„Żona zmuszała mnie do pracy z teściem, bo było jej żal staruszka. Znosiłem to, bo w nocy dostawałem od niej rekompensatę”

„Mój teść to w gruncie rzeczy całkiem miły starszy pan, ogólnie zresztą lubiany i szanowany. W pierwszej chwili wydał mi się naprawdę sympatyczny. Dlaczego więc później na jego widok miałem ochotę uciec z domu, gdzie pieprz rośnie?”.

Mój teść to w gruncie rzeczy całkiem miły starszy pan, ogólnie zresztą lubiany i szanowany. W pierwszej chwili wydał mi się naprawdę sympatyczny. Dlaczego więc później na jego widok miałem ochotę uciec z domu, gdzie pieprz rośnie? Przez jego miłość do majsterkowania. Otóż mój teść uważa, że każdy mężczyzna musi być złotą rączką. Tymczasem ja absolutnie nie mam do tego ani zdolności, ani serca.

Na początek kilka słów wyjaśnienia

Jestem całkiem niezłym informatykiem. Pracuję głową, a ręce służą mi do stukania w klawiaturę. I zawsze chciałem, żeby tak zostało. Zwłaszcza że mam świetną pracę, równie świetnie zarabiam i stać mnie na to, by zatrudnić fachowców nawet do tych drobnych spraw. Nie mówię tutaj o wbiciu gwoździa, bo z tym sobie jeszcze radzę, ale na przykład o wymianie baterii łazienkowej.

Prawdę mówiąc, gdy byłem kawalerem, moja wiedza na temat hydrauliki kończyła się na tym, gdzie w mieszkaniu znajduje się główny zawór wody, i w którą stronę trzeba przesunąć wajchę, by go zakręcić. Uważałem, że to w zupełności wystarczy, bo w razie przecieku jestem w stanie uchronić mieszkanie przed zalaniem.

Niestety mój teść był innego zdania. Gdy któregoś dnia nieopatrznie przyznałem mu się, że chcę zawołać fachowca właśnie do wymiany baterii, dosłownie złapał się za głowę.

– Chyba żartujesz, Marku! Prawdziwy mężczyzna sam umie robić tak proste rzeczy! – krzyknął oburzony.

Już miałem coś odburknąć, ale ugryzłem się w język. To było od razu po ślubie i nie chciałem mu zbytnio podpaść.

– Tato, daj spokój. Mam dwie lewe ręce do tego typu robót. Klucze mi z rąk wypadają i w ogóle. Nie ma o czym mówić – chciałem zmienić temat, teść jednak się nie poddawał.

–  Jest mój drogi! Jak tak będziesz do każdego drobiazgu fachowca wzywał, to z torbami pójdziecie – fuknął.

– Niech się tata nie boi. Zarobię i na rodzinę, i na fachowców – odparłem.

Teść jednak tylko machnął ręką

– To przeznaczycie te pieniądze na coś innego. A co do domowych napraw, to ja cię bardzo chętnie wszystkiego nauczę. Zaczniemy od wymiany tego kranu. Zobaczysz, pójdzie nam raz-dwa – ciągnął niezrażony.

Już nabierałem powietrza, by zaprotestować, ale w tym samym momencie żona ścisnęła mnie za rękę.

– Super, tato, że chcesz pomóc. Jesteśmy z Markiem bardzo wdzięczni, prawda? – ściskała coraz mocniej.

Skinąłem głową, bo bałem się, że mi kość złamie. Nie rozumiałem, dlaczego Agnieszce tak zależało na pomocy ojca. Więc gdy tylko zostaliśmy sami, postanowiłem z nią o tym pogadać.

– Co ty wyprawiasz? Nie mam najmniejszej ochoty grzebać przy jakimś tam kranie. Wiesz, że tego nienawidzę – naskoczyłem na nią, a ona tylko westchnęła ciężko i wywróciła oczami.

– Oj, wiem. Ale zrób to dla mnie. Chcę, żeby tata czuł się potrzebny. To bardzo ważne dla ludzi w jego wieku.

– No dobra, ale tylko ten jeden raz. O żadnych dalszych naukach majsterkowania nie ma mowy. Mam ciekawsze zajęcia – zastrzegłem.

– Dobrze, już dobrze. Zresztą jak tata zobaczy, jaka z ciebie noga w tych sprawach, to sam zrezygnuje – uśmiechnęła się.

Wymiana baterii łazienkowej nie poszła mi, delikatnie mówiąc, najlepiej. Teść cały czas stał nade mną jak kat nad dobrą duszą i ze zdenerwowania klucze niemal leciały mi z rąk. Skończyło się na tym, że sam się wziął za robotę, bo bał się, że nigdy nie skończę albo wręcz coś zepsuję.

Przekonała mnie koronkową bielizną

– Wiesz, ty rzeczywiście nie masz pojęcia o męskich pracach domowych. Co tu kryć, jesteś kompletnym ignorantem w tych sprawach – westchnął, gdy po wszystkim usiedliśmy w trójkę przy kawie.

– Przecież uprzedzałem.

– Wiem, wiem, ale nie sądziłem, że jest z tobą aż tak źle – pokręcił głową.

– To teraz już tata wie. Dlatego najlepiej będzie, jak damy sobie spokój z tą nauką majsterkowania. Szkoda czasu. I taty, i mojego. Jak już mówiłem, jestem w stanie zarobić także na fachowców – przypomniałem.

– O nie, nie, kochany, ja tak łatwo się nie poddaję. I tobie też nie pozwolę. Jak weźmiemy się ostro do roboty, to wcześniej czy później złapiesz, o co chodzi. Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz – poklepał mnie po plecach i poszedł do łazienki pozbierać klucze.

Spojrzałem na Agnieszkę.

– Nie ma mowy. Przecież się umawialiśmy… – warknąłem.

– Wiem, wiem, ale chociaż spróbuj. Widziałeś, jaki tata jest szczęśliwy? Aż cały promienieje – zapytała.

– A jak się nie zgodzę?

– Oj, zgodzisz się, zgodzisz. Odwdzięczę się dziś w nocy. Założę tę koronkową bieliznę, którą tak bardzo lubisz… – zamruczała.

To było 2 miesiące temu

Nie potrafiłem oprzeć się takiej pokusie. Byliśmy świeżo po ślubie. Teść bardzo poważnie potraktował swoją obietnicę. Przez następne tygodnie wpadał do nas co sobota i wciągał mnie do męskich prac domowych. Czy była potrzeba, czy nie, zjawiał się bladym świtem ze skrzynką z narzędziami. Nawet nie mogłem się porządnie wyspać. Doprowadzało mnie to do białej gorączki, ale milczałem.

Znosiłem to ze względu na Agnieszkę. Ale im dłużej to trwało, tym było mi trudniej. Przyznałem się do tego żonie.

– Słuchaj, ja już dłużej nie wytrzymam. Nie mam ochoty robić samodzielnie półek na książki, skoro pięć razy ładniejsze widziałem w sklepie, naprawiać starej lampki i spalonego żelazka, rozkręcać pralki, która nadaje się tylko na złom. Jak tego nie wytłumaczysz ojcu, to ja to zrobię. I uprzedzam, nie będę miły – zagroziłem.

– Oj, nie przesadzaj, wytrzymasz. Przecież to tylko raz w tygodniu – uspokajała mnie i znowu wyskoczyła z tą koronkową bielizną.

Czułem, że zbliża się dzień, w którym nawet ten argument nie zadziała.

Kupiliśmy z Agnieszką większe mieszkanie, bo postanowiliśmy zacząć się starać  o dziecko. Teść był zachwycony. Ale nie perspektywą posiadania wnuka, tylko ogromem robót, które mogliśmy, jego zdaniem, wykonać samodzielnie w nowym lokum. Oczywiście natychmiast ostudziłem te zapędy.

– Tato, już wynająłem ekipę, dałem im bardzo pokaźną zaliczkę – powiedziałem, gdy wpadł z kartką i długopisem, by zaplanować front robót.

Był bardzo zawiedziony.

– Naprawdę? Po co? – jęknął. – Do układania kafelków to jeszcze rozumiem. Ale do paneli i malowania? Uwinęlibyśmy się z tym we dwóch w kilka dni. Kasę byście zaoszczędzili.

– Oj tato, przestań… Nie mogę się wycofać. Sam rozumiesz, zaliczka by przepadła – udawałem, że mi przykro.

– E, trudno… Po fachowcach i tak zawsze trzeba poprawiać. Jak znam życie, roboty i tak nam nie zabraknie – zatarł ręce.

Na samą myśl o tym, co mnie może czekać, ciarki przeszły mi po plecach. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by robotnicy nie zostawili żadnej niedoróbki. Nie było to łatwe, ale udało się. Ja zmobilizowałem szefa, on ekipę i wszystko wyszło super.

Teść nie mógł się nadziwić

– No, no, nie sądziłem, że są jeszcze tak solidni fachowcy – stwierdził, gdy już zajrzał w każdy kąt.

– Jeszcze tylko montaż szafek kuchennych i będzie po remoncie – powiedziałem uradowany.

– Kiedy przyjadą? – zainteresował się.

– Jutro – odparłem, bo byłem przekonany, że pyta z ciekawości.

Następnego dnia urwałem się z pracy trochę wcześniej. Chciałem rozliczyć się z ekipą, która przywiozła szafki za montaż, bo opłaciłem tylko transport. W mieszkaniu nie było jednak robotników, tylko żona i teść. W pierwszej chwili go nie zauważyłem, bo siedział schowany za kartonami i studiował jakieś schematy.

– Co tu się dzieje? Dlaczego szafki jeszcze nie zmontowane? Gdzie jest ekipa? – zdenerwowałem się.

– Odesłałem ich – przyznał teść.

– Co takiego?!

– No tak. Po co wyrzucać pieniądze w błoto. Złożymy i powiesimy we dwóch te szafki raz-dwa – odparł.

Pewnie się domyślacie, co było potem

Żona kopała mnie po kostkach, ściskała za rękę, ale tym razem nie dałem się powstrzymać. Wykrzyczałem teściowi prosto w twarz, że nie będę montował żadnych szafek. Bo nie lubię i nie chcę tego robić. Podobnie jak naprawiać kranów, lampek i mnóstwa innych rzeczy.

– Koniec z tym! To mój dom i ja tutaj rządzę! – ryknąłem na koniec.

Teść był zaskoczony moim wybuchem. Gapił się na mnie jak na wariata. W końcu się ocknął i z obrażoną miną pomaszerował do wyjścia.

– Człowiek się stara, pomaga… A tu zamiast wdzięczności, pretensje – rzucił w progu i zniknął za drzwiami.

Od tamtej pory minął tydzień. Śpię na kanapie w salonie, bo żona za karę, że tak potraktowałem jej tatusia, wyrzuciła mnie z sypialni. Trudno, jakoś to wytrzymam… Najważniejsze, że ekipa dała się namówić na powrót i szafki są już zmontowane. No i teść się nie pojawił, choć to sobota…

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *