– Zacznijmy od początku – błaga mnie od dwudziestu minut. – Zobaczysz, że się zmienię!
Śmierdzi sfermentowaną wódą, oczy ma podpuchnięte, z czerwonymi żyłkami… Na obrzmiałym policzku przyschnięta krew, bo się zaciął przy goleniu i tak zostawił. Zawsze kiedy kończy trzydniówkę, kąpie się, goli i oblewa wodą kolońską. Jakby to miało pozacierać ślady i wszystkich wokół zmylić: oto porządny facet, dobry mąż i kochający ojciec! Nic się nie stało!
Na jedną noc przygarnęła nas sąsiadka, dwie ostatnie przespałyśmy u mojej mamy. Nie można było zostać w domu, bo tak szalał, że naprawdę się bałam. Na szczęście u mamy są nasze awaryjne rzeczy; majtki, jakaś bluzka, sweter i spodnie. Z butami gorzej, ale mamy ten sam numer, więc biorę jej klapki i jakoś dajemy radę.
Wstydzę się sąsiadów
Nasza córka Ada tak się wyćwiczyła w tych ucieczkach, że od razu łapie plecak z książkami, i co tam jest jej potrzebne do szkoły. Ja też się nauczyłam mieć na podorędziu portmonetkę i dokumenty.
Po jego krokach poznaję, czy będzie tylko marudził, czy od drzwi zacznie demolkę. Mogłabym go nie wpuszczać do mieszkania, ale wstydzę się sąsiadów. Zacznie walić, łomotać, pobudzi cały blok, bo on wtedy nie wie, co robi…
Klnie, sika pod cudzymi drzwiami, wyzywa mnie od najgorszych i wrzeszczy, że jestem k…a, mam kochanków, i że się łajdaczę na mieście. Jak potem komuś w oczy spojrzeć?
Kiedy nie pije, jest do rany przyłóż!
Chodzi taki pokorny, przeprasza, łapie się za naprawy zlewu albo kontaktów. Normalnie nie można się go doprosić, żeby coś zrobił, a po takiej awanturze robota mu się pali w rękach. Okna potrafi umyć i wypastować cały parkiet, a potem polerować na błysk cały czas dogadując:
– Widzisz? Taki najgorszy chyba nie jestem? Kto by ci tak wysprzątał?
Zapomina tylko, że sam zalał i zadeptał podłogę, kiedy rzucał talerzami z zupą. Siedział rozwalony na kanapie i dyrygował: „za zimna, za gorąca, za gęsta, za rzadka…”, a ja latałam z kuchni do pokoju, łudząc się, że jak będę go słuchała, uniknę draki. Zawsze popełniałam ten sam błąd: siedź cicho, nie prowokuj, rób, co każe, to może się położy i zaśnie…
Mam odpowiedzialną pracę, szef mnie szanuje…
Chyba się czegoś domyśla, bo ostatnio powiedział: „pani Sylwio, człowiek jest kowalem własnego losu i od niego zależy jak sobie poukłada to życie”. Dobrze mu gadać! Pojęcia nie ma, w jakim piekle ja żyję.
Wyrwać się, uciec? Gdzie? On mi zagroził, że nas wszędzie znajdzie i „łby nam pourywa”. Jest silny jak koń. Ja przy nim to chuchro, nie dałabym rady się obronić. Mogę tylko się migać, chować, przeczekiwać, zaczajać, obłaskawiać go, żeby nie było jeszcze gorzej.
Już nie wierzę, że on się zmieni, ale co mi pozostaje? Tylko czekać na cud! Mam wywiadówkę w szkole córki. Jej wychowawczyni to młoda, fajna babka, od razu widać, że lubi młodzież z wzajemnością. Prosi, żebym została po zebraniu, chce ze mną porozmawiać w cztery oczy.
– Coś niedobrego się dzieje – mówi. – Ada jest wycofana, smutna, gorzej się uczy… Czy ma jakieś domowe kłopoty
Nie ma co owijać w bawełnę. Mówię jej, jaki mamy rodzinny problem.
– A co pani ma zamiar z tym dalej zrobić? – pyta bez ogródek. – Bo szkoda dziewczyny. To ją kaleczy na całe życie!
– Mąż obiecuje, że się zmieni, że zacznie się leczyć… Wszystko od niego zależy!
– Myli się pani! Nie od niego. To pani się musi zmienić – woła, a ja dębieję.
– Przecież nie piję. Pracuję, staram się, wszystko jest na mojej głowie! – wołam.
– Pani jest także uzależniona. Od niego i jego nałogu. Żyjecie z Adą w rytmie picia i trzeźwienia męża i ojca. Wszystkie wasze sprawy są temu podporządkowane. Naprawdę pani tego nie rozumie?
Długo rozmawiamy. Dostaję namiary na poradnię psychologiczną, gdzie mogą mi pomóc nauczyć się żyć inaczej. Dla siebie i dla Ady muszę to zrobić!
Wystarczyło raz się postawić i proszę!
Mój skacowany mąż znowu obiecuje…
– To było ostatni raz. Sam widzę, że dalej tak się nie da. Zmądrzałem, przekonasz się, że masz przy sobie innego człowieka. Dla ciebie zrobię wszystko! Przysięgam!
Już mu nie wierzę. Do następnego upicia będzie chodził jak w zegarku, potem znowu popłynie i znowu będą przekleństwa, wyzwiska, tłuczenie naczyń i uciekanie w nocy. Nie da się zaczynać nowego życia ze starym mężem! Mam dosyć. Po raz pierwszy naprawdę mam dosyć!
– Rób, co chcesz – mówię. – Pij, nie pij… twoje życie. Tylko nie próbuj się wyżywać na nas. Już uprzedziłam sąsiadów. Jeden głośniejszy dźwięk i dzwonią po policję. Na komendzie wiedzą, bo uprzedziłam, co wyprawiasz. Jesteśmy pod opieką!
Wytrzeszcza oczy. Najwyraźniej mi nie wierzy. Próbuje nawet żartować:
– Nie strasz mnie malutka! Nie podskakuj, bo dostaniesz lanie, okej?
– Mówię poważnie. Chcesz sprawdzić?
Mam serce w gardle, ale się trzymam
On podnosi się, chwieje nade mną, aż macha ręką i znika w sypialni. Nigdy dotąd nie stchórzył, wystarczyło mu pokazać, że się nie boję i bum! Balon pękł!
Wiem, że jeszcze daleka droga przede mną. Sama nie dam rady. Będę szukała pomocy wszędzie, gdzie tylko można. Wyjadę stąd, znajdę sposób, żeby się uwolnić od przemocy. Ta nauczycielka miała rację; to ja się muszę zmienić! I to szybko.