„Gdy mąż rzucił mnie dla młodszej, uznałam, że nadaję się tylko do garów. Nie sądziłam, że drzemie we mnie wielki talent”

„Starałam się stworzyć moim mężczyznom spokojny, zadbany dom i wszystko podsuwałam im pod nos. Dosłownie ich rozpieszczałam. Myślałam, że takie jest moje przeznaczenie, wręcz życiowa powinność. Koniec końców i tak nikt tego nie docenił…”.

Wiem, że może zabrzmieć to banalnie i melodramatycznie, ale mój świat się zawalił, kiedy mąż zostawił mnie dla innej kobiety. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Przez dwadzieścia lat uznawałam nasze małżeństwo za udane. Jak się potem okazało, karmiłam się złudzeniami, a smutna rzeczywistość po prostu mnie przerosła.

Wkrótce po opuszczeniu mieszkania Alek zażądał rozwodu. Całą winę za rozpad naszego związku wziął na siebie i zobowiązał się do płacenia mi alimentów w wysokości siedmiuset złotych miesięcznie. Moje życie się zmieniło. Trudno mi było to wszystko zrozumieć i zaakceptować. Z dnia na dzień zostałam sama, zdana tylko na siebie. Jedyny syn studiował w Warszawie i nie miał zamiaru wracać do naszego miasteczka.

Zamiast pomyśleć o sobie, dogadzałam innym

Pierwszy okres zaraz po rozstaniu z mężem wspominam jako najgorszy koszmar. Czasem miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę, że wkrótce się obudzę i będzie tak jak dawniej. Zastanawiałam się, co takiego złego zrobiłam, że los tak okrutnie się ze mną obszedł. Kompletnie się załamałam, zamknęłam w czterech ścianach, bo odechciało mi się wszystkiego.

Zresztą, co niby miałabym robić? Do tej pory nawet nie pracowałam zawodowo. Wcześniej wychowywałam dziecko, a potem zajmowania się domem i tkwiłam w nim przez lata. Alek zapewniał mnie, że stać go na utrzymanie żony i jedynego syna, a ja mu święcie wierzyłam…

Starałam się stworzyć moim mężczyznom spokojny, zadbany dom i wszystko podsuwałam im pod nos. Dosłownie ich rozpieszczałam. Myślałam, że takie jest moje przeznaczenie, wręcz życiowa powinność. Koniec końców i tak nikt tego nie docenił… Głupia gęś, zamiast pomyśleć trochę o sobie, zdałam się jedynie na łaskę i niełaskę mojego męża oraz jego pieniądze. Zresztą nigdy nie był skąpy i niczego nam nie brakowało. Do czasu! Wystarczyło, aby na horyzoncie pojawiła się młodsza kobieta i nasze ułożone życie rozpadło się jak domek z kart.

„Jestem do niczego! – uznałam. – Przecież, gdyby tak nie było, Alek nigdy by mnie nie porzucił. Nadaję się jedynie do garów! Nie mam zapewne w sobie nic wartościowego, żadnych zdolności, żadnych talentów…”

– Co ty opowiadasz, Baśka?! – wkurzyła się moja mama. – Od lat ci mówiłam, żebyś poszła do pracy, miała swoje pieniądze, znajomych – pokręciła głową z dezaprobatą. – Ale nie! Ty wolałaś napełniać brzuchy swoim chłopakom! I co z tego masz?! Nie chcę brzydko się wyrazić…

– Myślałam, że dobrze robię – broniłam się, chociaż czułam, że mama, niestety, ma rację. – I ty jesteś przeciwko mnie…

– Wcale nie – rzuciła. – Jest mi tylko ciebie żal. Byłaś taka zdolna! Tak ładnie malowałaś. A jakie figurki lepiłaś z plasteliny! Liczyłam, że będziesz artystką!

– Kiedy to było – wzruszyłam ramionami. – Jak ja mam teraz żyć? Kto przyjmie do pracy czterdziestodwuletnią kobietę? I  to bez żadnego zawodu?

– Rozwiązanie samo przyjdzie, kochanie – uśmiechnęła się mama. – Zobaczysz… Jest takie mądre przysłowie, że kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, otwiera okno. Wszystko jeszcze będzie dobrze, Basiu…

Zawsze była niepoprawną optymistką. Nawet teraz, gdy dobiegała siedemdziesiątki, miała mnóstwo energii. Niejedna młoda dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć. Skąd ona to bierze?

W drodze do domu, kiedy wlokłam się noga za nogą, przyglądałam się swojemu odbiciu w wystawach sklepowych. Czy to byłam ja? Ta źle ubrana i fatalnie uczesana kobieta z grymasem zgorzknienia na twarzy? Nie powinnam się dziwić, że Alek wybrał bardziej atrakcyjną babkę… W domu długo studiowałam przed lustrem swój wizerunek. „Ależ ja się zaniedbałam i zapuściłam!”.

Nagle poczułam, że muszę coś z tym zrobić i po raz pierwszy od rozwodu uśmiechnęłam się do siebie. „Ale mama zrobi minę!” – pomyślałam. Poszperałam w kasetce z pieniędzmi i doszłam do wniosku, że stać mnie na fryzjera. Z mocnym postanowieniem zmiany niemodnej fryzury poszłam do fachowca.

Nagle wpadłam na genialny pomysł

– W brązowym odcieniu, z jasnymi pasemkami będzie pani do twarzy… – powiedziała młoda fryzjerka. – I koniecznie zrobimy grzywkę! Zgadza się pani?

– Oczywiście… – odparłam. – Zdaję się całkowicie na panią.

Nowe uczesanie i kolor włosów bardzo mnie odmieniły. Od razu poczułam się lepiej. Dotychczas miałam długie włosy w nieokreślonym, mysim odcieniu, niedbale związane gumką. Modne strzyżenie odjęło mi lat!

– Ślicznie pani wygląda! Kolor idealny – oceniła fryzjerka.

Po wyjściu z salonu poszłam za ciosem i kupiłam sobie kilka ciuchów. Wprawdzie w lumpeksie, lecz miałam szczęście, bo upolowałam fajne dżinsy i kilka koszulek, które idealnie pasowały do kompletu.

Podziwiając wystawy sklepowe, zauważyłam mnóstwo korali: wisiorki na sznurkach z kolorowymi kulkami różnej wielkości. Przyszło mi na myśl, że może potrafiłabym zrobić podobne. Wbiegłam do sklepu i kupiłam potrzebne rzeczy. Nie było tego wiele – parę motków ozdobnego sznureczka oraz kolorowa masa plastyczna do lepienia kuleczek. Od razu wzięłam się do pracy. Jak to dobrze, że mama przypomniała mi o moich zdolnościach plastycznych! Chyba jednak nie byłam takim beztalenciem, jak zawsze myślałam!

Kulki na początku wychodziły mi jakieś niezgrabne, ale po kilku próbach szło mi już lepiej. A ponieważ masa była dość miękka, postanowiłam wypiec gotowe kulki w piekarniku. Pomysł okazał się trafiony. Zostawiłam je do rana, żeby wystygły. Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, a w głowie zaczęły rodzić się najprzeróżniejsze pomysły: „Może mogłabym sprzedawać korale!”.

Prosto z łóżka pobiegłam do kuchni zobaczyć wypiekane kulki. Idealne! Były twarde i błyszczące, wyglądały super. Zaczęłam je nawlekać na sznurek, oddzielając od siebie fantazyjnymi węzełkami. W jakimś sklepie podpatrzyłam, jak były łączone. No i już! Pierwsze moje korale były gotowe! Przepełniała mnie duma, że wyszły całkiem fajnie.

Ubrałam się starannie i przeczesałam włosy. Fryzura trzymała się świetnie. Byłam gotowa, żeby pokazać się mamie.

– To ty, Basiu? – zdziwiła się. Zaskoczenie w jej oczach sprawiło mi niesamowitą frajdę.

– Świetnie wyglądasz! Super!

– Dobre te włosy? – drążyłam.

– Nie pytaj, Baśka! – odparła mama. – Naprawdę wspaniale.

– Mam coś dla ciebie…

Wyciągnęłam korale z torebki. Zrobiłam je w ulubionych kolorach mamy – w ostrej zieleni, brązie i srebrnej szarości.

– Ależ, Basiu. Po co? Przecież nie masz za dużo pieniędzy…

Mama włożyła korale i uważnie spojrzała w lustro.

– Są przepiękne, córeczko. Pewnie były strasznie drogie…

– Sama je wczoraj zrobiłam.

– Nie! Poważnie?

– Oczywiście, mamo. Jak myślisz, czy ewentualnie mogłabym takie w przyszłości sprzedawać? – spytałam niepewnie.

– Naturalnie! – wykrzyknęła.

– Od razu zamawiam u ciebie dwa sznurki. Ania i Helenka niedługo mają imieniny i z przyjemnością sprawię im takie oryginalne prezenty…– mama uśmiechnęła się. – Zawsze w ciebie wierzyłam, Basiu. Może ten rozwód okaże się najlepszym, co cię w życiu spotkało?

Nabrałam pewności siebie

Wówczas jeszcze nie podejrzewałam, jak prorocze były to słowa! Bo gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że rozstanie z mężem wyjdzie mi na dobre, tobym nigdy, przenigdy nie uwierzyła.

Do tej pory nie potrafię uwierzyć w swój sukces, bo chyba tak mogę to nazwać… Moje korale od początku dobrze się sprzedawały wśród znajomych. Potem miła właścicielka galerii nawiązała ze mną współpracę i zatrudniła u siebie. We dwie projektowałyśmy różne wzory ciekawej, nietuzinkowej i niedrogiej biżuterii – korale, bransoletki i kolczyki. Niedawno była nawet wystawa moich wyrobów.

Odkąd zaczęłam na siebie pracować, nabrałam pewności siebie. Przywiązuję dużą wagę do wyglądu. Dobrze się czuję w swoim ciele i wiem,  że jestem atrakcyjna. Moi nowi znajomi mnie w tym utwierdzają. Myślę, że w każdym drzemie jakiś talent. Chodzi o to, żeby go w porę dostrzec i wykorzystać. Za nic nie można pozwolić mu się zmarnować! Ale najważniejsza jest wiara we własne siły.

A co do mojego byłego męża… Słyszałam, że nie udało mu się z młodszą kochanką. Ponoć niedawno się rozstali. Nie życzę mu źle, lecz muszę przyznać, że ta wiadomość wywołała u mnie złośliwy uśmiech satysfakcji. Tak to czasem dziwnie układa się w życiu… Kilka razy Alek odwiedził mnie w galerii. Mało mu oczy z orbit nie wyszły, kiedy mnie zobaczył. Wiem, że gdybym zechciała, moglibyśmy spróbować na nowo. Szkopuł w tym, że ja już nie chcę…

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *