Przez ostanie lata oszczędzałam każdy grosz, bo chciałam kupić dla siebie mieszkanie w centrum miasta. O swoich planach nie informowałam dzieci, bo myślałam, że nie będą się interesowały nieruchomością zwłaszcza, że same mają już gdzie mieszkać. Gdy sfinalizowałam wszystkie formalności i upewniłam się, że mieszkanie jest gotowe do przeprowadzki, zaprosiłam ich do siebie na parapetówkę. Właśnie tego dnia zaczęły się moje problemy.
Wyjechałam do Włoch na zarobek prawie 18 lat temu. Nie żebyśmy z mężem żyli w ubóstwie, ale to nie był poziom na jakim bym chciałabym żyć. Mieliśmy niewielki dom w rodzinnej wsi, ale z dorastającymi dziećmi zaczęłam się martwić o ich przyszłość ponieważ w naszej rodzenie jest zwyczaj, że rodzice starają się zapewnić dzieciom mieszkanie na dobry start w samodzielne życie. Mój mąż nie martwił się tym, uważał, że to już nie te czasy i dzieci powinny same o siebie zadbać, ale ja nie słuchałam go i wyjechałam zarobić na zakup nieruchomości dla moich dzieci.
Zarobione pieniądze pozwoliły mi kupić mieszkania dla nich. Syn, jako pierwszy, ożenił się więc dostał trzypokojowe mieszanie w mieści, a 5 lat później moja córka dostała na wesele podobny prezent. Pomogłam im również z remontem oraz wyposażeniem mieszkań w najpotrzebniejsze meble i sprzęty AGD. Gdy dzieci się usamodzielniły, poczułam, że zrobiłam swoje i zaczęłam myśleć o sobie. W tym czasie rozstałam się też z mężem więc zaczęłam oszczędzać na mieszkanie dla siebie.
Gdy w końcu miałam już swoje lokum, zaprosiłam dzieci na parapetówkę. Reakcja dzieci była jednak zupełnie inna, niż się tego spodziewałam. Nie wiem skąd ich zachowanie, pomogłam im przecież rozpocząć dorosłe życie, zabezpieczyłam je mieszkaniami, a teraz, gdy postanowiłam zrobić coś dla siebie, spotkałam się z krytyką. Moja córka zarzuciła mi wtedy, że bardzo bezsensownie wydaję pieniądze. Syn ją poparł, mówiąc, że mieszkanie jest za duże i mogłam spokojnie kupić kawalerkę, a resztę pieniędzy mogłam podzielić między nich.
Niewiarygodne, ale przez to mieszkanie dzieci się na mnie obraziły i przestały ze mną rozmawiać. Szczerze nie rozumiem – co zrobiłam nie tak? Czytałam podobne historie, ale nigdy nie myślałam, że coś takiego mogłoby przytrafić się mi. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją, że nie zrobiłam niczego by im w jakikolwiek sposób zaszkodzić i znowu będziemy rodziną.