„Kochałam męża, ale nie potrafił dać mi spełnienia. Myślałam, że tak już musi być, dopóki nie spotkałam Pawła”

„Nie dotarłam do siebie. Zamiast tego znalazłam się w pokoju Pawła. Nawet nie wiem dokładnie, jak to się stało. Pamiętam tylko, że gdy znaleźliśmy się na górze, oparł mnie o ścianę i zaczął całować. Wino cudownie szumiało mi w głowie, poczułam rosnące podniecenie. I już nie potrafiłam się opanować. Chwilę później nasze ubrania leżały na podłodze”.

Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Rodzice od małego powtarzali mi, że to, co mówi ksiądz, jest święte. Kiedy więc na lekcji religii usłyszałam, że z seksem trzeba poczekać do ślubu, bo inaczej popełnia się śmiertelny grzech, mocno wzięłam to sobie do serca. Wytrwałam w czystości do dnia, w którym powiedziałam „tak” przed ołtarzem. I wiecie co? Bardzo tego żałuję. Bo mężczyzna, za którego wyszłam, nie potrafi mnie zaspokoić. I zaczynam go za to nienawidzić.

Mateusza poznałam w kościele. Ja śpiewałam w chórze kościelnym, on działał w ruchu oazowym. Wpadliśmy na siebie raz i drugi, zaczęliśmy rozmawiać. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej byłam w nim zakochana. Okazało się bowiem, że nie dość, że mamy podobne zainteresowania, to jeszcze kierujemy się w życiu takimi samymi zasadami. Także tymi dotyczącymi seksu. Gdy mi wyznał, że nie uznaje stosunków przedmałżeńskich, byłam taka szczęśliwa! Koleżanki mówiły, że nigdy nie spotkam chłopaka, który zgodzi się czekać na ten pierwszy raz tak długo. A jednak trafił mi się rodzynek. I to na dodatek mądry i pioruńsko przystojny.

Mama kazała mi milczeć

Pobraliśmy się po trzech latach znajomości. Przez ten czas nie było między nami prawie żadnej bliskości. Mateusz ograniczał się do czułych gestów i nieśmiałych pocałunków na pożegnanie. Nigdy nie posunął się nawet o kroczek dalej. Byłam zachwycona. Cieszyłam się, że spotkałam mężczyznę, który kocha mnie prawdziwą, czystą miłością, a nie myśli tylko o tym, by zaspokoić swoje żądze.

Rodzice wyprawili nam piękne wesele. Niedługo po północy zaciągnęłam męża do naszego pokoju. Byłam taka podekscytowana! Nieraz wyobrażałam sobie nasze pierwsze zbliżenie i kolejne wspólne noce. Marzyłam, że będzie romantycznie, cudownie, wspaniale. I w ogóle naj, naj, naj! Przecież tak dzielnie wytrwałam w postanowieniu. Należała mi się nagroda.

Noc poślubna okazała się katastrofą. Usiadłam na łóżku w ślicznej, białej koronkowej koszulce, którą specjalnie kupiłam na tę okazję. Miałam nadzieję, że Mateusz podejdzie, zacznie mnie całować, rozbierać. Kiedyś na jakimś filmie widziałam, że to właśnie tak się zaczyna. Tymczasem on nawet nie ruszył się na krok. Przez dłuższą chwilę stał w kącie, zaciskał nerwowo palce i patrzył w podłogę.

Był czerwony jak burak. W końcu zgasił światło, błyskawicznie wyskoczył z ubrania i schował się pod kołdrą po samą szyję. Położyłam się obok, zamknęłam oczy i czekałam. Spodziewałam się delikatnych pieszczot, czułych słów. A on co? Po prostu rozchylił mi nogi, włożył co miał włożyć, poruszał się kilka razy i skończył. Był z siebie taki dumny! Mruknął pod nosem, że warto było poczekać, i zasnął.

Poczułam się potwornie oszukana. Przecież miałam przeżyć cudowne chwile! A czułam tylko ból. Jedyne, co mnie pocieszało, to świadomość, że początki są zawsze trudne. I że jeszcze będzie nam razem wspaniale.

Następne noce nie wyglądały, niestety, lepiej. Już mnie, co prawda, nic nie bolało, ale też nie czułam żadnej przyjemności. Mateusz załatwiał sprawę mechaniczne i bardzo szybko. Trzy, cztery minuty i było po wszystkim. Nie rozumiałam, co się dzieje. Koleżanki opowiadały o usuwającej się ziemi spod stóp, niewyobrażalnej rozkoszy i rozkoszy trwającej przez wiele godzin. Dlaczego więc mnie to omijało?

Chciałam nawet je o to zapytać, ale wstydziłam się. Myślałam, że będą się ze mnie śmiać, uznają za dziwoląga. W końcu postanowiłam więc porozmawiać z mamą. Co prawda, w naszym domu seks był tematem tabu, ale urodziła przecież piątkę dzieci. Musiała wiedzieć, z czym to się je. Miałam nadzieję, że da mi jakiś dobre rady, doda otuchy.

Mama była bardzo zażenowana moimi pytaniami. Gdy tylko wspomniałam, o co mi chodzi, zrobiła taki gest, jakby chciała uciec do kuchni. Zawsze tak robiła, gdy poruszało się jakieś drażliwe, jej zdaniem, tematy. Ostatecznie jednak się przemogła. Niestety, martwiła się jedynie o Mateusza.

– Mam nadzieję, że nie mówiłaś mu o swoich wrażeniach z waszych nocy – wykrztusiła.

– Na razie nie, ale…

– To nie mów! – przerwała mi – Dla mężczyzny nie ma nic gorszego, niż świadomość, że nie radzi sobie w łóżku .

– To co mam zrobić?– jęknęłam.

– Milcz i udawaj, że wszystko jest w porządku – oznajmiła mama.

– Ale tak się nie da!

– Da, da. Uwierz mi…

– Czyli ty też nie… – zamilkłam, bo aż przestraszyłam się własnych myśli.

– Tak, ja też nie. I co? I jestem z twoim ojcem od ponad trzydziestu lat. Jak kobieta naprawdę kocha mężczyznę, to seks nie ma dla niej żadnego znaczenia. A ty przecież kochasz Mateusza, prawda?

– Tak, całym sercem… Nie wyobrażam sobie bez niego życia.

– No, widzisz? Zamiast więc zawracać sobie głowę głupotami, pielęgnuj w sobie to uczucie. Więź duchowa jest ważniejsza od fizycznej. Wcześniej czy później to zrozumiesz – powiedziała i podreptała do kuchni, dając mi do zrozumienia, że uważa temat za zakończony.

Nigdy nie czułam się tak cudownie

Posłuchałam mamy. Ja naprawdę wierzyłam, że mogę być z Mateuszem szczęśliwa. Przecież poza łóżkiem było mi z nim naprawdę dobrze. Kiedy więc po swojemu właził na mnie na te kilka minut, zamykałam oczy i przypominałam sobie, jak to się nam się świetnie rozmawia, jaki jest miły, odpowiedzialny. Działało. Po pewnym czasie przestałam już marzyć o wielkich uniesieniach. Cieszyłam się z tego, co mam. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie tamta przypadkowa noc z Pawłem.

To było dwa miesiące temu. Firma, w której pracuję, wysłała mnie na szkolenie na Mazury. Byli tam ludzie z całej Polski. Ostatniego dnia organizatorzy zaprosili nas na uroczystą kolację. Najpierw chciałam zostać w pokoju, ale po namyśle zeszłam do hotelowej restauracji. Uznałam, że należy mi się trochę przyjemności po tak intensywnej nauce. Nie zamierzałam siedzieć do białego rana. Planowałam, że zjem coś pysznego, porozmawiam chwilę z ludźmi i wrócę do siebie.

Kolacja była naprawdę wspaniała. Kelnerzy donosili coraz to nowe dania. I alkohol. W zasadzie nie piję, bo mam bardzo słabą głowę, ale wtedy się skusiłam. Wypiłam jeden kieliszek pysznego wina, potem drugi, trzeci. Czułam się naprawdę świetnie.

Kłopoty zaczęły się, gdy postanowiłam wrócić na górę. Wstałam i wtedy okazało się, że nie mogę zrobić kroku. Nogi plątały mi się jak maluchowi, który dopiero zaczyna uczyć się chodzić. I wtedy od stołu zerwał się Paweł, kolega z sąsiedniego działu.

– Ej, Iwona, poczekaj, może odprowadzę cię do pokoju – zaproponował.

– Dziękuję, poradzę sobie – mruknęłam.

– Podziękujesz, jak bezpiecznie dotrzesz na górę – roześmiał się i objął mnie ramieniem.

Nie dotarłam do siebie. Zamiast tego znalazłam się w pokoju Pawła. Nawet nie wiem dokładnie, jak to się stało. Pamiętam tylko, że gdy znaleźliśmy się na górze, oparł mnie o ścianę i zaczął całować. Wino cudownie szumiało mi w głowie, poczułam rosnące podniecenie. I już nie potrafiłam się opanować. Chwilę później nasze ubrania leżały na podłodze.

Kochaliśmy się do rana. Paweł był najpierw delikatny i czuły, potem dziki i namiętny. O Boże, jak mi było wspaniale. Chciałam jeszcze i jeszcze. Przecież nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam.

– Rany, ale jesteś nienasycona. Chyba dawno nie byłaś z mężczyzną – szepnął, gdy zmęczeni oderwaliśmy się od siebie.

Nagle poczułam smutek. Przypomniały mi się wszystkie noce spędzone z mężem.

– Rzeczywiście, nie byłam – wykrztusiłam i zawstydzona uciekłam do swojego pokoju.

Do wyjazdu unikałam Pawła jak ognia. Bałam się, że jeśli go zobaczę, to stracę szacunek do Mateusza. Może go nawet znienawidzę.

Po przyjeździe do domu ogarnęły mnie potworne wyrzuty sumienia. Było mi głupio, że zdradziłam męża, i że tak źle o nim pomyślałam. Przecież go kochałam, przysięgałam miłość i wierność. Wszelkimi sposobami starałam się więc zapomnieć o tym, co przeżyłam z Pawłem, i wrócić do normalności. Ale mi się nie udawało. I chyba nie uda się nigdy

Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Stałam się nerwowa, opryskliwa. Zwłaszcza w nocy, gdy Mateusz próbuje spełnić swój obowiązek małżeński. Zamykanie oczu i wspominanie, jak to poza łóżkiem jest nam ze sobą dobrze, już nie pomaga. Gdy włazi na mnie, mam ochotę go zrzucić i wykrzyczeć w twarz, że jest żałosny i do niczego się nie nadaje.

Na razie się powstrzymuję, ale myślę, że w końcu to zrobię. Paweł pokazał mi, ile szczęścia i radości może dać seks. I chyba nie potrafię z tego zrezygnować…

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *