Moje życie wywróciło się do góry nogami. Od roku jestem z mężczyzną z Niemiec, poznałam go na wyjeździe służbowym. Wszystko jest jak w bajce, mimo tej odległości między nami. Praca tu, praca tam, ale jakoś się układało. I nagle, bum! Okazuje się, że jestem w ciąży. Tak bardzo się ucieszyłam, mój partner też… Ale nie moja mama.
Kiedy jej powiedziałam, to reakcja była… masakra.
– Nie potrzebuję cudzego dziecka! Znajdź sobie zwyczajnego chłopaka! – krzyczała.
Jak można tak mówić? To przecież moje życie, moje decyzje. Czy tylko dlatego, że mój wybranek jest z Niemiec, to już jest jakiś problem?
Mama zawsze miała swoje zdanie na wszystko, ale żeby aż tak… To przekroczyło wszystkie granice.
– Nie odwiedzaj mnie więcej – powiedziała.
Serio? Wyrzucić własną córkę za drzwi tylko dlatego, że jej życie nie idzie tak, jak ona by chciała? Boję się, że straciłam mamę na zawsze. A najgorsze jest to, że ojciec dziecka jeszcze się nie przeprowadzi do nas do Polski, pewnie będzie częściej, ale musimy to wszystko jakoś ustalić. Myślałam, że mama na początku mi pomoże. A teraz co, mam sama wychować dziecko?
Z jednej strony jestem szczęśliwa, że będę miała maleństwo i to z mężczyzną, którego kocham. Z drugiej – strach mnie zżera. Mój chłopak jest super, wspiera mnie, ale on też ma swoje życie w Niemczech. A ja co? Mam rzucić wszystko i jechać za nim? A co z moją pracą, z moim życiem tutaj? Wszystko się komplikuje.
Czasami myślę, że może mama miała trochę racji. Może powinnam była znaleźć kogoś bliżej, uniknąć tych wszystkich problemów. Ale serce nie sługa, prawda? Kocham tego człowieka.
Zresztą, wiem co będzie później. Zacznie się patrzenie na nas krzywo, jeszcze to ciągłe gadanie ludzi. „Zobacz, zaszła z Niemcem”, „Co ona sobie myśli?”, „To nie będzie polskie dziecko”. Jakby narodowość miała jakieś znaczenie. Dziecko to dziecko, a miłość to miłość. Czemu ludzie nie mogą tego zrozumieć?
W głowie mam mętlik. Strach, niepewność, ale też radość i nadzieję. Chciałabym, żeby mama zrozumiała, że to moje życie, moje wybory. Że nie zawsze wszystko idzie po jej myśli. Chciałabym, żeby była ze mną, wspierała mnie. Ale teraz, kiedy najbardziej jej potrzebuję, zostawiła mnie samą. Jak mam sobie poradzić? Jak jest wytłumaczyć, że musi akceptować mój wybór i mnie wspierać? Nie chcę zostać z tym wszystkim sama, chcę żeby była przy mnie w tym pięknym okresie.