Wracałam do domu z zakupami, niewielkimi, bo ileż tego było potrzeba dla mnie samej. Tylko pierogów robiłam zawsze dużo, tak samo jak w czasach, kiedy Robert jeszcze żył i Joasia była w domu.
Oboje przepadali za moimi pierogami. Teraz lepiłam je z przyzwyczajenia, a potem upychałam w zamrażarce i odgrzewałam przez cały styczeń. Czułam się samotna szczególnie w takie dni jak dziś, kiedy ludzie ubierają choinki, szykują potrawy wigilijne i zasiadają do wspólnego stołu, a ja jestem sama.
Z roku na rok coraz bardziej mi przykro
Wchodziłam powoli po schodach na to swoje trzecie piętro, bo w naszej kamienicy nie było windy, a ja nie miałam już tyle sił co dawniej. Nade mną, na ostatnim piętrze, mieszkał tylko wdowiec z dwójką dzieci.
Niestety, od czasu śmierci żony staczał się coraz bardziej. Sama mu parę razy zwracałam uwagę, żeby tyle nie pił, bo opieka społeczna zabierze mu dzieciaki.
Jeśli był w trzeźwy, próbował nawet się kajać, ale pijany zwykle tylko coś odwarkiwał. Stanęłam pod swoimi drzwiami, szukając kluczy w torebce, kiedy nagle usłyszałam jakieś szepty.
Podniosłam głowę i spojrzałam na schody. Piętro wyżej było całkiem ciemno, ale na pewno coś słyszałam. Zrobiłam kilka kroków i już wiedziałam. Na ostatnim schodku siedziały dzieci.
– Co wy tu robicie? – zapytałam.
Chłopiec tylko wzruszył ramionami, a młodsza siostra się do niego przytuliła.
– Dlaczego nie idziecie do domu? – drążyłam. – Zimno tak siedzieć na schodach.
– Bo tata… – zaczęła mała, ale starszy brat szarpnął ją za ramię.
– Cicho bądź – mruknął i dziewczynka momentalnie zamilkła. – Zaraz idziemy – powiedział. – Chcieliśmy tylko pogadać.
– Aha, pogadać – udałam, że im wierzę, i poszłam do siebie.
Nie bój się. Nikomu nic nie powiem
Kiedy pół godziny później cichutko i ostrożnie wyjrzałam na klatkę, dzieci siedziały w tym samym miejscu.
– Chodźcie, dzieciaki – zaproponowałam – poczęstuję was pysznymi ciastkami.
Adaś się zawahał, ale Kasia w sekundę była obok mnie.
– Chodź, Adaś, mówiłeś, że jesteś głodny.
W mieszkaniu zrobiłam dzieciom herbatę i zaczęłam smażyć racuchy. Znikały w małych buziach szybciej, niż smażyłam. Dopiero po dłuższym czasie ponownie zapytałam, dlaczego nie idą do domu.
– Bo tata gdzieś poszedł i nie zostawił nam kluczy – wypaliła Kasia, zanim brat zdążył ją powstrzymać.
– Po co gadasz, głupia? – warknął, ale było już za późno.
– Nie bój się – wyłączyłam gaz pod patelnią i usiadłam na krześle. – Nikomu nic nie powiem. Ale jak to poszedł? I zostawił was samych?
– My często zostajemy sami – wyjaśniła Kasia.
– Ale ja już przecież jestem duży – dodał szybko Adaś.
Jak można zostawić dzieciaki same?
Siedziałam w milczeniu. Adaś tylko wzruszył ramionami, a Kasia pociągnęła nosem.
– Wiecie co – zaproponowałam – może poczekacie na tatę u mnie zamiast na schodach.
– Ale tata może wrócić dopiero rano – wyrwało się Kasi, a Adaś natychmiast trzepnął ją po ramieniu. – Auu – pisnęła. – Przecież prawdę powiedziałam, czemu mnie bijesz?
– Bo po co gadasz? Nieprawda, nie rano – zaprzeczył. – Tata pewnie zaraz wróci. Robi zakupy.
– No dobrze, to napiszemy tacie kartkę i zostawimy w drzwiach – zaproponowałam. – Napiszemy, że jesteście u mnie. Przyjdzie po was, jak wróci.
Kasia gwałtownie kiwnęła głową. Adaś jeszcze się wahał, zerkał niepewnie to na mnie, to na siostrę, wreszcie się zgodził.
Chyba najwyższa pora coś z tym zrobić
– Co powiecie na to, żebyśmy wspólnie obejrzeli jakiś film – zapytałam. – Pomożecie mi wybrać, bo ja nie mam już tyle siły.
Nie miałam na to ochoty, tak szczerze mówiąc. Jednak teraz, patrząc na roziskrzone oczy dzieci, byłam pewna, że warto trochę się poświęcić.
Godzinę później w moim smutnym i cichym od dawna salonie słychać było śmiech dzieci i ich wesołe przekomarzanie się. Nastawiłam telewizor i z kubkiem herbaty usiadłam na chwilę w fotelu.
W ogóle nie mogłam uwierzyć, jak można zostawić małe dzieci same. Chyba najwyższa pora coś z tym zrobić.
Po wieczerzy dzieciaki były już tak zmęczone i senne, że po prostu położyłam je do łóżka w małym pokoju, który dawno, bardzo dawno temu należał do Joasi.
– Mogę mówić do ciebie ciociu? – spytała Kasia.
– No jasne, że możesz – zgodziłam się z uśmiechem.
– A będę mogła do ciebie przychodzić, jak tata gdzieś znowu pójdzie? – upewniła się.
– Oczywiście. A często tata gdzieś chodzi i nie wraca na noc?
Kasia kiwnęła głową.
– To gdzie wtedy śpicie?
– Tata nam zostawia klucze. A jak zapomni, to na strychu.
Byłam przerażona. Mieszkałam tu przecież przez cały czas i nie miałam o niczym pojęcia. Wiedziałam, że sąsiad popija, ale sądziłam, że dba o dzieciaki…
Na pewno wrócił w nocy
Ich ojciec pojawił się u mnie dopiero następnego dnia przed południem. Nie wiedziałam, o której wrócił, ale na pewno w stanie mocno nietrzeźwym, bo inaczej pamiętałby o dzieciach.
Stał w drzwiach i wyglądało na to, że było mu bardzo wstyd. Ja również milczałam, nie chciałam mu niczego ułatwiać, nie zasłużył na to.
– Moje dzieci – zająknął się, ale nic więcej nie musiał mówić, bo dzieciaki już były w przedpokoju. Myślałam, że rzucą się ojcu na szyję, ale one tylko stały i patrzyły w milczeniu. Zaczynało się robić nieprzyjemnie.
– Idziemy do domu – odezwał się w końcu sąsiad.
– Ciocia Zosia zaprosiła nas na obiad – oznajmił Adaś.
– Daj spokój, synek. Bardzo panią przepraszam, nie będziemy pani więcej zawracać głowy.
– Ja jednak bardzo proszę, żeby pan przyszedł. Myślę, że musimy poważnie porozmawiać.
Wydawało mi się, że sąsiad ma ochotę na mnie warknąć, ale nagle jakby coś do niego dotarło, zmienił się na twarzy.
– Jeszcze raz przepraszam. Przyjdziemy – dodał po chwili wahania.
Być może zachowałam się jak wredna jędza
Przy obiedzie nie podejmowałam tematu, chociaż wszystko sobie dokładnie przemyślałam. Dopiero kiedy dzieci poszły na podwórko, wyrzuciłam z siebie wszystko to, co ułożyłam sobie w głowie przez noc.
Być może zachowałam się jak wredna jędza, ale nie widziałam innego wyjścia, musiałam jakoś pomóc tym biednym dzieciakom. I sąsiadowi zresztą też. Wyglądało na to, że nie był złym człowiekiem, tylko bardzo się pogubił w życiu.
Zagroziłam, że złożę na niego doniesienie do opieki społecznej albo na policję, sama jeszcze nie wiedziałam gdzie.
– Jeśli nie zacznie pan dbać o dzieci, no i o siebie też, to słowo honoru, że doniosę. Ani chwili nie będę się wahała – zagroziłam.
Nie wiedziałam, czy mi wierzy, w każdym razie siedział z opuszczoną głową.
– Bardzo kocham swoje dzieci – powiedział w końcu. – Ale niestety, nie radzę sobie, odkąd zabrakło żony.
– Dzieci mogą po lekcjach przychodzić do mnie – zaoferowałam. – Dam im obiad, odrobią lekcje, poczekają na pana. Co oczywiście nie znaczy, że przez całą noc – dodałam natychmiast.
– Przepraszam – mruknął sąsiad.
Zostałam ciocią dla Kasi i Adasia
Już samo to, że się nie awanturował ani nie złościł, nastawiło mnie do niego pozytywnie. Jakoś cała wściekłość, którą czułam dotychczas, nagle ze mnie wyparowała. Może rzeczywiście ten człowiek potrzebował tylko trochę pomocy…
Ich ojciec naprawdę zaczął się starać – nie pił, wracał zaraz po pracy i, co najważniejsze, nie wychodził nigdzie na noce. Zaproponowałam mu, że jeśli będzie robił zakupy, to mogę gotować obiady zarówno dla dzieci, jak i dla niego.
Początkowo trochę się wzbraniał, że niby nie chce mi robić kłopotu, ale widziałam, że takie rozwiązanie byłoby mu bardzo na rękę. Dziś żyjemy prawie jak rodzina, już nie tylko dzieciaki mówią do mnie ciociu, ale ich ojciec również.
Kiedyś mi powiedział, że uratowałam jego rodzinę i będzie mi za to wdzięczny do końca życia. Nie wiem, czy aż uratowałam, ale sobie też pomogłam, bo już nie czuję się samotna, mam z kim rozmawiać i kim się opiekować.