Odkąd pamiętam, byłam małomówna. Już w szkole wolałam klasówki od odpytywania. Po prostu nie lubiłam mówić i już. Za to uwielbiałam czytać. O dziwo, miałam spore grono znajomych, którzy twierdzili, że ze mną rozmawia się najlepiej – pewnie dlatego, że oni mówili, a ja słuchałam i jak trzeba było, to doradzałam – krótko, zwięźle i na temat.
Z moim chłopakiem, a późniejszym mężem, dobraliśmy się na zasadzie przyciągania się przeciwieństw. On lubił brylować i czarować, a ja robiłam za „urocze tło” (żartobliwe określenie mojej teściowej). Odwagi i sprytu mu nie brakowało, nic więc dziwnego, że odniósł sukces. Firma, którą założył, rozwijała się tak dobrze, że po kilku latach mieliśmy ładny dom, dwa samochody terenowe i zapewnione wakacje w modnych kurortach.
Moim zadaniem było ładnie wyglądać i dbać o dom
Gdy dom już błyszczał, ulubiony obiad Pawła czekał na podanie, a ja sprawdziłam wszystkie strony z nowinkami dekoracji wnętrz (zmieniałam dodatki, zwłaszcza w salonie, kilka razy w roku, by goście docenili dobry gust gospodarza), gdy zaplanowałam już menu na cosobotnie przyjęcie z różnymi kontrahentami męża, zaczynałam się nudzić.
Pomimo że sprzątałam, gotowałam i dbałam o ogród (dumę Pawła), miałam sporo wolnego czasu. W końcu, między wizytami u fryzjera i kosmetyczki, zrobiłam kurs księgowości. Już po kilku miesiącach zaczęłam przyjmować zlecenia i pracować w domu. Paweł nawet się nie zorientował, że dorabiam.
Pracował do późna, często wyjeżdżał, a poza tym już dawno przestał się interesować tym, co robię, myślę, mówię… Póki nie sprawiałam problemów i dbałam o wysoki poziom życia domowego, nie narzekał.
Starałam się więc wykonywać wszystko perfekcyjnie
Prawie mi się udawało… Miałam jedynie problem z koszulami męża. Akceptował tylko koszule jednej marki, koszmarnie drogie, których materiał był bardzo niewdzięczny do prasowania, a ewentualne plamy ciężko było doczyścić. Oddawałam je więc do pralni w centrum.
Teściowa, zakochana bezgranicznie w swoim jedynaku, często składała mi niezapowiedziane wizyty, by podpowiedzieć, co akurat spodobałoby się Pawełkowi i sprawdzić, co robię z czasem „zafundowanym mi przez jej synka”. Wiecznie coś jej się nie podobało. Tego, że pracuję dorywczo, pomagam w firmie, dbam o dom – nie raczyła dostrzegać.
A mąż ze mną już praktycznie nie rozmawiał – zostawiał tylko wytyczne i listę spraw do załatwienia. Wszystko zmieniło się, gdy wrócił z pięciodniowego wyjazdu służbowego do Francji. Było na nim wielu lokalnych przedsiębiorców, w tym moja przyjaciółka, kierowniczka w pewnym biurze rachunkowym. Paweł nie znał Ani, bo nie interesowały go „jakieś głupie psiapsiółeczki” – jak lubił nazywać moje koleżanki.
Ale Ania z pewnością głupia nie była – skończyła studia na dwóch kierunkach, miała ugruntowaną pozycję w firmie i więcej obycia niż ci wszyscy, pożal się Boże, „biznesmeni”. To od niej dowiedziałam się, że na wyjeździe była też nowa tłumaczka francuskiego, zwerbowana na wyjazd jako nagłe zastępstwo.
Pani Sabinka była nowa w naszym mieście. Odziedziczyła kawalerkę po babci. Świeżo po studiach, pracowała na pół etatu w liceum. No i szukała znajomych…
Padło na Anię i… mojego męża
To przyjaciółka powiedziała mi, że Paweł wpadł pani Sabince w oko i lepiej, żebym uważała. Już wcześniej zauważyłam zmiany w zachowaniu męża, ale teraz zaczął się czepiać niemal o wszystko! To, co robiłam do tej pory, nagle okazywało się „nie spełniać standardów”.
Zmieniłam więc wystrój domu zgodnie z nowymi wytycznymi Pawła, z kuchni włoskiej przerzuciłam się na azjatycką, znacznie skróciłam włosy i zastąpiłam baleriny szpilkami – wszystko zgodnie z nowym gustem męża. I chociaż dwoiłam się i troiłam – nie był zadowolony.
W końcu jednak wpadłam na to, że za dziwnym zachowaniem mojego męża stoi pani Sabinka. Jak? No cóż, to było takie banalne… Pewnego dnia, gdy odbierałam z pralni koszule Pawła, usłyszałam od obsługi, że nie udało się usunąć zabrudzeń z kołnierzyka. Pokazali plamę od czerwonej szminki. Ja nigdy nie maluję ust…
Gdy dodałam dwa do dwóch, wyszło mi, że od prawie roku pani Sabinka, nie taka znowu skromna nauczycielka, żywi aspiracje, by zostać żoną biznesmena i awansować w lokalnej hierarchii! Oraz systematycznie wprowadza swój plan w życie.
Nie namyślając się wiele, ruszyłam z tymi koszulami w stronę liceum. Miałam szczęście, trafiłam akurat na przerwę. Gdy wskazano mi panią Sabinkę, nogi się pode mną ugięły…
Paweł zrobił ze mnie kopię kochanki!
Poczekałam na dzwonek rozpoczynający lekcję, po czym weszłam za nauczycielką do klasy i… po wielu latach „niemowa” przemówiła!
– Witam, jestem żoną Pawła. Pomyślałam, że skoro sypiamy z jednym mężczyzną, to możemy podzielić się też obowiązkami. Spokojnie, on już jada wyłącznie dania, które pani lubi, wolny czas spędza zgodnie z pani upodobaniami. Co innego koszule. Paweł akceptuje wyłącznie jedną markę, a to taki delikatny materiał, więc plamy ze szminki są praktycznie nie do usunięcia.
Tu pokazałam całej klasie czerwone ślady na kołnierzyku, idealnie pasujące do czerwieni ust (a po chwili całej twarzy) nauczycielki.
– Aha, i proszę swoją bieliznę prać osobno, żeby nie zaplątała się w rzeczy Pawła. On tego nie toleruje! – i pokazałam fikuśne majteczki.
Trzydzieści par oczu przyglądało się tej scenie z zainteresowaniem. Co było potem? Jeszcze tego samego dnia spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałam z miasta. Zabrałam też większość gotówki z naszego wspólnego konta. Miałam gdzie się zatrzymać, a dzięki zleceniom – również z czego się utrzymać w najbliższym czasie.
Na rozprawie rozwodowej zamierzam walczyć o swoją część majątku. A pani Sabinka?
Po aferze, jaka wybuchła w szkole, straciła pracę
Dyrektorka jest osobą starej daty, z zasadami, i nie toleruje podobnych skandali. Ania doniosła mi ostatnio, że widziała panią Sabinkę, jak robiła zakupy w dziale męskim – pod czujnym okiem mojej byłej teściowej!
Sądząc po minie, nowa wybranka Pawła nie była zachwycona… Wiem też, że on nie zrezygnował z dawnego stylu życia, a jego Sabinka na wydawanych przez nich przyjęciach wygląda na zmęczoną i przygaszoną. Paweł nie zrezygnował też z zagranicznych wojaży, na które jeździ sam… Ciekawe dlaczego?