– Jagoda, chyba się zaczęło – powiedziałam drżącym głosem, gdy zobaczyłam, że odeszły mi wody.
– Spokojnie, bez paniki – nie wiem, czy siostra mówiła do mnie, czy bardziej do siebie. – Już dzwonię po Michała – zapewniła i chwyciła za telefon.
Szwagier pracował 15 minut drogi od mojego mieszkania i był nawet umówiony z szefem, że w każdej chwili może wyjść z pracy i odwieźć mnie na porodówkę.
– Już się zbiera – uśmiechnęła się. – Idę po twoją torbę, a ty usiądź i się zrelaksuj – stwierdziła.
Popatrzyłam na nią z powątpiewaniem. O relaksie nie było mowy, bałam się jak diabli! Zresztą, kogo ona chciała oszukać, widziałam, że sama jest blada jak ściana.
– Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze – powtarzałam jak mantrę, usiłując oddychać jak najspokojniej.
– Jak to miałeś stłuczkę? – usłyszałam zza ściany głos siostry i oblał mnie zimny pot. – Spokojnie? Oszalałeś? Marta zaczyna rodzić, ty mi właśnie oznajmiłeś, że miałeś wypadek i nie przyjedziesz, a ja mam być spokojna? – głos Jagody wchodził już na wyższe tony, a ja poczułam, jak ogarnia mnie panika. – Dobra, czekamy – warknęła w końcu do słuchawki i po chwili pojawiła się w pokoju. – Zła wiadomość jest taka, że Michał miał stłuczkę, nic mu się nie stało, ale samochód miał mniej szczęścia – powiedziała powoli. – Ale jest też dobra wiadomość, przyjedzie jego kolega Paweł – dodała.
– Jaki Paweł? – spytałam oszołomiona, nie tak przecież miało być.
– Pewnie go kojarzysz, kumpel Michała z pracy, czasem u nas bywa – odpowiedziała, a ja się skrzywiłam.
Jeden facet mnie zawiódł, a „dostało się” wszystkim!
Pewnie, że kojarzyłam Pawła, wiecznego wesołka i bawidamka. Facet miał 30 lat, a ciągle zmieniał pracę, bo „szukał swojej drogi”. Co rusz chwytał się czegoś nowego, dziewczyny też pewnie zmieniał jak rękawiczki.
Nawet kiedyś chciał się ze mną umówić, ale ja wtedy byłam z Jackiem, poważnym profesorem matematyki i żyłam w przekonaniu, że znalazłam miłość życia. Do czasu, aż Jacek okazał się palantem, który zwiał na wieść o ciąży. Nic dziwnego, że zdanie o mężczyznach miałam wyrobione. O Pawle też. Jak pomyślałam, że mój los jest w jego rękach, zrobiło mi się słabo.
– Wspaniale, będę rodzić przy niemalże obcym facecie, którego nawet nie lubię – jęknęłam.
– Lepiej przy Pawle niż w taksówce, nie marudź – warknęła Jagoda. – Przepraszam – dodała po chwili. – Wkurzyłam się na Michała, akurat dzisiaj musiał rozwalić samochód!
– Faceci są do niczego, coś o tym wiem – powiedziałam, przymykając oczy pod wpływem kolejnego skurczu, ale Jagoda nie odpowiedziała, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Pogotowie porodowe, dzień dobry – usłyszałam wesoły głos.
„Fajnie, że choć on jest w doskonałym nastroju” – pomyślałam cierpko.
– No widzę, że za dużo czasu nie mamy. Zbieramy się, królewno, bo maleństwu się chyba spieszy – stwierdził z pewnością siebie Paweł.
„Ja ci dam królewnę” – pomyślałam, ale nie odezwałam się ani słowem. W moim położeniu dyskusja nie była dobrym pomysłem. Z trudem zeszłam do samochodu. Paweł mnie podtrzymywał, a Jagoda coraz bardziej nerwowo wokół nas biegała, objuczona pakunkami.
Muszę przyznać, że byłam zaskoczona tempem, w jakim pojawiały się coraz silniejsze skurcze. Słyszałam, że akcja porodowa często trwa kilka godzin, a tymczasem miałam wrażenie, że u mnie wszystko postępuje piorunem. W samochodzie zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o bólu przewiercającym mnie co chwilę na wskroś. Nie było to łatwe.
– Klara, niebawem się zobaczymy, ale musisz dać mamusi dojechać do szpitala, poczekaj jeszcze chwilę – głaskałam się po brzuchu i przemawiałam do córeczki.
– Spokojnie, jesteście w dobrych rękach – powiedział Paweł uspokajającym tonem. We mnie się zagotowało.
– Jasne, jej ojciec też tak mówił – sarknęłam.
Paweł zamilkł.
– Wybacz jej, cierpi. Poza tym ten palant Jacek zostawił ją, gdy zaszła w ciążę, bo stwierdził, że nie jest gotowy na ojcostwo, wyobrażasz sobie? – oburzyła się Jagoda i wiedziałam, że szybko jej nie przejdzie. Gdy tylko zaczynała mówić o moim byłym facecie, zaraz dawała upust swojemu oburzeniu.
– Ten profesorek? Pan idealny? – nie dowierzał Paweł.
– Pan idealny okazał się być zwykłym, nieodpowiedzialnym tchórzem. Ja to mówiłam już dawno, ale nie, ona mnie nie słuchała – Jagoda zaczynała swoją tyradę.
Przerwał jej dopiero mój przeciągły jęk, po którym zapadła cisza. Paweł spojrzał na mnie, potem przed siebie. Podążyłam za jego wzrokiem i zaczęłam płakać przerażona. Przed nami był niekończący się korek. Mój płacz przerwał tak silny skurcz, że zaczęłam krzyczeć.
– Jezus Maria, ja chyba czuję jej główkę – wydyszałam przerażona.
– Tak myślałem – westchnął Paweł, rozglądając się nerwowo, po czym szybko skręcił na pobocze.
– Nie ma czasu, królewno, mała Klara przyjdzie na świat tutaj – powiedział, otwierając drzwi.
Zbladłam.
– Tutaj? Zwariowałeś? Nie ma mowy, wytrzymam – zacisnęłam zęby.
– Nie wytrzymasz, masz skurcze co chwilę, a przed nami korek.
– Pobrudzimy tapicerkę! – chwyciłam się argumentu, który powinien podziałać na faceta.
– W nosie mam tapicerkę – powiedział, patrząc mi w oczy. – Ty dzwonisz po pogotowie – rozkazał Jagodzie, która drżącą ręką wyjęła z kieszeni telefon.
Była tak blada, że myślałam, że za chwilę zemdleje.
– A ty przesz, będzie bolało jak diabli, ale dasz sobie radę. Masz, ściskaj w rękach to – rzucił mi swój sweter. – A ja zajrzę do Klary – bezceremonialnie zadarł mi spódnicę, a ja odruchowo zacisnęłam nogi.
– Marta, spokojnie, wiem, że to mało romantyczne okoliczności – próbował żartować, ale zgromiłam go wzrokiem. – Mam kurs ratownika medycznego, nawet kiedyś pracowałem w tym zawodzie. Zaopiekuję się wami, ale musisz mi zaufać. Nie masz wyjścia – powiedział, i ja zrezygnowana zdałam sobie sprawę, że ma rację.
– Na pewno masz ten kurs? – zapytałam tylko.
– Tak – zapewnił.
– Okej – odpowiedziałam głośniej niż chciałam, bo znów potwornie mnie zabolało.
Gdzieś w tle słyszałam, jak Jagoda rozmawia z dyspozytorem. Cały świat zaczął odchodzić w niebyt, byłam tylko ja, mój oddech, ból, spokojny głos Pawła i jego dłoń trzymająca moją. Byłam jak marionetka, posłusznie wykonująca jego polecenia: przyj, przestań, oddychaj. I nagle usłyszałam płacz.
Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że to płacze moje dziecko! W oddali słyszałam sygnał karetki, ale to nie było już ważne…
Paweł udowodnił mi, że zawsze mogę na niego liczyć…
Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie, Paweł przeciął pępowinę, pogotowie zabrało mnie i Klarę, no i Jagodę, bo biedna po wszystkim zemdlała. Po badaniach okazało się, że wszystkie jesteśmy zdrowe jak ryby.
Byłam wykończona, ale najszczęśliwsza na świecie. Nie dawało mi tylko spokoju, że nie zdążyłam podziękować Pawłowi. Obiecałam sobie, że zrobię to jak tylko wyjdę ze szpitala. Nie musiałam jednak czekać aż tak długo. Nazajutrz zobaczyłam w drzwiach sali bukiet kwiatów.
– Witajcie, królewny – usłyszałam znajomy głos.
– Cześć, Paweł – powiedziałam wzruszona. – Nawet nie zdążyłam ci podziękować – dodałam szybko.
– Nie ma za co! To ja dziękuję, że mogłem z wami być w tej niezwykłej chwili – uśmiechnął się, patrząc to na mnie, to na śpiącą Klarę. – Kiedy wychodzicie? – zapytał.
– Pojutrze.
– Zatem oferuję swoje usługi – pokłonił się. – Zawiozę was do domu.
– Paweł, dziękuję, ale nie możemy cię tak wykorzystywać – odparłam.
– To żadne wykorzystywanie, muszę ratować nadwątlony honor mężczyzn – stwierdził z udawaną powagą. – Poza tym, liczę na kawę i tytuł ulubionego wujka tej młodej damy – dodał z uśmiechem.
– Zgoda, pozwolimy się odwieźć, damy ci kawy, a jak nabiorę sił to nawet zaprosimy na ciasto – stwierdziłam. – Jeśli zaś chodzi o ulubionego wujka, to już nie ze mną musisz o tym rozmawiać – dodałam ze śmiechem.
Dzisiaj są trzecie urodziny Klary, więc od tamtych wydarzeń minął szmat czasu. Pawłowi rzeczywiście udało się obronić męski honor. Okazało się, że źle go oceniłam. Od dnia urodzin Klary już zawsze mogłyśmy na niego liczyć, niezależnie od tego, czy chodziło o kolkę, chorobę czy kupno wózka albo rowerka na trzecie urodziny. Jedno tylko nie poszło tak, jak planował. Nie został ulubionym wujkiem Klary.
– Tato, jest suupel! – rozległ się pisk Klary, gdy Paweł postawił przed nią różowe cudo, kupione trzy dni temu.
Spojrzałam na niego i pomyślałam, że to niebywałe szczęście, że Michał rozwalił wtedy ten samochód. A mój mąż podniósł na mnie wzrok i wiedziałam, że on myśli to samo.