I kazałam umówić spotkanie u notariusza.

– Babciu, ale my nie zamierzamy się pobierać… – Tomcio się skrzywił, a mnie zabrakło tchu.

– Ale jak to? Przecież będziesz ojcem!

– No wiem, ale my właściwie to już zerwaliśmy trzy tygodnie temu. A teraz ona mi mówi, że jest w ciąży. Jasne, zarejestrujemy dziecko i będę jej dawał kasę, ale… no… ja mam inną dziewczynę. Milka wie, nie robi problemów.

Nagle zobaczyłam mojego Tomcia takiego, jaki był przez całe dzieciństwo: unikającego szkoły i obowiązków, wymykającego się z domu, kłamiącego matce prosto w oczy, a potem nadrabiającego wszystko rozbrajającym uśmiechem i mocnym przytulasem. Tak, był uroczy, ale nie zmieniało to faktu, że nie zamierzał brać odpowiedzialności za swoje czyny. Zawsze taki był i nagle pojęłam, że tym razem złamał mi serce. Bo bardzo chciałam wierzyć, że jest dobrym chłopakiem, postawiłam na niego, wybrałam z całej rodziny. Ale nie mogłam przepisać mu mieszkania.

Wiedziałam, że syn i synowa bardzo się przejęli ciążą Milki. Starali się namówić Tomka, żeby jednak się ożenił z wciąż zakochaną w nim dziewczyną, ale to było na nic. Stanął okoniem, bo miał już nową miłość i nie zamierzał „niszczyć sobie życia”. Kiedy było już zupełnie jasne, że nikt nie wpłynie na jego zmianę decyzji, akurat przyjechała do mnie Milka. Chciała oddać książki. Przyjęłam ją ciepło, dałam obiad. Widziałam, że jest kompletnie rozbita i było mi wstyd za mojego wnuka.

– A twoi rodzice, jak zareagowali na wieści? – zapytałam.

– Mama wie, ojczym nie – wyszeptała udręczonym tonem. – Nie wiemy, jak mu powiedzieć… Już dawno chciał, żebym się wyprowadziła, bo w domu jest ciasno. Ciągle pytał, kiedy sobie coś wynajmę. A teraz to nie wiem… Zupełnie nie wiem, jak mu to powiedzieć… Mama się boi, ja też…

Wtedy podjęłam decyzję. Jak potem powiedziałam Krysi, to była najłatwiejsza decyzja w moim życiu.

– Kochanie, urodzisz mi pierwszego prawnuka – powiedziałam serdecznie. – Możecie mieszkać ze mną. Mam trzy pokoje, więc dziecko może mieć nawet swój własny pokój.

Milka zakryła usta dłonią i patrzyła na mnie, powstrzymując płacz. Ale nie musiała. Pozwoliłam jej się rozpłakać i przytulić do mnie. Przywiozła swoje rzeczy kilka dni później. Dobrze, że chłopcy wynieśli stare meble, bo miałyśmy gdzie wstawić łóżko i komodę dla niej. Łóżeczko dopiero kupimy. Milena upiera się dzielić ze mną wszystkie koszty, ale mówię jej, żeby oszczędzała, bo dziecko to wydatki i będzie co kupować.

Rodzina nie komentuje tego, że zaprosiłam ją do mojego domu. Wszyscy ciągle są mili; może myślą, że skoro Tomek wypadł z moich łask, to ktoś z nich ma szansę na spadek. Ale ja mam inny plan. Mieszkanie odziedziczy mój prawnuk (już wiemy, że to będzie chłopiec). A od mojej śmierci do czasu, aż osiągnie pełnoletność, zarządzać nim będzie jego mama. Tak postanowiłam, ale jest jeszcze druga strona medalu. Postanowiłam bowiem również, że będę żyła jak najdłużej, żeby patrzeć, jak mój prawnuk rośnie!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *