Nigdy nie lubiłam sprzątać, to nie moja bajka. Od czasu do czasu, może raz w tygodniu, a nawet rzadziej, wytrę już te kurze i umyję podłogę, ale większość takich prac wykonują za mnie inne osoby, które zaczęłam zatrudniać, gdy tylko wprowadziłam się do własnego mieszkania. W dzieciństwie mama zmuszała mnie do sprzątania w każdą sobotę i wciąż przerażają mnie te wspomnienia. Ledwo się budziłam, a ona już stała nade mną z wiadrem i detergentami. Mijał mi na tym cały dzień, a tak chciałam go spędzić jakoś przyjemnie. W końcu to tylko dwa dni wolnego, a później znowu do szkoły, a potem na studia.
Tak więc w wieku 25 lat wynajęłam mieszkanie i jednocześnie zaczęłam odkładać na zakup własnego. Założyłam jednoosobową działalność, a zarabiać zaczęłam jeszcze wcześniej, na projektach graficznych. Do tej pory ta praca przynosi mi niezłe pieniądze. W ciągu zaledwie dwóch lat cel osiągnęłam swój cel – kupiłam mieszkanie. I przez cały ten czas raz w tygodniu przychodzi do mnie pani, która wszystko sprząta.
Teraz mam 31 lat, a trzy lata temu wyszłam za mąż za cudownego mężczyznę, któremu nie przeszkadza, że jego żona nie jest gospodynią domową ze szmatą w rękach. W pełni popiera moją decyzję o zatrudnieniu osoby do sprzątania, bo my dzięki temu mamy dla siebie więcej czasu. Ale już do teściowej nie miałam takiego szczęścia.
Jest starszą kobietą, tak jak moja mama. Jej zdaniem jestem leniwa i niechlujna, bo nie układam ubrań według kolorów, nie myję codziennie podłogi i nie wycieram co tydzień kurzu z lamp. Z tego powodu toczymy z nią wieczne spory. Często przychodzi do naszego domu i zaczyna sprzątać. Ale to jest moje mieszkanie! I to ja jestem w nim gospodynią. Teściowa zupełnie nie rozumie, jak można tak żyć, z nieidealnie wytartymi meblami.
A ostatnio mój mąż i ja postanowiliśmy wyjechać na urlop. Kobieta, która dla nas pracuje, miała jakieś sprawy rodzinne, więc musiałam poprosić teściową o opiekę nad kwiatami i kotką Luśką. Trzeba było przyjechać, nakarmić ją i spędzić z nią trochę czasu, żeby się nie nudziła. No tak, traktujemy ją trochę jak dziecko.
Kiedy wróciłam, wszystkie moje rzeczy były w zupełnie innych miejscach. W czasie naszej nieobecności mama męża zaprowadziła własne porządki: poprzekładała rzeczy w szafach, przestawiła szafki, ułożyła rzeczy na półkach po swojemu. Byłam wściekła. Jak tak można? Strasznie się pokłóciłyśmy, mąż nawet nie chciał brać w tym udziału.
Teściowa nie zrozumiała, o co mi chodzi, bo według niej wyświadczyła nam przysługę. Uważacie, że postąpiła słusznie? Czy jednak nie powinna wchodzić do czyjegoś domu i wprowadzać w nim własnych zasad?