Matka zleca mi zakupy, ale to nie zakupy, a maraton po sklepach. Mówi, że chce mleko, ale nie byle jakie, tylko mało tłuste. Chleb? Jasne, ale nie z tej piekarni, tylko z tamtej, bo ten jej lepiej smakuje. A ja co? Biegam jak głupi z listą w ręku, jakbym w życiu nic innego nie miał do roboty.
Wczorajsze zakupy to był prawdziwy horror. W domu leżało chore roczne dziecko, żona sama z nim, a ja po pracy, myślę sobie, że zrobię szybkie zakupy dla mamy i wracam do domu. Wchodzę do mamy, mam w głowie tylko to, co najpotrzebniejsze – szynka, mleko, tyle. Mama kiwa głową, mówi, że dobrze, żeby to kupić i tyle. Pojechałem, wziąłem co trzeba i myślę, że już, zaraz będę w domu.
Ale zaraz, zaraz się dopiero zaczyna. Ledwo wyjdę ze sklepu, a tu zaczynają sypać się smsy od mamy. „A weź jeszcze to”, „a tamto też by się przydało”, „a zapomniałam ci powiedzieć o tym”. No i co ja mam zrobić? Wrócić do sklepu. I tak w kółko. Raz po mąkę, raz po jajka, raz po coś jeszcze. I tak zamiast szybkich zakupów, robię rundkę po całym sklepie.
W domu dziecko płacze, żona ma ręce pełne roboty, a ja biegam po sklepach jak jakiś maratończyk. Wracam do domu, a tu kolejny sms od mamy, że jeszcze coś by się przydało i jutro mam jej kupić.
I co z tego, że jestem mężczyzną i mam swoje sprawy na głowie? Przecież mleko to mleko, chleb to chleb. Ale nie, dla mamy musi być wszystko wybrane specjalnie. Trzy razy w tygodniu, każde zakupy to przynajmniej godzina, a jak trafisz na korki, to nawet dwie. Strata czasu, mówię Wam. A próbowałem jej tłumaczyć, że można kupić wszystko w jednym sklepie, ale nie, ona musi mieć dokładnie to, co sobie wymyśliła.
Nie rozumiem tego, naprawdę. Czy nie można zrobić zakupów prościej? Muszę biegać jak szalony, szukać tych wszystkich specyfików. I jeszcze ta lista, którą mama mi robi. Pisze tam takie rzeczy, że normalny człowiek by się zgubił. Ile można? Chodzę od sklepu do sklepu i na każdym kroku czuję, jak marnuję swój cenny czas.
A jak wracam, to i tak zawsze czegoś zapomnę. Bo przecież nie dość, że mam szukać tych wszystkich wymyślnych produktów, to jeszcze muszę pamiętać o każdej drobnostce. I potem znowu słyszę, że coś nie tak, że nie tego chciała, że muszę wracać.
Mam jeszcze teściową, której też czasem trzeba pomóc, ale z nią to zupełnie inna bajka. Pół roku temu ciężko chorowała, wróciła ze szpitala i trzeba było się nią zająć. No to ja z żoną, na zmianę, staramy się pomagać, jak tylko możemy.
Tyle że kiedy jej pomagaliśmy, to nigdy nie było żadnych specjalnych wymagań. Mówiła prosto:
– Kupcie mi cokolwiek, bylebym miała co do ust włożyć.
I zawsze była taka wdzięczna, nigdy na nic się nie poskarżyła, żadnych pretensji. Pamiętam, raz zapomniałem kupić jej maślanki, o którą prosiła. No i mówię jej, że zaraz wrócę do sklepu, żeby to dokupić. A ona? O mało mnie siłą nie zatrzymała!
Mówi do mnie:
– Czy Ty zwariowałeś? Siedź tutaj, nic się nie stanie. Kupisz mi następnym razem. Co myślisz, że nie przeżyję bez tej maślanki, czy co?
No i siedzę, zaskoczony, bo z moją mamą to by tak łatwo nie poszło. Jak jej zapomnę kupić coś z listy, to od razu słyszę pretensje, że nie umiem robić zakupów, że nie słucham. A teściowa? Zupełnie inna postawa. Wyrozumiała, spokojna, bez żadnych niepotrzebnych wymagań.
To daje do myślenia. Jak można być tak różnymi osobami, tak różnie reagować na te same sytuacje. Teściowa, choć po chorobie, to nigdy nie narzekała, zawsze zadowolona z tego, co dostanie. A moja mama? Zawsze coś nie tak, zawsze coś trzeba poprawiać, dokupować.